„Classy” Lennon Jr specjalnym gościem gali Głowacki - Usyk!
„Uwielbiam waszą pasję. Kiedy pracuję w Nowym Jorku, jest walka polskiego pięściarza, to atmosfera jest zawsze znakomita. Jesteście entuzjastyczni, szaleni – w tym dobrym sensie” – mówi Jimmy Lennon Junior, legandarny announcer.
Przemysław Gancarczyk: Jak to się wszystko zaczęło?
Jimmy Lennon Junior: Rodzinnie. Mój tata był pięściarskim announcerem, zabierał mnie na walki, dzięki niemu poznałem wielu ludzi z tego świata. Oglądałem go na ekranie TV, a jako dziecko wydawało mi się, że to nic wielkiego, że wszyscy mają ojców, których dzieci oglądają na ekranie. Skończyłem psychologię na kalifornijskim UCLA – to się w boksie przydaje – pomagałem najpierw robiąc wywiady z zawodnikami. Zaczęliśmy pracować razem – on główną walkę wieczoru, ja te mniej ważne. Byłem najmłodszym z pięciorga dzieci, ojciec nazwał mnie Junior... reszta to już historia. Co było unikalne, to fakt, że wyglądałem identycznie jak ojciec, miałem ten sam ton głosu, nawet myśleliśmy podobnie.
Kto pierwszy dał tobie przydomek „Classy”?
Steve Albert, podczas jednej z pierwszych gal Showtime. Do dziś jestem mu za to wdzięczny. To przyjemnie coś takiego usłyszeć o sobie.
Jeśli nie oglądasz boksu, to emocjonujesz się...
Wszystkimi zawodowymi drużynami grającymi w Los Angeles, gdzie mieszkam z rodziną. Najbardziej chyba baseballową drużyną Dodgers. Z innych sportów na pewno tenis, golf, jestem też wielkim zwolennikiem igrzysk olimpijskich. Ale pięściarstwo to pasja numer 1. Mam olbrzymi respekt do każdego, kto wchodzi między liny.
Pięściarz, który wywarł na tobie największe wrażenie – nie tylko ze względu na umiejętności w ringu, ale także jako człowiek?
Cenię ludzi z charakterem, bo nikt z nas nie jest przecież idealny. Jeśli miałbym wymienić tego jednego, byłby nim Alexis Arguello. Całe jego życie to test charakteru. Poznałem go, mam wielki szacunek dla wszystkiego co przeszedł. Był człowiekiem.
Teraz trudne pytanie: jak bardzo nie lubisz Michaela Buffera?
Dobre, dobre... (śmiech). Jesteśmy przyjaciółmi, zdarzało nam się wspólnie pracować. Każdy z nas ma swój styl.
Jak przygotowujesz się do walk?
Przede wszystkim – chciałbym bardzo podziękować za zaproszenie do Polski. To mój 35 kraj w którym będę zapowiadał pojedynek pięściarski. Uwielbiam waszą pasję. Kiedy pracuję w Nowym Jorku, jest walka polskiego pięściarza, to atmosfera jest zawsze znakomita. Jesteście entuzjastyczni, szaleni – w tym dobrym sensie. Odpowiadając na pytanie – uważam, że pięściarzom należy się respekt. Trzeba poprawnie wypowiedzieć ich nazwisko, zawsze staram się też coś dodać w języku kraju, w którym pracuję. W Polsce nie będzie inaczej. Ponieważ, jak już mówiłem, jestem fanem sportu, zawsze staram się dowiedzieć coś więcej o pięściarzach, których walki będę zapowiadał. Obejrzeć jedną czy dwie, poznać ich dorobek, rankingi. Jestem perfekcjonistą – nie chcę zawieść tak samych pięściarzy, jak promotorów czy prodcentów telewizyjnych. Wszyscy pracujemy nad jak najlepszym show. Mam też swój, chyba trochę niecodzienny sposób pracy w Europie. Chcąc pozostać w czasie kalifornijskim, (dziewięć godzin różnicy)... nie śpię całą noc, kładąc się około 6-7 rano. Śpię do popołudnia, idę do pracy. Zawsze wypoczęty, zawsze gotowy – tym razem na pięściarskie showtime w Gdańsku!
Komentarze