Trener kadry juniorów: Jestem spokojny o Karnowskiego
Przemysław Karnowski (Gonzaga Bulldogs) jako pierwszy polski koszykarz wystąpił w finale rozgrywek NCAA. "Jestem o spokojny o jego karierę" - powiedział trener reprezentacji juniorów Jerzy Szambelan, z którym torunianin wywalczył wicemistrzostwo świata do lat 17.
W poniedziałkowym finale turnieju Final Four, przegranym przez Gonzagę z North Carolina 65:71, torunianin był mało skuteczny z gry - trafił tylko jeden z ośmiu oddanych rzutów. W sumie zdobył dziewięć punktów (siedem celnych z dziewięciu wolnych) i miał tyle samo zbiórek, a także blok, cztery straty i cztery faule.
Słabszy występ nie zmienia jednak opinii o jego roli w zespole debiutującym w turnieju Final Four i w wielkim finale. Trudnym do pobicia osiągnięciem Polaka będzie ustanowiony w zakończonym sezonie indywidualny rekord 137 zwycięstw w meczach ligi NCAA. Finałowe spotkaniem na stadionie University of Phoenix było ostatnim występem Karnowskiego w tych rozgrywkach i w tym zespole.
Jak jego szkoleniowiec ze "srebrnej" reprezentacji juniorów patrzy na dotychczasową karierę zawodnika?
- Wydaje mi się, że Przemek obrał dobrą drogę. Ciągle powtarzałem swoim podopiecznym, że muszą być mądrzy i znaleźć sobie takie miejsce, gdzie będą mogli się rozwijać. Szkoła Mistrzostwa Sportowego we Władysławowie, gdzie poszedł po mistrzostwach świata w Hamburgu, dużo mu dała. Widać było, że z trenerem przygotowania ogólnego Mirosławem Cyganem wykonał dobrą robotę, poprawił mobilność. Z kolei gra w Siarce Tarnobrzeg nie była dla niego. On jeszcze był na etapie, gdzie powinien podnosić swoje indywidualne umiejętności, a nie przygotowywać się do meczu w lidze zawodowej - ocenił Szambelan.
Po sezonie w Siarce Karnowski trafił w 2012 roku do Gonzaga Bulldogs z amerykańskiej ligi uniwersyteckiej. Sam trener tego zespołu Mark Few przyjechał do Polski namawiać go do tego kroku.
- To było bardzo dobre posunięcie: oderwanie się od rodzimego środowiska, samodzielność, nabywanie umiejętności w uczelnianym programie, z którego wyszło wielu liczących się koszykarzy - dodał.
Naturalną koleją rzeczy było powołanie utalentowanego środkowego do reprezentacji Polski seniorów, w której z dobrej strony pokazał się w mistrzostwach Europy we Francji przed dwoma laty.
- W meczu z Hiszpanią pięknie zagrał przeciwko Pau Gasolowi. W amerykańskiej lidze uniwersyteckiej też bardzo pewnie się czuł, otwierał na podania, a osaczony przez dwóch, trzech graczy radził sobie precyzyjnie odgrywając do partnerów. Poprawił swoją słabą stronę - rzut prawą ręką. Filozofia jego kariery jest prosta: jeśli znajdzie się chłopak, który ma potencjał i predyspozycje psychofizyczne, a on takie ma, to musi inwestować w siebie przez 10-12 lat. Podnosić swoje umiejętności. Cały czas dążyć do tego, żeby się przygotowywać do koszykówki profesjonalnej. Później zawodnik korzysta z tej ciężkiej pracy przez następne 10-12 lat w zawodowej koszykówce - podkreślił doświadczony szkoleniowiec.
Karnowskiego czeka teraz okres, w którym zacznie zbierać żniwo. Fachowcy spierają się w kwestii, czy zostanie wybrany w drafcie do NBA czy też trafi do liczącego się klubu europejskiego.
- To następny problem. Trzeba mieć szczęście, żeby znaleźć się w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu, z odpowiednimi ludźmi. Tak jest też w przypadku trenerów. Nieraz bywa, że pójdzie do nowego środowiska, urobi się, a nie ma efektu, bo jest tam tak "nasmrodzone", że nie można wywietrzyć. A nieraz pójdzie się w dobre miejsce, w odpowiednim czasie, z odpowiednimi ludźmi i człowiek nie narobi się, a ma wyniki. Przemek przede wszystkim powinien prosić pana Boga o to szczęście. Ja jestem o niego spokojny. To mądry chłopak, myślę, że mu się powiedzie - przyznał 68-letni trener.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze