Lorek: Życie zaczyna się po czterdziestce. Greg Hancock królem Malilli

Żużel
Lorek: Życie zaczyna się po czterdziestce. Greg Hancock królem Malilli
fot. PAP

W 1995 roku, w strugach deszczu, Greg Hancock wygrał swój pierwszy turniej Speedway Grand Prix w londyńskim Hackney. 21 lat później święci triumf w szwedzkiej Malilli. Warto było poczekać całą noc aż czarne chmury przestaną straszyć miłośników żużla w Malilli. Kalifornijczyk przybliżył się do czwartego tytułu indywidualnego mistrza świata.

Greg to fenomen. Wspaniały jegomość, który doskonale wyczuwa wibracje. Potrafi zachować się jak salonowy lew i wie kiedy podnieść lampkę szampana w bodedze w andaluzyjskim Jerez de la Frontera. Imponuje wiedzą o supercrossie i w rytmie flamenco błyszczy potoczystym językiem w rozmowie z trzykrotnym mistrzem świata – Ryanem Dungey z Minnesoty. Ze swadą rozprawia o freestyle motocrossie i Moto GP, ale doskonale rozumie też mechanizmy biznesu i zakamarki świata przyrody. Sekwoje, jesiony, orogeneza, ekonomia – wybierz skrawek z tortu ludzkiej działalności, a Greg zapewne będzie wdzięcznym rozmówcą. Ma trzech wspaniałych synów i doskonale rozumiejącą trudy sportowego życia, małżonkę Jennie. Trzeciego czerwca skończył 46 lat, ale w głębi duszy jest młodzieniaszkiem, a entuzjazmem zakłada na pierwszym wirażu niejednego dwudziestolatka. Hancock to perfekcjonista wiecznie głodny sportowych emocji, ale i człowiek troszczący się o duszę i ciało człowieka. W lipcu wybrał się na coroczną przejażdżkę rowerową pod szyldem The Ride. 100 kilometrów w siodełku, a wszystko w zbożnym celu. Ponad stu uczestników stanęło na starcie wyścigu, aby poprawić ubiegłoroczny rekord. W 2015 roku uzbierano 60 000 szwedzkich koron na fundację Hjart – Lungfonden (fundacja wspierająca chorych na serce i zmagających się ze schorzeniami płuc). „The Ride to akcja, która ma na celu wesprzeć mojego serdecznego przyjaciela – Andy’ego Johnsona. Kilka lat temu Andy usłyszał niepokojącą wiadomość przekazaną mu przez lekarzy. Cierpiał na otyłość i musiał dokonać drastycznych zmian w diecie. Podjął trud ćwiczeń i zaczął żyć aktywnie. Andy to leniuszek, więc zacząłem namawiać go do krótkich przejażdżek rowerowych. Po pierwszych, mało obiecujących próbach, Andy przekonał się do kolarstwa. Dziś pedałuje jak szalony po szwedzkich szosach! Jeszcze nie nadaje się na Vuelta Espana i Tour de France, ale czyni stałe postępy. Odstawił leki. Rower zmienił jego życie, więc wpadłem na pomysł, aby co roku, przy pomocy grona przyjaciół, organizować wyścig amatorów. Promujemy zdrowy styl życia. Pragnę podziękować wszystkim uczestnikom za donację. The Ride rośnie w siłę…” – uśmiecha się Greg Hancock. Kiedy on znajduje czas na surfing, życie rodzinne i wyprawy w egzotyczne rejony świata? Pasja to najpiękniejszy lek jakiego próżno szukać w najlepiej zaopatrzonej aptece…

 

Jedenaście mgnień wiosny

 

GP Australii, Chorwacji, Czech, Wielkiej Brytanii, Danii, Łotwy, Norwegii, Polski, Nowej Zelandii, Słowenii… Oto złote skalpy Grega Hancocka. Greg ścigał się 35 razy na szwedzkim gruncie w turnieju Speedway Grand Prix, ale dopiero za 36 podejściem udało mu się wygrać zawody w jego adoptowanej ojczyźnie. Dziennikarze Svenska Dagbladet są zachwyceni swobodą wysławiania się Grega w języku Fundina, Rickardsssona, Nilsena i Jonssona. Konwersacje ze szwedzką małżonką są nieocenionym źródłem lingwistycznej wiedzy… Greg był zbyt młody, aby ścigać się na amerykańskim kontynencie w finale światowym w 1982 roku w Los Angeles (Herbie miał wtedy 12 lat), a teraz, gdy jego bazą w trakcie sezonu jest Szwecja, jakakolwiek runda SGP rozgrywana w tym pięknym skandynawskim kraju, smakuje jak występ w ojczyźnie… „Kocham tor w Malilli. To idealny tor do ścigania. Pogoda odgrywa kluczową rolę w przygotowaniu nawierzchni w Malilli, ale organizatorzy znają się na rzeczy. Zawsze szukamy optymalnych rozwiązań z moim teamem, więc mam nadzieję, że znajdziemy idealne ustawienia motocykla” – mówił w przededniu GP w leśnych ostępach Greg Hancock.

 

Rafał Haj i Bogdan Spólny – wrocławscy mechanicy Grega wiedzą jak zatroszczyć się o szybkość motocykla swojego pracodawcy. W finałowym wyścigu Hancock, choć minimalnie przegrał start z Australijczykiem Jasonem Doylem, subtelnie skradał się do wojownika z Nowej Południowej Walii. Podążał szerokim torem, budował prędkość na orbicie, nie schodził do krawężnika, choć wewnętrzna kusiła. Tłoczno było przy kredzie, bo Chris Holder i Piotr Pawlicki walczyli zaciekle o jeden punkt, a Greg jak wytrawny strateg, wynosił się szeroko. Kiedy Doyley zorientował się, że traci szybkość i jazda po wewnętrznej nie popłaca, wyniósł się szerzej chcąc zablokować Amerykanina, ale Greg zareagował jak profesor i miękko wszedł pod łokieć kangura. Piękna, subtelna akcja, która dała Hancockowi zwycięstwo w GP. Radości nie było końca, ale Greg twardo stąpa po ziemi. Wie, że do końca cyklu pozostało jeszcze pięć turniejów i wiele może się wydarzyć. Co prawda, słabszy występ mistrza świata, Brytyjczyka Taia Woffindena, to woda na młyn dla Amerykanina, ale 12 oczek przewagi nad urzędującym championem, nie jest gigantyczną zaliczką. Nawet w obliczu kończącego cykl turnieju na Etihad Stadium w Melbourne, gdzie przed rokiem triumfował… a jakże Greg Hancock. Wówczas mistrz świata z 1997, 2011 i 2014 roku stwierdził, że najlepszym torem czasowym jest owal w Melbourne (i trudno nie przyznać mu racji). O ile Melbourne może poszczycić się najlepiej ułożonym torem, który żyje jeden dzień, o tyle Malilla zasługuje na miano królowej spośród torów stałych. Tylu wyprzedzeń i szalonych manewrów nie ogląda się na żadnym innym torze goszczącym Speedway Grand Prix. Malilla to perełka dla żużlowych purystów w kalendarzu mistrzostw świata. Nie dziwota, że sześciokrotny indywidualny mistrz świata, rówieśnik Hancocka – Szwed Tony Rickardsson, lubi zaglądać do Malilli. Tony wie, w którym teatrze grają najlepsze sztuki…

 

Ekstremalne temperatury

 

W Malilli, liczącej sobie circa 2000 mieszkańców, ludność lubuje się w ekstremalnych doznaniach. Najniższa temperatura zarejestrowana w tej miejscowości wyniosła minus 33,8 stopni Celsjusza, a największy żar lał się z nieba w 1947 roku – 38 stopni! Co więcej, olbrzymi, wysoki na 15 metrów termometr umiejscowiono pośrodku jedynego istniejącego ronda w Malilli. Co prawda, krótko po zainstalowaniu termometru, w grudniu 2000 roku, pewien nadpobudliwy jegomość staranował uroczy instrument z rtęcią, ale szkody naprawił i termometr wciąż cieszy oczy przejeżdżających przez rondo…

 

W tak ciekawej miejscowości muszą mieszkać osobliwi ludzie.. Janne Corax jest autorytetem jeśli chodzi o Tybet, bo jako mieszkaniec Malilli przemierzył Tybet na rowerze. Na wierzchołki, które były w jego zasięgu, wjechał na rowerze. I to niekoniecznie przy akompaniamencie numeru „Bicycle race” kapeli Queen… Janne wspiął się na olbrzymie plateau Chang Tang w północnym Tybecie, wszedł na Pik Lenina, Cerro Bonete w Argentynie, Elbrus na Kaukazie, Aconcaguę w Andach i afrykańskie Kilimandżaro. Speedway Grand Prix też osiągnął apogeum na przestrzeni 23 wyścigów w Malilli… Ponad lodowcami i serakami śmigali chłopcy w walce o mistrzostwo świata. To był piękny urodzinowy prezent dla żużlowca – sentymentalisty, srebrnego medalisty Drużynowego Pucharu Świata’2016 – Brytyjczyka Daniela Kinga…

 

Rodak Kinga, trzykrotny indywidualny mistrz Wielkiej Brytanii – Chris Harris, też otarł się o ekstremalne emocje, bo w siódmym wyścigu Nicki Pedersen wprowadził go w stan ekstazy. Co ciekawe, po brutalnej akcji Duńczyka, który wgniótł Bombera w bandę (widocznie czytał odcinek z prasolotem „Tytusa, Romka i A’Tomka” Papcio Chmiela), Chris nie miał większych pretensji do Pedersena. „Taki jest żużel” – wyznał wojownik z Truro. Kilka siniaków, więc nie ma za bardzo czym się przejmować. Bomber to prawdziwy twardziel. Przyjechał do Malilli, stolicy sportów ekstremalnych, a więc nie ma prawa narzekać. Nicki Pedersen decyzję o wykluczeniu skwitował siarczystymi przekleństwami posłanymi w stronę polskiego arbitra rodem z Częstochowy – Artura Kuśmierza. Duńczyk jest znakomicie przygotowany fizycznie do trudów walki w Grand Prix, ale skacze z kwiatka na kwiatek w wymiarze silników. Warto wyrazić współczucie, bo żaden z posiadanych przez niego silników nie spisuje się rewelacyjnie. Jeden wyścig upływa pod znakiem błyskotliwej i płynnej pracy, a w następnym silnik jest wolny niczym żółw. I bądź tu mądry i pisz wiersze... Może wyjściem jest sytuacja z jesieni 2015 roku? Nicki nie przyjechał na trening do Torunia, testował sprzęt na leszczyńskim Smoku, a jednostki, które wybrał okazały się zbyt szybkie dla rywali. Nicki wygrał ubiegłoroczną rundę GP na MotoArenie bez treningu przy ulicy Pera Jonssona. Tegoroczny występ w Malilli jest bolesnym doświadczeniem dla Duńczyka tym bardziej, że rok temu w Malilli święcił triumf…

 

Piotr Pawlicki na podium

 

Peter Ljung może dziękować Taiowi Woffindenowi i Chrisowi Holderowi za przytomność umysłu jaką wykazali się Brytyjczyk i Australijczyk w czternastym wyścigu. Szwed wykręcił salchowa jadąc na drugiej pozycji, ale Tai i Chris to fachowcy z najwyższej półki, więc odpowiednio zareagowali. Ljung nie musi leżeć na szpitalnym łóżku, a z opresji wybawili go koledzy z toru.

 

Maciej Janowski też upadł, ale z innej przyczyny. Fredrik Lindgren, człowiek, który krzyczał wniebogłosy przegrywając batalię o brązowy medal mistrzostw świata juniorów w Kumli w 2003 roku z Rafałem „Szuminą” Szombierskim, staranował przednie koło motocykla Magica. Janowski był w gazie, imponował mądrą jazdą w Malilli. Maciej, pojętny uczeń, poznał zakamarki toru w Malilli, choć to dopiero jego pierwszy sezon startów w barwach Dackarny w szwedzkiej Elitserien. Szkoda, że Szwed tak brutalnie potraktował wrocławianina, ale jeszcze większe rozczarowanie spotkało Macieja, gdy sędzia zawodów wykluczył go z powtórki dziewiętnastego wyścigu. Maciej był na dobrej drodze, aby wykręcić 13, a może nawet 14 oczek w turnieju głównym, co stanowiłoby solidny zastrzyk dla jego medalowych aspiracji. Niestety, dobrze władający angielskim, miłośnik żużlowej literatury w oparach Szekspira, sędzia ze Świętego Miasta, wykluczył Macieja po karambolu spowodowanym przez Lindgrena. Magic nie przebierał w słowach w rozmowie z nowozelandzkim reporterem, Stevem Brandonem (i słusznie, bo chcąc walczyć o największe laury trzeba mieć charakter) sugerując, że ludzie, którzy się nie ścigali, a siedzą na wieżyczce, nie czują speedwaya. Inna sprawa, że Freddie Lindgren, choć jest doświadczonym zawodnikiem, zachowuje się jak jeździec bez głowy i kopiuje rozwiązania Nickiego Pedersena. W pierwszych czterech seriach Maciej Janowski uzbierał w pięknym stylu 11 oczek (przegrał tylko z Toninho Lindbaeckiem w szesnastym wyścigu), a popisał się idealnym wyczuciem wyprzedzając niemalże na kresce Bartosza Zmarzlika w szóstym wyścigu. Magic nie był bez szans w walce o 3 punkty w 19 biegu, ale wykluczenie sprawiło, że stracił rezon, był obolały i szanse na występ w finale drastycznie zmalały. Szkoda, bo każde oczko w GP jest na wagę złota. Maciej, który w tym roku imponuje regularnością w GP, zachowuje realne szanse na medal, ale kto wie czy w ostatecznym rozrachunku nie zabraknie dwóch punktów zgubionych przez moc wieżyczki w 19 wyścigu. Artur świetnie sędziował w słoweńskim Krsko na inaugurację, dobrze prowadził zawody w Malilli, ale 19 wyścig kładzie cień na ocenie pracy tego sympatycznego jegomościa…

 

Piotr Pawlicki, były mistrz świata juniorów z 2014 roku, skorzystał z rad brata Przemka i Adama Skórnickiego. Piter zaczął zawody od mozolnej walki o oczko z Chrisem Harrisem w czwartym wyścigu, ale po korektach było już o niebo lepiej. To cieszy, bo Piotr sporo wycierpiał w tegorocznym sezonie. Wygrana nad Chrisem Holderem w wyścigu ósmym była zwiastunem pozytywnych zmian. Miejsce na podium to wspaniałe osiągnięcie młodszego z braci Pawlickich i dobry prognostyk przed gorzowską rundą GP. Piotr przedarł się do czołowej ósemki gwarantującej pozostanie w cyklu Speedway Grand Prix…

 

Kawalkada najlepszych żużlowców na świecie obiera kurs na nadwarciański gród. 27 sierpnia w Gorzowie Wielkopolskim oczy miejscowych fanów będą skupione na Bartoszu Zmarzliku. Dzień wcześniej, w klimat motocyklowego odlotu wprowadzi fanów speedwaya Artur Puzio, gwiazda freestyle motocrossu. Warto zatem wybrać się do miasta, w którym legendarny Edward Jancarz stawiał pierwsze żużlowe kroki zanim zawędrował na podium indywidualnych mistrzostw świata na Ullevi w 1968 roku…

Tomasz Lorek, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie