Miliard na parkiecie
Gorące lato w National Basketball jeszcze się nie skończyło, a właściciele klubów już zostawili na parkiecie prawie miliard dolarów! Podsumowując wielkich wygranych trwającego sezonu transferowego, do przegranych można z łatwością zaliczyć całą... Konferencję Wschodnią. Sezon 2017/2018 wygląda, przynajmniej na papierze, jak konfrontacja ekstraklasy z koszykarskim zapleczem.
1. Houston Rockets (Chris Paul, Nene, PJ Tucker).
Nikt jeszcze nie wie, jak współpracować będzie na parkiecie dwóch kochających mieć piłkę w ręce James Harden i Paul. Co wiadomo na pewno, to że jeśli pomysł na współpracę się znajdzie nikt w NBA nie ma lepszego duetu na tej pozycji. Clippers zwlekali z oferowaniem Chrisowi maksymalnego kontraktu, więc odszedł i to samo po tym sezonie mogą zaproponować szefowie Rockets. Dodanie Paula do drużyny bardzo ułatwi pracę trenerowi Mike D’Antoni, a dwójce strzelców wyborowych Houston, Ryan Anderson i Eric Gordon, będzie jeszcze łatwiej zdobywac punkty. Nene został w klubie za śmieszną jak na NBA sumę 11 milionów, a Rockets mają jeszcze szanse na jeden wielki transfer. Wieść z Nowego Jorku niesie, ze Carmelo Anthony jest skłonny zapomnieć o klauzuli transferowej, jeśli Knicks odadzą go do Cleveland... lub właśnie Rockets.
2. Minnesota Timberwolves (Jimmy Butler, Jeff Teague, Taj Gibson).
Bukmacherzy, którzy znają się do sporcie, bo ryzykują swoje pieniądze po wzmocnieniach trenera Toma Thibodeau dają Timberwolves 80 procent szans na szóste miejsce w przyszłorocznych playoffs. Przed zmianami personalnymi, oceniali szanse Minnesoty na udział w playoffs na zaledwie dwadzieścia procent. Do tego trener ma spokój, bo wiadomo, że Jimmy Butler będzie częścią klubu przez przynajmniej dwa następne sezony. Trójka Butler, Karl-Anthony Towns, Andrew Wiggins, wzmocniona Jeffem Teague, który podaje mniej, ale rzuca lepiej niż wysłany do Utah Jazz Ricky Rubio, to jedna z najbardziej wschechstronnych ekip w NBA.
3. Philadelphia 76ers (Merkelle Fultz, numer 1 NBA Draft, JJ Redick, Amir Johnson).
76ers mówili przez ostatnie lata zniecierpliwionym kibicom, że budowa zespołu to “proces”. Wygląda na to, że proces budowy drużyny, która z najgorszej w NBA ma realne szanse na grę w playoffs, powoli się kończy. Podobnie jak w przypadku Timberwolves, bukmacherzy są optymistami, dając drużynie z Filadelfii aż 80 procent szans na grę po sezonie zasadniczym. Fultz, Simmons, Embiid, Saric, Redick i Johnson – z taką szóstką, w słabej Konferencji Wschodniej, brak awansu do playoffs będzie szokiem.
4. Oklahoma City Thunder (Paul George).
Nikt nawet nie brał pod uwagę faktu, że Paul George z Indiany Pacers może odejść do Oklahomy, skoro klub miał lepsze propozycji z Bostonu czy Cleveland. Dałem Thunder na listę klubów z udanym latem transferowym, ale z pewnym zastrzeżeniem – że wspólna gra Russella Westbrooka przeciągnie się poza sezon 2017/2018.
Na placu boju NBA, pozostały już tylko dwie wielkie niewiadome – Gordon Hayward i Carmelo Anthony.
Hayward zostanie w Utah Jazz, które finansowo może przebić kazdą inną ofertę czy odejdzie do Boston Celtics lub Miami Heat? Miał znakomity sezon, po raz pierwszy zagrał w Meczu Gwiazd, rzucając przeciętnie prawie 22 punkty, z cennymi 5,4 zbiórkami/3,5 asystami na mecz. Dodajmy do tego czterdziestoprocentową skuteczność rzutów za trzy i wiemy, że jeśli Celtics chcą zagrozić drużynie LeBrona Jamesa, pozyskanie 27-latka jest dla nich koniecznością.
I wreszcie Carmelo Anthony: jego żona zaklina się, że Melo nie odejdzie z Nowego Jorku - zwłaszcza teraz, kiedy prezydentem Knicks przestał być Phil Jackson - ale ile można grać w zespole będącym w ciągłej przebudowie? Gorące lato w NBA ciągle trwa.
Komentarze