Pindera: 20 lat minęło! Evander Holyfield – Mike Tyson II
To była krótka, krwawa, chyba najgłośniejsza wojna w dziejach boksu. Mike Tyson odgryzł Holyfieldowi kawałek ucha i został zdyskwalifikowany.
Zamieszkaliśmy z Saletą w hotelu The Aladdin, w którym Elvis Presley brał ślub z Priscillą. Rezerwację załatwiał Przemek, wybór hotelu miał sentymentalny związek z tym, że trzy lata wcześniej, 4 września 1993 roku stoczył tam ośmiorundowy, wygrany pojedynek z niejakim Jimmy Billsem, jeszcze w kategorii junior ciężkiej. I pomyślał, że warto znów tam wstąpić. Znany niegdyś obiekt chylił się wprawdzie już ku upadkowi, warto tylko dodać, że kilka miesięcy po naszym wyjeździe, 25 listopada 1997 roku został zamknięty. Dziś w tym miejscu stoi nowy, piękny kompleks, Planet Hollywood Resort and Casino. Kto wie, może jakiś pojedynek w Las Vegas jeszcze z Saletą skomentujemy i znów tam zawitamy?
Wtedy byliśmy pierwszymi Polakami, którzy dostali taką szansę. Wcześniej (grudzień 1996 roku) był oczywiście Atlantic City i rewanżowa walka Andrzeja Gołoty z Riddickiem Bowe, którą też mieliśmy z Przemkiem przyjemność relacjonować siedząc obok ringu, otwierając przy tym niejako amerykański rynek dla polskich telewizji.
Rewanżowy pojedynek Holyfielda z Tysonem w MGM Grand Garden Arena był mega wielkim wydarzeniem. Wszystko było wtedy rekordowe. Zaczynając od honorariów (35 mln dolarów dla Holyfielda i 30 mln dla Tysona), kończąc na rekordowym pay per view (1,99 mln) i rekordowo drogich biletach , których ceny na czarnym rynku sięgały 10 tysięcy USD.
My miejscówkę, trzeba przyznać, mieliśmy jedną z najlepszych. Tuż przy narożniku Holyfielda. Chyba dlatego, że Canal Plus zakupił transmisję w ostatniej chwili i upchano nas przy ringu trochę na siłę. O tym, jakie to będzie wydarzenie świadczyły już cieszące się ogromnym zainteresowaniem konferencje prasowe i oficjalne ważenie. Tłumy dziennikarzy, zjeżdżający się dzień po dniu kibice, którzy szczelnie wypełnili w dniu walki halę w największym wtedy hotelu na świecie, dopełniały niesamowitej scenerii.
Atmosfera była gorąca, na zewnątrz również, był przecież koniec czerwca i w Las Vegas nie było czym oddychać. Pierwszego dnia pobytu w Sin City dopisało mi szczęście i wygrałem bodaj 140 USD w kasynie hotelu Mirage.
Przemek miał swoje zajęcia, przyleciała do niego atrakcyjna blondynka, córka łowcy długów (jest taki zawód w USA), więc skorzystałem z okazji i wybrałem się na samolotową wycieczkę nad Wielkim Kanionem. Samolocik mały, strachu znacznie więcej, ale przyjemności za równe sto dolców, było wystarczająco dużo.
Kasyna mają jednak to do siebie, że nie lubią przegrywać i odbierają to co straciły, z procentami. Następnej nocy nie przespałem chwili i faktycznie, kasyno, tym razem w hotelu Aladdin, wyssało ze mnie znacznie więcej niż wcześniej wygrałem w odległym o kilkaset metrów Mirage.
Sama walka, rozegrana 28 czerwca 1997 roku była krótka, po trzech dramatycznych rundach sędzia Mills Lane, (w cywilu wtedy szeryf z Reno), zdyskwalifikował Tysona za odgryzienie kawałka ucha Holyfieldowi. Dodajmy, że był to kawałek prawego ucha, a „Bestia” próbowała jeszcze w podobny sposób potraktować lewe ucho.
A początek zapowiadał przecież dobrą walkę. Tyson wyglądał na bardzo dobrze przygotowanego, i nie brakowało fachowców, którzy stawiali, że to on będzie górą w rewanżu. Siedem miesięcy wcześniej, też w MGM Grand Garden w Las Vegas, Mitch Halpern zatrzymał pierwszy pojedynek, w 11 rundzie.
Obóz Tysona uważał, że Halpern przerwał walkę zbyt wcześnie i nie wyraził zgody, by znów pojawił się w ringu. Ostatecznie wybrano Lane’a co było dziwne, gdyż znane były jego dobre stosunki z Holyfieldem. Gdy w drugim starciu „Holy” rozbił Tysonowi łuk brwiowy, a Lane nie zareagował, mimo gwałtownych protestów Mike’a, było jasne, że coś się wydarzy. Tyson po prostu oszalał.
Tak naprawdę Mils Lane powinien przerwać pojedynek po pierwszym brutalnym ataku „Bestii”, który odszarpał Holyfieldowi kawałek ucha, a następnie wypluł go na matę. Pierwszy zauważył to Saleta, ale pamiętam, że przez chwilę wahał się, czy powiedzieć to głośno.
Holyfield stojąc do nas tyłem podskakiwał z bólu, a po plecach ściekała mu krew. Stojąca obok mnie jego żona złapała mnie bezwiednie za rękę i przerażona ścisnęła. Nikt nie wiedział, jak to się skończy. Tyson miotał się po ringu, krzycząc, że Holyfield udaje, sędzia nie wiedział co zrobić.
Kiedy „Real Deal” za przyzwoleniem lekarza zdecydował się kontynuować pojedynek wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Mills Lane odebrał Tysonowi dwa punkty i poprosił na środek. Chwilę później ten znów doskoczył do Holyfielda i gdy wpadli w klincz próbował odgryźć mu drugie ucho.
Sędzia od razu nie przerwał walki, choć decyzja mogła być tylko jedna. Poczekał chwilę do końca rundy i gdy już byli w swoich narożnikach, podszedł do Tysona, by przekazać mu, że go dyskwalifikuje. Ten nie chciał się z tym pogodzić, ale to już był koniec. Później długo nie chciał udzielić wypowiedzi reporterowi Showtime. Gdy zagrożono, że straci honorarium powiedział piskliwym głosem, że wszyscy byli przeciwko niemu, że Holyfield faulował, a sędzia udawał, że tego nie widzi . Dlatego stracił panowanie nad sobą, ale nie wie dlaczego tak zareagował.
Kiedy już szedł do szatni, jakiś kibic rzucił w niego butelką z wodą. Rozpętała się awantura, Tysona wyprowadzili siłą ochroniarze. A Holyfield pojechał do szpitala.
Ale to jeszcze nie był koniec emocji, bo jakiś czas później, w kasynie, ktoś wyciągnął pistolet, strzelił w górę i rozpętało się piekło. Byliśmy tam z Przemkiem i cudem nas nie stratowano. Kasyno zamknięto na wiele godzin, straty były ogromne. Na szczęście nikt nie zginął, ale korzystających z pomocy lekarskiej było wielu.
Po południu lecieliśmy już do Nowego Jorku. Wielka przygoda dobiegła końca. Tysona zdyskwalifikowano i odebrano licencję, którą po roku otrzymał z powrotem. Stracił 10 procent swojego honorarium, czyli 3 mln dolarów. Później przeprosił Holyfielda, a ten mu wybaczył. Dziś są przyjaciółmi.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze