Kolejka czeka w Legii na ostatnią transzę z UEFA. Czy Mioduski z Leśnodorskim znów będą kopać się po kostkach?
Ledwo skończyła się liga, a już się zaczął być może kluczowy czas dla polskiej klubowej piłki na najbliższe lata. Od tego jak się wzmocni Legia i jak wykorzysta letni czas na przygotowania zależeć będą szanse mistrza Polski na drugie z rzędu udział w fazie grupowej Ligi Mistrzów. I co za tym idzie zarobienie ogromnych pieniędzy, które tym razem nie pójdą na przejedzenie i spłatę zobowiązań, ale zbudują stabilność klubu na lata.
To ostatni sezon, w którym mistrzowie ze słabszych piłkarsko krajów nie będą trafiać w eliminacjach na znacznie silniejsze od siebie kluby. Tym samym kończy się tzw reforma Platiniego.
Warto pójść za ciosem, pomóc szczęściu i realnie wzmocnić zespół, bo taka szansa może się znów długo nie powtórzyć. Gdyby stworzyć teraz dzięki zastrzykom finansowym z UEFA ekipę na stabilnym średnim poziomie europejskim, skorzystałaby cała liga. Marzeniem w nieco dłuższej pewnie perspektywie byłoby wzbicie się np. na dwunaste miejsce w rankingu lig w Europie. Co oznaczałoby po jednym miejscu w Lidze Mistrzów i Lidze Europy bez konieczności rozgrywania eliminacji. A to z kolei lekko licząc gwarantowane minimum 30 mln euro sezon w sezon. Marzenie ściętej głowy? Patrząc na to co się dzieje w Legii pewnie tak...
W kasie już nic nie zostało
Sęk w tym, że z tego co zarobiono za udział w LM i Lidze Europy w minionym sezonie, jak przyznał w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" właściciel Legii Dariusz Mioduski, w klubowej kasie nic już nie zostało. Według naszych informacji wszyscy z niecierpliwością czekają aż na Łazienkowską wpłynie ostatnia transza z UEFA. Wszyscy to nie znaczy tylko ludzie z wewnątrz, ale też ci, którym klub jeszcze coś zalega. A tutaj można wyobrazić sobie sporą kolejkę, w byłymi współwłaścicielami klubu na czele.
Co prawda były prezes i współwłaściciel klubu Bogusław Leśnodorski po ostatnim gwizdku sędziego w ostatnim meczu sezonu zrezygnował z wszystkich funkcji w klubie, ale trudno nie zauważyć, że konflikt z Mioduskim nie jest jeszcze definitywnie zakończony i będzie mógł oddziaływać. Rozliczenia między dawnymi wspólnikami to jedno (między innymi pytanie z jakiego budżetu będzie przekazana dla byłych inwestorów loża na stadionie), a warstwa mentalna to drugie.
Powiedzieć, że obaj panowie się nie znoszą i zrobią wiele, aby sobie zaszkodzić czy zrobić na złość to nic nie powiedzieć. Co prawda impreza towarzyska to tylko impreza, ale... Przecież dziennikarze na całym świecie roztrząsają kogo na swoje wesele zaprosił Leo Messi, kogo pominął i co to oznacza dla Barcelona FC. Pomysł ze zorganizowaniem dwóch imprez po zdobyciu tytułu mistrza Polski nie jest żadną pomyłką.
Piłkarze czmychnęli do Leśnodorskiego
Piłkarze szybko "obskoczyli" oficjałkę u Mioduskiego, chociaż niczego na niej nie brakowało i nikt nikogo nie wypraszał i po cichu czmychnęli do "Bogusia", gdzie bawili się do białego rana, zarykując się przy żartach z obecnego bossa.
Trudno się dziwić, że uhonorowali człowieka, z którym w wielu przypadkach byli zżyci od lat i go zwyczajnie lubią i szanują. Ale nikt mi nie wmówi, że to zwyczajna sprawa praktykowana w każdym klubie, w którym wszystko jest jasne i poukładane. Oczywistą oczywistością jest też fakt, że to za Leśnodorskim stoją kibice, co w warszawskich realiach ma niebagatelne znaczenie. Nawet biorąc pod uwagę, że niedawny prezes nie pełni już swojej funkcji, to jednak wciąż dla tzw. środowiska sporo znaczy.
Jeśli Legia będzie wciąż wygrywać nikogo wciąż gorący konflikt danych wspólników nie będzie interesować. W razie niepowodzenia można spodziewać się, że zaczną się znów kopać po kostkach.
Komentarze