Finały NBA: Wojna ławek

Koszykówka
Finały NBA: Wojna ławek
fot. PAP

Już w najbliższy czwartek, na parkiet w kalifornijskim Oakland wybiegną dwie najlepsze drużyny NBA – gospodarze pierwszych dwóch meczów finałowych, Golden State Warriors oraz najlepsza drużyna Konferencji Wschodniej – Cleveland Cavaliers.

Oczywiście oczy wszystkich będa spoczywały na gwiazdach Warriors (Stephen Curry, Kevin Durant) i Cavaliers (Lebron James, Kyrie Irving), ale – jak to często bywało – o zwycięstwie mogą przesadzić ludzie z koszykarskiego cienia. Czyli ławki rezerwowych.

 

Nie ma wątpliwości, że James będzie spędzał na parkiecie po 45 minut w meczu, a Curry i Durant zrobią wszystko, by jak namniej czasu spędzać poza boiskiem. Nie jest też tajemnicą, że trenerzy podczas playoffs ograniczają liczbę grających do zwykle ośmiu koszykarzy. Ale nie ma niczego gorszego dla pierwszej piątki, jak odpoczywać na ławce i z przerażeniem patrzeć, jak wypracowana przez nich przewaga topnieje w oczach. Wystarczy zapytać Marcina Gortata…

Zaczynając finały NBA, Warriors i Cavaliers mają (nieprzypadkowo) dwie najlepsze ławki rezerwowych w lidze. Najlepsze, ale bardzo różne. Warriors to Andre Iguodala i Shaun Livingston, którzy są nie tylko bardzo wszechstronni, ale potrafią też grać pod koszem, jest doświadczony David West plus chyba największa pozytywna niespodzianka ligi, JaVale McGee. Siła Cavaliers? Pozyskani w połowie sezonu Kyle Korver i Deron Williams, Channing Fry jako jeden z najszybciej rzucających graczy w lidze, a Iman Shumpert jako jeden z najlepszych jej defensorów. Ten ostatni będzie musiał jednak pracować za dwóch - zarówno Korver jak Fry portafią seryjnie zdobywać punkty, ale rzadko pomagają drużynie w obronie. Podsumowując: w Golden State, rezerwowi najbardziej wzmacniają skuteczność gry defensywnej oraz rozdzielają piłkę, natomiast Cleveland  wprowadza z ławki przede wszystkim strzelców wyborowych.  Ale tak ważny dla Cavaliers Kevin Love nie ukrywa, że znacznie lepiej gra mu się z wychodzącym w pierwszej piątce Tristanem Thompsonem niż Korverem. Statystki tylko to potwierdzają.

Podczas playoffs, które Golden State przeszło bez choćby jednej porażki, zespół nie miał problemu, by na początku drugiej i czwartej ćwiartki wychodzić w składach bez dwóch MVP, Curry’ego i Duranta. Trenerzy Warriors przekonują jednak, że jeśli będzie taka konieczność, to obaj wspomnieni wcześniej liderzy mogą grać bez przerwy, a wtedy porównanie talentów zawsze wypadnie na ich korzyść. W Las Vegas już wiedzą, kto wygra, bo Warriors są faworytami prawie 3 do 1 na odebranie Larry O’Brien Trophy ekipie Cavaliers. To ci sami bukmacherzy, którzy w minionym sezonie, kiedy Warriors w finałach prowadzili 3-1, szanse Cleveland oceniali na... mniej niż 1 procent. Dlatego kochamy sport.

Przemek Garczarczyk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie