Biathloniści z nizin

Zimowe

Zimno – kilka stopni poniżej zera, może nie ciemno, ale słońce oficjalnie ma się pojawić dopiero za kilkadziesiąt minut. A i tak niewiele zmieni, bo na niebie ołowiane chmury. - Przede wszystkim trzeba być wytrwałym – te słowa można uznać za motto. Bo trzeba mieć sporo samozaparcia, by być biathlonistą w Warszawie.

- Za każde pudło pięć pompek – zarządza Joanna Leszczyńska, trenerka biathlonu w UKS G8 Bielany. Nie da się ukryć, że część spośród kilkunastu młodych zawodników wykonuje więcej pompek niż strzałów. Ale oczywiście nikogo to nie zniechęca. Bo jeśli ma się motywacje, by wstać przed świtem i o siódmej rano przed szkołą przyjść na trening, to drobne kary nie zniechęcać nie mogą. Zresztą podstawową dewizą zawodników z Warszawy jest ”nie odpuszczać”.

 

- Nie odpuszczać nigdy, kiedy jest rano, zimno, trzeba wstawać na trening. Strzelanie trenujemy dwa razy w tygodniu przed szkołą. Do tego trening biegowy i siłownia – mówi Leszczyńska.

Pomysł na biathlon na Bielanach zrodził się kilka lat temu. Najpierw zawodnicy Uczniowskiego Klubu Sportowego z Bielan startowali tylko w letniej odmianie tej dyscypliny, gdy przyszły sukcesy sił spróbowali także w zimie. Drobna, uśmiechnięta blondynka zarządza kolejne strzały. A sama wysiłki podopiecznych obserwuje przez lunetę. – Podkręć o dwa do góry i jeden w prawo – zarządza, regulując celowniki.

Ale i tak pudeł jest sporo. – Ile strzałów na treningu? Ojej nie wiem, dużo. A trafionych? No … mniej – z uśmiechem przyznaje jedna z zawodniczek Julia Popieluch. - Dla mnie najtrudniejsza jest stała pozycja, bo przy każdym strzelaniu, przy każdym położeniu musimy mieć identyczną pozycję, ponieważ nawet małe zmiany: inaczej położony łokieć czy policzek na półce to jest całkiem inaczej oddany strzał, dlatego często nie trafiamy – tłumaczy Filip Kliś, medalista młodzieżowych mistrzostw Polski.

Strzelecki trening jest więc dosyć monotonny. Na początek tzw. przestrzałka, czyli strzelanie do tarczy i jednoczesna korekta urządzenia celowniczego. Najpierw bez zmęczenia, potem po przebieżce. Na koniec wreszcie prawdziwe strzelenia – te z pompkami.

Biathloniści z Warszawy jak równy z równym walczą z rówieśnikami z gór. Recepta na sukces? - Po pierwsze systematyczna praca, trening, trening przede wszystkim – mówi Leszczyńska.

Trenowanie na nizinach nie jest łatwe. I nie tylko ze względu na wczesne wstawanie. W Warszawie, czy Gdańsku, gdzie działa drugi nizinny klub biathlonowy, śnieg zwykle leży dużo krócej niż w górach. - Ale akurat w tym sezonie nie możemy narzekać – przyznaje Leszczyńska. Czy z młodych biathlonistów z Warszawy mogą w przyszłości wyrosnąć prawdziwe gwiazdy? Marzenie większości oczywiście sięgają szczytów. – Mistrzostwo olimpijskie – rzuca Kliś.

Choć nie wszyscy myślą o dorosłej karierze. - Cieszę się po prostu treningiem, robię to dla siebie, by zapełnić swój wolny czas. Lubię ten sport, jest dla mnie wielką przygodą – tłumaczy Popieluch.

Ale czy nie właśnie tak zaczynało się wiele wielkich sportowych karier?

Łukasz Starowieyski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie