Sezon na buzzer beatery
Damian Jeszke dostał piłkę na środku boiska, gdy do końca drugiej kwarty pozostało niewiele ponad jedną sekundę. Skrzydłowy Rosy nawet nie widział, gdzie jest kosz, ale trafił z połowy boiska.
Takie rzuty zawsze wzbudzają aplauz kibiców. Trafić w ostatnich sekundach, często mimo asysty przeciwnika, który robi wszystko, by nie pozwolić oddać rzutu - to wyzwanie.
W Polsce ciągle krążą legendy o rzucie Jacka Krzykały ze Śląska Wrocław, który trafił rzut niemal przez całe boisko. Niezwykłe były okoliczności, w których się to stało. To było starcie między największymi rywalami w tamtym okresie, czyli Śląskiem i Nobilesem (dziś Anwilem) Włocławek. To były święte wojny, spotkania rozgrzewające nie tylko kibiców i koszykarzy obu drużyn, ale całą sportową Polskę. Stara hala we Włocławku wypełniła się do ostatniego miejsca i w tym niesamowicie zaciętym spotkaniu wydawało się już, że górą będą gospodarze. Po rzucie Romana Prawicy wyszli na prowadzenie, a Śląsk miał na przeprowadzenie swojej akcji sekundę.
Jedynym zawodnikiem, do którego można było posłać piłkę, był Jacek Krzykała. Właśnie do niego podał rozgrywający Raimonds Miglinieks, a Krzykała rzucił przez 3/4 boiska, dając zwycięstwo Śląskowi.
Rzut Jeszkego nie miał takiego ciężaru gatunkowego, chociaż mecze Rosy ze Stelmetem są od kilku sezonów bardzo zacięte. Jeszke dostał piłkę na środku boisk i chociaż na plecach "wisiał" mu Armani Moore, zdołał się odwrócić i rzucić, bez patrzenia na kosz.
Ten sezon PLK, obfituje zresztą, w efektowne rzuty. Na początku sezonu kilka razy popisał się Krzysztof Szubarga z Asseco Gdynia, potem efektowną akcję dołożył też Kamil Łączyński.
Przejdź na Polsatsport.pl