Lekkoatletyczne MŚ. Szyszkowski: Zawsze mam pecha
Michał Haratyk „załatwił” wszystko w pierwszej próbie, Konrad Bukowiecki czekał do końca – obaj awansowali do finału pchnięcia kulą mistrzostw świata w Londynie. Jakubowi Szyszkowskiemu zabrakło jednego centymetra. „Wiedziałem, że tak będzie, bo zawsze mam pecha” – przyznał.
Haratyk już w pierwszej kolejce uzyskał wynik 21,27 i wypełnił kwalifikacyjne minimum, które wynosiło 20,75. Jego rezultat był trzecim w eliminacjach. Dalej pchnęli tylko Nowozelandczyk Tom Walsh – 22,14 i Niemiec David Storl – 21,41.
„Stres był ogromny, ale na szczęście udało się w pierwszym podejściu. Eliminacje to eliminacje, w finale wszyscy zaczynają od nowa. To, co stało się teraz, nie ma już znaczenia” – podkreślił.
Jak zaznaczył, wrażenie zrobił na nim rezultat Walsha. „Nie wyglądał wybitnie mocno, co znaczy, że ma jeszcze spore rezerwy”.
Przed tygodniem Haratyk w Festiwalu Rzutów im. Kamili Skolimowskiej poprawił we Władysławowie rekord życiowy na 21,88.
„Jak tu jechałem, nie myślałem za bardzo o medalach. Nie wszystko zależy ode mnie, trzeba też wziąć pod uwagę dyspozycję rywali. Poziom na świecie w tym roku jest bardzo wysoki i o tym trzeba pamiętać. Mam tylko nadzieję, że będzie po prostu mniej stresu” – przyznał zawodnik AZS AWF Kraków.
Z ulgą schodził ze Stadionu Olimpijskiego Bukowiecki. Mistrz Europy do lat 23 dopiero w trzeciej próbie pchnął 20,55 i o jeden centymetr wyprzedził... Szyszkowskiego i to zawodnik PKS Gwardia Szczytno jest w finale.
„Strasznie mi głupio, że tak się stało, bo bardzo lubię Kubę. Obiecałem, że coś mu za to postawię, bo nie chciałem, żeby tak wyszło. Szkoda, on w tym roku naprawdę się poprawił. Miałem nadzieję, że po raz pierwszy w historii będziemy mieć trzech kulomiotów w finale” – wyjawił Bukowiecki.
On sam nie wiedział początkowo czy jego wynik da mu miejsce w czołowej dwunastce. „Do samego końca czekałem. Znając moje szczęście, myślałem, że nie wejdę. Po raz pierwszy mam takie szczęście. Tu chodzi o jeden centymetr. To również dobrze może być błąd pomiaru” – dodał.
Bukowiecki, mimo że jest najmłodszym w Londynie finalistą, stawia sobie wysokie cele. „Jak się przyjeżdża na taką imprezę, to trzeba poprawiać rekord życiowy. Z takim założeniem tu jestem” – podkreślił.
Poziom eliminacji pchnięcia kulą był najwyższy w historii. Dotąd najlepszy wynik, który nie dał finału MŚ wynosił 20,06. Szyszkowski uzyskał 20,54 i nie znalazł się w „12”.
„Jestem przyzwyczajony do takiego pecha. Jestem w tym wprawiony. Jeżeli chodzi o sportowy punkt widzenia, naprawdę jestem bardzo zadowolony z ostatniego pchnięcia” – przyznał Szyszkowski.
Zawodnik WKS Śląsk Wrocław w sobotę walczył nie tylko z rywalami, ale także z kontuzją.
„Mam skręcony staw skokowy i naderwany mięsień brzuchaty łydki na długości pięciu centymetrów, a to nie pomaga w pchaniu. Na treningach uzyskiwałem po 19 metrów, więc ten wynik naprawdę jest dobry” – ocenił.
Finał pchnięcia kulą odbędzie się w niedzielę o godz. 21.35 czasu polskiego.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze