Wstyd w Białymstoku, czyli dlaczego w ciągu 90 minut roztrwoniono dorobek całego sezonu

Piłka nożna
Wstyd w Białymstoku, czyli dlaczego w ciągu 90 minut roztrwoniono dorobek całego sezonu
fot. PAP

Dwa miesiące temu, przed rozpoczęciem rundy dodatkowej w naszej ekstraklasie ówczesny trener Jagiellonii Michał Probierz kpiąc z systemu rozgrywek pogratulował swoim piłkarzom mistrzostwa Polski (Jaga po sezonie zasadniczym była pierwsza). I zaprosił na rozgrywki o „puchar maja”, jak z przekąsem nazwał dodatkowe siedem kolejek.

Podpisywałem się pod jego poglądami nie tylko dlatego, że bardzo tego trenera szanuję. Po trzydziestu kolejkach, grając po dwa mecze z każdym rywalem zespół z Białegostoku był najlepszy i basta! W każdej normalnej lidze świętowałby mistrzostwo. Po podziale punktów i „pucharze maja” Jagę wyprzedziła jednak Legia. W jakimś sensie Jagiellończycy mogli się czuć moralnymi zwycięzcami. Wczoraj jednak czar prysł. Ile ten zespół jest wart pokazał azerski wicemistrz - Gabala.

Przedstawiciel kraju, którego reprezentacja zajmuje 80 miejsce w rankingu FIFA (my szczycimy się rekordowym szóstym) nie wygrał minimalnie czy fartownie. Ale zwyczajnie zlał Jagiellonię na jej terenie wyrzucając z europejskich pucharów w fazie wstępnej. Z przytupem, bo drugiego gola Azerowie zdobyli właściwie wjeżdżając do jej pustej bramki.

Pewnie, że taka sytuacja to nie jest dla polskich klubów jakaś nowość. Ale nazywajmy sprawy po imieniu. Tak się dać upokorzyć z takim rywalem, na własnym stadionie to jest wstyd! Widać było wyraźnie, że nie zrobiono wszystkiego, aby drużyna prezentowała się choćby jak w poprzednim sezonie. Wymiana trenera z bohatera Białegostoku na mającego mniejsze doświadczenie „Fergusona z Głogowa” to też chyba nie był błysk napoleońskiej strategii.

Już jednak słychać głosy usprawiedliwiania. Że Jaga była osłabiona, że jeszcze nie jest w formie po przygotowaniach, że najważniejsza jest liga, a puchary były jedynie ekstra dodatkiem... Jaka w tym byłaby swoją drogą logika? Odpuszczamy puchary, aby zająć jak najlepsze miejsce w lidze i… awansować do pucharów?

Odpuszczanie to pewnie zbyt mocne słowo, ale postawienie pytania o hierarchię wartości poszczególnych rozgrywek jest już całkiem zasadne. Nie ma wątpliwości, że dla większości naszych pucharowiczów w ostatnich latach priorytetem była liga. Pamiętacie państwo te wypowiedzi o zbyt krótkich wakacjach, męczących podróżach, co później miało się odbijać na zmaganiach ligowych?

Szkoda, bo jaka jest rzeczywista wartość tych drużyn przekonujemy się dopiero w pucharach europejskich. Reszta to kiszenie się we własnym sosie i stwarzanie iluzji. Gdyby jeszcze za to kiszenie zgadzała się kasa to moglibyśmy sobie spokojnie żyć w tej piłkarskiej rzeczywistości równoległej. Tyle, że jest dokładnie odwrotnie. Nie liczymy się w Europie sportowo, Europa odjeżdża nam finansowo. Taka istnieje zależność. Warto tu przytoczyć prezesa PZPN, który podsumowując rozgrywki poprzedniego sezonu powiedział nam:

„Dopóki nasze kluby nie zrozumieją, że właśnie tu w europejskich pucharach jest pole do wzrostu, to wciąż będziemy się na tym swoim podwórku kłócili o systemy rozgrywek. Gdybyśmy byli na 12 miejscu w pucharach jeśli chodzi o zestawienie lig europejskich, to mielibyśmy z urzędu jedną drużynę w Lidze Mistrzów i zdobywcę Pucharu Polski w Lidze Europy, bezpośrednio. Dwa takie wejścia to jest dla polskich klubów, polskiej piłki około 30 mln euro. I to lekko licząc. Warto zapierniczać i nawet warto tak tę ligę konstruować, aby nasze zespoły mogły być już w lipcu w formie…”.

A zatem pana prezesa zapraszamy do konstruowania, a piłkarzy do zapierniczania.

Cezary Kowalski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie