Juventus - Monaco: Glik kontra matematyka
Kamila Glika i spółkę czeka we wtorek prawdziwe mission impossible. Żeby awansować do finału, Monaco musi pokonać Juventus co najmniej 3:1. Biorąc jednak pod uwagę statystyki, na taki wynik istnieje naprawdę minimalna szansa.
Wystarczy powiedzieć, że Juventus na swoim obecnym stadionie, a gra na nim od 2011 roku, tylko jeden jedyny raz zanotował wynik, który dałby dziś Monaco awans. Było to właśnie 1:3 - z Interem w listopadzie 2012 roku...
Niektórzy mogą sądzić, że skoro Barcelona mogła się podnieść po 0:4 z PSG, to czemu nie Monaco po 0:2? Przecież Francuzi są ostatnio piorunująco skuteczni! Niestety, oba te argumenty tracą na wartości, kiedy mówimy o Juventusie grającym w dodatku u siebie.
"Stara Dama" nie przegrała bowiem na własnym stadionie od 50 meczów. Ani razu nie poległa również w tym sezonie Ligi Mistrzów. Ba! Ostatnią bramkę w tych rozgrywkach straciła w zeszłym roku - w listopadzie z Sevillą (zwycięstwo 3:1). Z czym tu więc dyskutować?
Nadzieją dla Monaco może być jedynie fakt, że w sobotę Juventus po raz pierwszy od września 2015 roku zremisował na własnym stadionie - i to z dziewiątym w Serie A Torino (1:1). Ale czy na pewno nadzieją?
Nie jest przecież tajemnicą, że podopieczni Massimiliano Allegriego mają mistrzostwo prawie jak w banku i trochę już sobie ligę odpuszczają. Wszystkie siły skupiają na wtorkowym meczu z Monaco. Trzeba sobie powiedzieć jasno: musiałby zdarzyć się prawdziwy cud, żeby w tym roku kolejny Polak zagrał w finale Ligi Mistrzów...
Komentarze