Andrzeje polskiego futbolu

Piłka nożna
Andrzeje polskiego futbolu
fot. PAP

Imię Andrzej pochodzi z języka greckiego i oznacza "mężny", "odważny". Mówi się, że Andrzej to nie imię - to styl życia. Co Andrzeje wnieśli do polskiego futbolu? Wśród noszących to imię reprezentantów Polski znajdziemy kilka legend i wiele niespełnionych talentów.

Co piłkarze o imieniu Andrzej wnieśli do polskiego futbolu? Przede wszystkim wzmocnili jego siłę ofensywną. Wśród ponad dwudziestu Andrzejów, którzy zagrali w reprezentacji Polski dominują pomocnicy i napastnicy.

 

Czterej królowie

 

Trzech Andrzejów sięgało po koronę króla strzelców ekstraklasy: Jarosik (Zagłębie Sosnowiec: 1969/70 - 18 goli, 1970/71 - 13 goli), Zgutczyński (Górnik Zabrze: 1985/86 – 20 goli) oraz Juskowiak (Lech Poznań: 1989/90 - 18 goli). Ten ostatni - z 7 bramkami na koncie był również królem strzelców turnieju piłkarskiego igrzysk olimpijskich (Barcelona 1992), powtarzając zresztą wyczyn innego Andrzeja - Szarmacha, który był najlepszym piłkarskim  snajperem igrzysk w Montrealu w 1976 roku (6 goli).

 

Z czwórki wybitnych snajperów to właśnie "Diabeł" zrobił największą karierę. Zdobył 32  bramki w 61 meczach, w których wystąpił w biało-czerwonych barwach; walnie przyczynił się do zdobycia przez Polskę dwóch medali mistrzostw świata (1974, 1982) i olimpijskiego srebra. Jarosik - na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych jedna z największych gwiazd polskiego futbolu, legenda sosnowieckiego Zagłębia, jest dziś pamiętany głownie z incydentu podczas igrzysk olimpijskich w Monachium w 1972 roku, gdy w trakcie meczu przeciwko ZSRR odmówił Kazimierzowi Górskiemu wejścia na boisko. Zgutczyński był gwiazdą jednego sezonu, gdy wywalczył w barwach zabrzańskiego Górnika mistrzostwo Polski i koronę króla strzelców, a w nagrodę pojechał z kadrą na meksykański mundial; w pięciu reprezentacyjnych występach gola nie zdobył bramki. Juskowiak zdobył koronę króla strzelców ekstraklasy w wieku niespełna dwudziestu lat, wywalczył srebro igrzysk w Barcelonie, jednak w późniejszych latach nie zrobił tak wielkiej kariery, jaką mu wróżono. W dorosłej reprezentacji zagrał 39 spotkań, zdobył 13 bramek, ale nie zagrał na żadnej wielkiej imprezie.

 

Oprócz czwórki wybitnych snajperów, sporą rolę w drużynie narodowej odegrało jeszcze kilku innych ofensywnych graczy noszących imię Andrzej. Buncol, Iwan i Pałasz to (wraz z Szarmachem) medaliści mistrzostw świata 1982. W 22. osobowym składzie na hiszpański mundial znalazło się więc aż czterech Andrzejów i było to najpopularniejsze imię w polskiej ekipie.

 

Buncol i Szarmach podczas MŚ 1982 w Hiszpanii. / fot. PAP

 

Na tamtym turnieju najwięcej pograł Buncol -  pseudonim Krupniok, filigranowy pomocnik pochodzący z Gliwic, autor kapitalnej bramki w meczu przeciwko Peru. Iwana już w drugim meczu mistrzostw wyeliminowała kontuzja. Zawodnik Wisły Kraków, cztery lata wcześniej był najmłodszym uczestnikiem mundialu w Argentynie.  Później grał m.in. w Górniku Zabrze i VfL Bochum, a obecnie jest komentatorem Polsatu Sport. Iwan występował w swej karierze zarówno jako napastnik, jak i pomocnik, podobnie jak Pałasz - wychowanek zabrzańskiego Górnika, typowany na początku kariery na następcę Włodzimerza Lubańskiego.

 

Andrzej Rudy natomiast miał być drugim Kazimierzem Deyną, ale jego karierą zachwiał incydent z listopada 1988 roku, gdy piłkarz oddalił się od kadry w Mediolanie przed meczem z reprezentacją ligi włoskiej. Karierę kontynuował m.in. w Niemczech (FC Köln, Bochum) i Holandii (Ajax), ale występy w reprezentacji Polski zamknął skromnym jak na jego możliwości bilansem 16 meczów - 3 gole. Pomocnik Andrzej Kobylański sięgnął po olimpijskie srebro w Barcelonie, później sześć razy zagrał w dorosłej reprezentacji i grał w klubach Bundesligi. Więcej spodziewano się chyba również po Andrzeju Niedzielanie, który w 19 meczach w reprezentacji Polski zdobył 5 bramek. Zagrał świetny mecz w eliminacjach Euro 2004 przeciwko Węgrom w Budapeszcie (2:1, dwa gole Niedzielana i historyczne wyjazdowe zwycięstwo Polaków nad tym rywalem), trafił do holenderskiego NEC Nijmegen, później miał wzmocnić Wisłę Kraków, ale rozwój jego kariery zahamowały kontuzje.

 

Andrzej Niedzielan w czasach gry w Wiśle Kraków. / fot. Cyfrasport

 

Pozostali pomocnicy i napastnicy o imieniu Andrzej nie zapisali się niczym szczególnym w dziejach reprezentacji. Napastnik Wisły Kraków Andrzej Sykta, zdołał co prawda strzelić gola Finlandii (6:3) w debiucie, w 1959 roku, ale później w kadrze wystąpił zaledwie raz. Andrzej Drozdowski z ŁKS zagrał siedem spotkań w reprezentacji Kazimierza Górskiego. Andrzej Milczarski z bydgoskiego Zawiszy zaliczył tylko jeden mecz, przeciwko Argentynie w 1980 roku. Podobnie pomocnik Andrzej Jaskot  - też zagrał tylko raz, w 1998 roku w meczu z Ukrainą, choć on akurat wyróżnił się tym, że reprezentował wówczas barwy drugoligowego klubu Aluminium Konin.

 

Andrzeje nie do obrony

 

Na drugim biegunie znajdziemy pięciu bramkarzy o tym imieniu. Najbardziej znanym z nich jest Andrzej Woźniak, słynny książę Paryża, który w latach dziewięćdziesiątych 20. krotnie wkładał reprezentacyjną bluzę. Pierwszym - Andrzej Przeworski, który najpierw był reprezentantem (1922), następnie selekcjonerem, a później jeszcze prezesem PZPN (1949-51), wytyczył więc ścieżkę, którą po latach przeszli również Kazimierz Górski i Zbigniew Boniek.

 

Kolejny golkiper - Andrzej Fischer z Górnika Zabrze - w reprezentacji wystąpił zaledwie dwa razy, ale zdołał załapać się do kadry na mistrzostwa świata 1974. Andrzej Sikorski ze stołecznej Gwardii stanął między słupkami tylko raz - w 1974 roku. Identyczny bilans ma obrońca o takim samym imieniu i nazwisku - Andrzej Sikorski przez wiele lat był podporą defensywy Legii Warszawa, a w 1986 roku jedyny raz wystąpił w drużynie narodowej, w towarzyskim meczu przeciwko Korei Północnej (2:2). Piątym bramkarzem o tym imieniu jest Andrzej Bledzewski. Zaliczył on epizod w towarzyskim meczu przeciwko Irlandii Północnej w 2002 roku; wszedł na boisko 89. minucie, zastępując Radosława Majdana.

 

Wśród obrońców jedynie Andrzej Lesiak, piłkarz m.in. GKS Katowice, mocniej zaznaczył swą obecność w kadrze, na początku lat dziewięćdziesiątych rozegrał w niej 18 spotkań i zdobył jedną bramkę. Pozostali Andrzeje zagrali jedynie role epizodyczne. Andrzej Zygmunt - pseudonim Belmondo, przez blisko dekadę był podporą stołecznej Legii, ale w reprezentacji zagrał tylko raz, przeciwko Turcji w 1971 roku. Podobnie Andrzej Rewilak - medalista turnieju UEFA w Portugalii (1961), przez wiele sezonów kluczowy gracz Cracovii, w drużynie narodowej zaprezentował się jedynie w spotkaniu przeciwko Anglii (1:1) w 1966 roku.

 

Mimo sporej dysproporcji pomiędzy ofensywą i defensywą, można się pokusić o ułożenie najlepszej "jedenastki Andrzejów", którzy wystąpili w reprezentacji Polski:

 

Andrzej Woźniak (20 A/0) – Andrzej Sikorski (1A/0), Andrzej Zygmunt (1A/0), Andrzej Lesiak (18A/1) – Andrzej Pałasz (34A/7), Andrzej Rudy (16A/3), Andrzej Iwan (29A/11), Andrzej Buncol (51A/6) – Andrzej Juskowiak (39A/13), Andrzej Szarmach (61A/32), Andrzej Jarosik (25A/11).

 

Trener Andrzej Strejlau. / fot. Cyfrasport

 

Drużynę Andrzejów mógłby poprowadzić trener Andrzej Strejlau - selekcjoner reprezentacji Polski w latach 1989-93, również współtwórca sukcesów kadry Kazimierza Górskiego w latach siedemdziesiątych, a obecnie ceniony komentator, m.in. w Polsacie Sport.

 

Wszystkim Andrzejom w dniu imienin składamy najserdeczniejsze życzenia!

Robert Murawski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie