Pindera: Mały, wielki skoczek

Zimowe
Pindera: Mały, wielki skoczek
fot.PAP/EPA

Austriak Stefan Kraft z Kryształową Kulą, Polacy z Pucharem Narodów na zakończenie rywalizacji skoczków narciarskich w Planicy. Kamil Stoch drugi w klasyfikacji generalnej PŚ.

Po pierwszej serii ostatni konkurs sezonu 2016/2017 został przerwany z powodu złych warunków atmosferycznych, po prostu wiało zbyt mocno. Wygrał go 23 letni Kraft, potwierdzając, że Kryształowa Kula trafiła w dobre ręce. Mały, wielki skoczek, bo tak chyba możemy mówić o mierzącym 166 cm Austriaku, lotem na ćwierć kilometra (250 m) znokautował konkurencję, nikt w tej serii nawet się do niego nie zbliżył. Pokazał też po raz kolejny, że na Velikance można latać prawie tak daleko jak na norweskim Vikersund, gdzie tydzień wcześniej ustanowił rekord w długości lotu narciarskiego – 253,5 m.

 

Kraft przed ostatnim konkursem miał 86 punktów (ostatecznie 141) przewagi nad Kamilem Stochem i Polak nie miał złudzeń jaki będzie końcowy efekt ich rywalizacji.

 

– Już jest pozamiatane – powiedział w piątek, gdy Austriak wygrał po raz pierwszy w Planicy. Ale podczas sobotniej rywalizacji drużynowej zrobił wszystko, by nieco popsuć Kraftowi humor i o pół metra poprawił jego najlepsze osiągnięcie na tym legendarnym obiekcie. Najlepszy skoczek sezonu wylądował na 251 metrze, a Stoch dołożył jeszcze swoje trzy grosze. Rekord Planicy (251,5 m) należy teraz do niego i oczywiście jest przy tym nowym rekordem Polski.

 

W niedzielę, na zakończenie wielomiesięcznej rywalizacji Stoch skoczył 222,5 m i zajął piąte miejsce. Oprócz Krafta wyprzedzili go jeszcze znakomicie spisujący się ostatnio Niemiec Andreas Willinger, wiekowy Japończyk Noriaki Kasai i rodak Willingera, Markus Eisenbichler.

 

Nie ulega wątpliwości, że był to jeden z najlepszych sezonów w całej karierze Stocha, choć nie zdobył Kryształowej Kuli. Wygrał jednak po raz pierwszy Turniej Czterech Skoczni, był drugi w turnieju RawAir, wygrał siedem konkursów Pucharu Świata, dwanaście razy stawał na podium. No i wraz z kolegami sięgnął po złoto mistrzostw świata w Lahti.

 

Ten historyczny tytuł, podobnie jak Puchar Narodów zdobyty przez Polaków, to wartość szczególna i ogromna zasługa austriackiego trenera naszych skoczków, Stefana Horngachera. Polacy nigdy nie stali na podium w Pucharze Narodów, w tej rywalizacji królowali Austriacy, którzy wygrywali ją 18 razy. Finowie i Norwegowie  dokonali tego siedmiokrotnie, Japończycy trzykrotnie, a Niemcy tylko dwa razy.

 

Teraz nastał czas Polaków, którzy we wszystkich konkursach drużynowych w tym sezonie byli w pierwszej „trójce”. W kontekście przyszłorocznych igrzysk olimpijskich w Pjongczang, to bardzo optymistyczny sygnał. Najważniejsze, że Stoch nie jest osamotniony. W walce o Kryształową Kulę piąty jest przecież Maciej Kot, a jedenasty Piotr Żyła, brązowy medalista MŚ na dużej skoczni. Tenże Żyła był też drugi, za Stochem, w Turnieju Czterech Skoczni, a czwarte miejsce zajął Kot, który tak naprawdę powinien być trzeci, przed Norwegiem Danielem Andre Tande, któremu dodano w Bischofshofen kilka metrów.

 

Wielokrotnie w pucharowych konkursach punktował też Dawid Kubacki (19-ty w klasyfikacji generalnej PŚ), członek złotej drużyny w Lahti, swoje trzy grosze dołożyli też 31. Jan Ziobro( 122 pucharowe punkty) i 32. Stefan Hula (110 pkt). Dziewięć punktów dołożył jeszcze Aleksander Zniszczoł, a cztery Klemens Murańka.

 

Ten drużynowy obraz polskich skoków powinien cieszyć szczególnie, moim zdaniem to jest największym sukcesem tych wszystkich, którzy na to zapracowali.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie