Pindera o Grudniu: Dobry człowiek, wielki mistrz

Sporty walki
Pindera o Grudniu: Dobry człowiek, wielki mistrz
fot. PAP

Józef Grudzień, jeden z najwybitniejszych polskich pięściarzy, złoty i srebrny medalista olimpijski zmarł w wieku 78 lat. Odszedł kolejny mistrz z drużyny Feliksa Stamma.

W maju miał być gościem na turnieju poświęconym pamięci wielkiego trenera. Jednym z trzech żyjących  polskich mistrzów olimpijskich, obok Mariana Kasprzyka i znacznie młodszego Jerzego Rybickiego. Pamiętam, że z lekkim niedowierzaniem odniosłem się do informacji, że leży w szpitalu, a rokowania chyba nie są najlepsze. Wydawało mi się, że kto jak kto, ale Józef Grudzień będzie żył wiecznie. Nie wyglądał na swoje lata, trzymał się świetnie. Nie tak dawno, w 50 rocznicę wielkiego sukcesu polskiego boksu na igrzyskach w Tokio (siedem medali, w tym trzy złote) stoczył w Pałacu Prezydenckim krótki, pokazowy pojedynek z Danielem Olbrychskim. Był lekko zdenerwowany, gdy już po jego zakończeniu zdejmował rękawice. – Musiałem uważać, gdyby mnie trafił?  - mówił całkiem poważnie.

- Taki właśnie był. W ringu zawsze czujny, nikogo nie lekceważył. Reagował na każdy ruch przeciwnika. Miał znakomity lewy prosty i błyskawiczną, suchą prawą kontrę – wspomina Marian Kasprzyk, który stoczył z nim setki rund sparingowych, ale nigdy nie zmierzyli się w oficjalnym pojedynku.
 
- Był bardzo szybki, ale nie mógł mnie trafić. Lubiłem z nim sparować, to była przyjemność. Bokserskie rzemiosło miał opanowane perfekcyjne, był bardzo wymagającym przeciwnikiem. Jurek Kulej, gdyby żył, mógłby to potwierdzić, bo kiedyś walczył z Józkiem i przegrał – mówi Kasprzyk, brązowy medalista igrzysk w Rzymie (1960) i zdobywca złotego medalu w Tokio (1964).

23 października 1964 roku, to był niesamowity dzień. Czterech Polaków w finałach olimpijskiego turnieju walczyło o złote medale.  Najpierw Artur Olech (51 kg) przegrywa po równej walce z Włochem Fernando Atzorim, a później trzy kolejne, wspaniałe zwycięstwa „cudownych dzieci Feliksa Stamma”.

- Zaczął Józek Grudzień (60 kg) wygrywając z reprezentantem ZSRR Wiktorem Barannikowem, następnie do ringu wyszedł Jurek Kulej (63,5 kg) i równie pewnie pokonał Jewgienija Frołowa, na koniec podnieśli moją rękę po trudnym boju z kolejnym pięściarzem Kraju Rad, Ricardasem Tamulisem (67 kg) – opowiada Kasprzyk.

Cztery lata później, na igrzyskach w Mexico City (1968) Grudniowi zabrakło trochę szczęścia w finałowym pojedynku z Amerykaninem Ronaldem W. Harrisem. Wcześniej, tak, jak w Tokio, za pokonanego w starciu z Meksykaninem Ricardo Delgado uznano Artura Olecha. Wygrał tylko Jurek Kulej, po pamiętnym boju z Kubańczykiem Enrique Requeiferosem.

- Moim zdaniem Józef zasłużył na wygraną, był lepszy od Harrisa, ale sędziowie chyba kierowali się polityką. Widać uznali, że jedno złoto dla Polski (Kulej był wielkim faworytem w starciu z Kubańczykiem) wystarczy. A on wygrał wyraźniej niż Jurek, taka jest prawda – uważa Kasprzyk.

Rozmawiali telefonicznie kilka dni temu.

– To chyba była niedziela, nie jestem pewny - mówi Kasprzyk. – Chciałem się z nim umówić na Pielgrzymkę w Częstochowie, co było już nasza tradycją. Ale odpowiedział, że chyba nie da rady, bo jest w szpitalu. Nigdy nie narzekał, nie skarżył się na nic, tak jak ja, więc nie wiedziałem w jakim jest stanie, a nie chciałem dopytywać – opowiada Kasprzyk.

- Wczoraj dostałem smutną wiadomość, że nie żyje. Wróciły wspomnienia, czasy juniorskie, gdy boksowaliśmy na Dolnym Śląsku. On był już w kadrze juniorów, boksował w Pafawagu Wrocław, skąd Michał Szczepan zabrał go do Warszawy. Trzeba przyznać, że robił szybkie postępy. A później przez lata całe byliśmy w kadrze Feliksa Stamma, razem jeździliśmy na wielkie imprezy – wspomina Pan Marian, urodzony w 1939 roku, podobnie jak Grudzień,  tyle że pół roku później. Józef Grudzień, najsympatyczniejszy z polskich mistrzów pięści, jakiego znałem, trzykrotnie zdobywał złote medale mistrzostw Polski, w 1967 r w Rzymie wygrał mistrzostwa Europy, a dwa lata wcześniej z ME w Berlinie Zachodnim przywiózł medal srebrny. Do tego dochodzą zwycięstwa w meczach międzypaństwowych i nienaganna postawa poza ringiem. Elegancki, zawsze uśmiechnięty, słowem wzór mistrza pod każdym względem.

Na pytanie, jakim Józef Grudzień był kolegą, Marian Kasprzyk odpowiada krótko: bardzo dobrym. Skromnym, przyjaznym, jak mógł pomóc, już po zakończeniu kariery, to pomagał. Był dobrym człowiekiem.
Tym bardziej smutno, że już go z nami nie ma.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie