Szczerbaniuk: Ministerstwo nie wyraziło zgody na nasz występ
Robert Szczerbaniuk z reprezentacją juniorów sięgnął przed laty po złote medale mistrzostw Europy i świata. Z dorosłą kadrą siatkarzy wystąpił m.in. na igrzyskach olimpijskich w Atenach. Teraz chce spopularyzować w Polsce fistball, jedną z dyscyplin The World Games 2017 we Wrocławiu. Właśnie o swej fascynacji fistballem opowiedział w rozmowie z Polsatem Sport.
Fistball to dyscyplina sportu popularna m.in. w Niemczech, Austrii oraz Brazylii. Ta gra łączy w sobie elementy siatkówki i tenisa. W spotkaniach udział biorą drużyny liczące po pięciu zawodników. Gracze mogą odbijać piłkę pięścią lub otwartą dłonią i – w przeciwieństwie do siatkówki – może się ona odbić się raz od ziemi. Mecze rozgrywa się na trawiastym boisku o wymiarach 20 na 50 metrów, przedzielonym siatką o wysokości dwóch metrów. Linia, przy której można wykonać serwis, znajduje się na trzecim metrze od siatki.
Być może fistball stanie się popularniejszy również w Polsce po The World Games 2017 we Wrocławiu. Szkoda, że w zawodach nie weźmie udziału reprezentacja gospodarzy... Na temat tej dyscypliny sportu rozmawialiśmy z Robertem Szczerbaniukiem. Były reprezentant Polski w siatkówce, sześciokrotny mistrz kraju (cztery tytuły w barwach Mostostalu Kędzierzyn-Koźle i dwa ze Skrą Bełchatów), a wcześniej mistrz Europy (1996) i świata juniorów (1997) z drużyną prowadzoną przez Ireneusza Mazura, w ostatnim czasie stał się popularyzatorem fistballa w Polsce. W 2016 roku wystąpił z reprezentacją na mistrzostwach Europy.
Robert Murawski: Dlaczego reprezentacja Polski w fistballu nie wystąpi na The World Games 2017 we Wrocławiu?
Robert Szczerbaniuk: Niestety, Ministerstwo Sportu i Turystyki nie wyraziło zgody na nasz start. Wcześniej rozmawiałem na ten temat ze światową federacją i okazało się, że by móc wystąpić na The World Games trzeba było zaliczyć jakiś turniej międzynarodowy. Dlatego wystąpiliśmy w ubiegłym roku na mistrzostwach Europy rozegranych w austriackim Grieskirchen, na których zajęliśmy siódme miejsce. Postanowiliśmy, razem z Leszkiem Wróblem, założyć pierwszy klub w Polsce. Dokumenty z sądu oraz z KRS otrzymaliśmy jednak dopiero pod koniec marca. Ministerstwo uznało, że jest to zbyt późny termin, choć ja już wcześniej informowałem, że chcemy wystąpić we Wrocławiu. Oni jednak chcieli, by była to dyscyplina uprawiana profesjonalnie, z boiskami, zapleczem, szkoleniem młodzieży, twierdząc, że reprezentacja nie może być przypadkowym zlepkiem ludzi.
Brak polskiej reprezentacji na turnieju we Wrocławiu nie wpłynie dobrze na popularyzację tej dyscypliny...
Oczywiście tłumaczyłem, że fistball nie jest sportem znanym w Polsce, że chcielibyśmy zagrać i pokazać ludziom, na czym to konkretnie polega. Gdybyśmy wystartowali, mecze reprezentacji Polski byłyby pokazywane w Polsacie Sport i mogłyby dotrzeć do sporej rzeszy kibiców, ale niestety nie udało mi się przekonać ministerstwa do zmiany decyzji...
Skąd wziął się pomysł na uprawianie tego sportu?
To była ciekawość spróbowania czegoś nowego. Ja generalnie lubię uprawiać różne sporty. Gdy nie gram w siatkówkę, to zawsze staram się aktywnie spędzać czas. Grałem w formie rekreacyjnej w koszykówkę, piłkę nożną, siatkówkę plażową. Rok temu mój kolega Leszek Wróbel, który mieszka w Austrii i zna dobrze ludzi tej dyscypliny, złożył mi propozycję. Miałem pomóc stworzyć reprezentację Polski na mistrzostwa Europy, korzystając ze znajomości w środowisku siatkarskim. Fistball jest dyscypliną, w której występuje bardzo dużo elementów siatkówki. Zgodziłem się, a z bardziej znanych siatkarzy zagrał jeszcze Michał Peciakowski oraz bracia Maciej i Jakub Madejowie. Założyliśmy pierwszy klub w Polsce. Ostatnio wystąpiliśmy na międzynarodowym turnieju w Austrii. Chcemy zainteresować ludzi, pozyskać sponsorów, by móc rozwijać tę dyscyplinę w naszym kraju. Chcemy również porozumieć się z władzami miasta Częstochowy, by móc zagospodarować jakieś boisko.
Siatkarska przeszłość pomaga w grze w fistballa?
Z nami na turnieju był m.in. były piłkarz ręczny Wojciech Zydroń. Po zawodach mówił, że jest to dyscyplina bardziej siatkarska, chociaż sam element ataku jest jednak bardziej zbliżony do rzutu, który wykonuje piłkarz ręczny. Nie skacze się z obu nóg, tak jak to robią siatkarze na hali, czy na piasku, tylko jest to najście z jednej nogi. Nie trzeba wysoko skakać, tylko jest to taki zamach, przypominający rzut oszczepem, czy rzut piłkarza ręcznego.
Jakie trzeba mieć predyspozycje do uprawiania tej dyscypliny?
W Niemczech, Austrii czy Szwajcarii – gdzie fistball cieszy się największą popularnością – uprawiają go zarówno małe dzieci, jak i osoby w starszym wieku. Jak wspomniałem, nie trzeba wysoko skakać, czy mieć żelazną kondycję, trzeba to po prostu lubić. W rozgrywkach na najwyższym poziomie grają zarówno zawodnicy wysocy, jak i niscy. To zależy od drużyny... Gdy rywalizowaliśmy z reprezentacją Brazylii, to wydaje mi się, że rywale nie mieli powyżej 190 cm wzrostu. Podobnie u Austriaków, gdzie kilku zawodników miało około 180 cm.
Kto jest obecnie największą gwiazdą światowego fistballa?
Aktualnie za najlepszego zawodnika na świecie uznawany jest Patrick Thomas z Niemiec. Zawodnik wysoki (199 cm), postawnej postury, ma jednak bardzo dobrą koordynację i świetnie sobie radzi na boisku.
Na The World Games 2017 wystartuje sześć reprezentacji: Niemcy, Szwajcaria, Austria, Brazylia, Argentyna oraz Chile. Kto Pana zdaniem jest głównym faworytem turnieju?
Faworyt jest jeden – Niemcy. To absolutni liderzy tej dyscypliny. Mocni są też Szwajcarzy, którzy grali w finale ostatnich mistrzostw Europy, ale reprezentacja Niemiec nie pozostawiła wówczas złudzeń, kto jest najlepszy. Reprezentacja Chile zagra na The World Games zamiast Polski.
Co dalej z Pana karierą siatkarską? Ostatnio grał Pan w lidze słowackiej...
Gram na Słowacji i mam propozycję, by zostać tam na przyszły sezon. Zastanawiam się nad tym, gdyż chciałbym się również zająć rozwojem fistballa w Polsce, a będzie to trochę trudniejsze, gdy będę grał za granicą. Chciałbym przygotować boisko, na którym reprezentacja będzie mogła trenować przed kolejnymi mistrzostwami Europy, które zostaną rozegrane w Niemczech.
Zaczynał Pan swą przygodę z siatkówką od sukcesów z kadrą juniorów prowadzoną przez trenera Ireneusza Mazura. Wywalczyliście mistrzostwo Europy, następnie mistrzostwo świata w 1997 roku. Niedawno ten sukces powtórzyli Wasi młodsi koledzy, którzy w Czechach sięgnęli po mistrzostwo globu. Czy przy tej okazji wrócił Pan wspomnieniami do tych pierwszych sukcesów?
Oczywiście, występy naszych juniorów śledziłem na bieżąco. Siatkówka to całe moje życie. Na początku była to zabawa, która potem przerodziła się w zawodową przygodę. Zawsze trzymam kciuki za nasze reprezentacje, męskie i żeńskie, także młodzieżowe. To było bardzo miłe, gdy przy okazji ostatnich sukcesów wspomniano tę naszą starą kadrę, że te dwadzieścia lat temu był Gruszka, Zagumny, Papke, Świderski, Szczerbaniuk i inni nasi koledzy... Po powrocie naszej juniorskiej kadry od razu zadzwoniłem do trenerów Sebastiana Pawlika i Macieja Zendeła z gratulacjami.
Przejdź na Polsatsport.pl