Del Potro: Wszyscy kochają Federera
Argentyński tenisista Juan Martin del Potro, przy akompaniamecie głośnego dopingu kibiców, w imponującym stylu wywalczył awans do ćwierćfinału US Open, w którym zmierzy się z jednym z faworytów - Rogerem Federerem. - Wszyscy kochają Szwajcara - podkreślił.
Środowy pojedynek będzie 22. konfrontacją tych zawodników. Bilans zdecydowanie przemawia na korzyść Federera, który cieszył się z pokonania del Potro 16 razy. To jednak mierzący 1,98 m Argentyńczyk triumfował w jednym z ich najbardziej pamiętnych spotkań - finale US Open w 2009 roku, który zakończył się jego zwycięstwem 3:6, 7:6 (7-5), 4:6, 7:6 (7-4), 6:2.
Zawodnik z Ameryki Południowej, który w przeszłości był czwartą rakietą świata, ma za sobą ciężkie chwile. W latach 2013-15 głównie zmagał się z kontuzjami nadgarstków i przeszedł trzy operacje. Długa przerwa w grze spowodowała, że wypadł poza "300" rankingu ATP. W ubiegłym roku zaczął jednak systematycznie poprawiać swoje notowania i odbudowywać swoją pozycję w tenisie. Jego postawa zrobiła wrażenie na innych zawodnikach, m.in. na Federerze.
- Ja też go podziwiam. Wszyscy kochają Rogera. Nasz ćwierćfinał będzie interesującym meczem. Osiem lat po poprzednim meczu znów zmierzymy się na korcie centralnym w tym turnieju. Wiem, jak grać, by zwyciężyć, ale zobaczę, jak będę się fizycznie czuł po bitwie w 1/8 finału. Ale to zawsze przyjemność grać z najwspanialszym tenisistą w historii - komplementował Szwajcara del Potro.
W spotkaniu, którego stawką był awans do "ósemki" tegorocznego US Open, po raz kolejny wykazał się siłą charakteru i wolą walki. Po dwóch pierwszych setach meczu z Austriakiem Dominikiem Thiemem (6.) mało kto spodziewał się zobaczyć Argentyńczyka w kolejnej rundzie. Zmagający się z gorączką zawodnik przegrał je gładko, by wygrać cały pojedynek 1:6, 2:6, 6:1, 7:6 (7-1), 6:4. W czwartej odsłonie przegrywał już 2:5 i 0:30, a przy stanie 5:6 obronił dwie piłki meczowe.
Słynny "Wieżowiec z Tandil" mógł liczyć na głośny i entuzjastyczny doping kibiców zgromadzonych na trybunach. Jeden z dziennikarzy spytał go później, dlaczego ludzie go tak bardzo kochają. Niespełna 29-letni gracz początkowo tylko się uśmiechnął i odparł, że nie wie.
- Myślę, że podoba im się mój wysiłek włożony w powrót do gry w tenisa. Wiedzą, przez co przeszedłem z powodu moich kłopotów z nadgarstkami. Lubią faceta, który się nigdy nie poddaje i próbuje wciąż grać w tenisa. Możecie dostrzec, że mój bekhend nie jest wystarczająco dobry, ale wciąż się staram. Myślę, że to właśnie podoba się ludziom - podsumował.
Przyznał, że z powodu choroby w trakcie drugiej partii myślał o skreczowaniu.
- Nie mogłem wówczas oddychać, nie mogłem dobrze poruszać się po korcie. Dominic z łatwością kontrolował wtedy przebieg spotkania, ale potem gdy zaczęliśmy trzeciego seta, to przełamałem go bardzo szybko i wygrałem tę partię w 20 minut. Wówczas wszystko się zmieniło. Czerpałem energię od publiczności. Od tego momentu walczyłem do końca o każdy punkt. Wtedy poczułem, że jestem gotowy wygrać ten mecz - wspominał del Potro.
Jak dodał, był bardzo zmęczony po meczu z Thiemem. Zaznaczył, że trudno mu przewidzieć, czy będzie w stanie odzyskać pełnię sił na środową konfrontację z Federerem.
- Nie mam do dyspozycji żadnych magicznych środków. Masaż, praca z fizjoterapeutą. Mam nadzieję, że we wtorek dojdę nieco do siebie i potem zobaczę, czy będę w dobrej dyspozycji na pojedynek z Rogerem - podkreślił.
Głośny doping publiczności zachęcający do walki Argentyńczyka słyszał nawet rywalizujący wówczas na korcie centralnym Federer.
- Po raz pierwszy doświadczyłem czegoś takiego. Juan Martin i Dominic mieli niesamowitych kibiców na trybunach - ocenił.
Szwajcar epickim nazwał swój finałowy pojedynek z del Potro sprzed ośmiu lat.
- Mam nadzieję, że teraz będzie w stanie stworzyć kolejne takie widowisko. Wówczas miałem wiele szans. Jedynie w piątym secie rywal był zdecydowanie lepszy. Był jednak wówczas wystarczająco dobry, by mnie pokonać. Publiczność była bardzo zaangażowana. Zaczęliśmy grać w dzień, a skończyliśmy w nocy. Nie byłem bardzo rozczarowany tą porażką, bo to cały czas był świetny sezon dla mnie. Wygrałem French Open i Wimbledon, urodziły mi się córki. Juan Martin zakończył jednak moją pięcioletnią serię sukcesów w Nowym Jorku - przypomniał zdobywca rekordowych w męskim singlu 19 tytułów wielkoszlemowych, który triumfował w US Open w latach 2004-08.
Jego zdaniem zarówno on, jak i jego kolejny rywal są obecnie innymi zawodnikami niż w 2009 roku.
- Jego bekhend się zmienił ze względu na operacje. Teraz znacznie więcej gra slajsem. Choćby z tego względu nasz mecz może wyglądać teraz inaczej. Ja gram teraz agresywniej przy returnie i skracam wymiany. Stosuję teraz mniej slajsa niż on. Jego forhend i serwis są jednak takie jak kiedyś. Wydaje mi się, że w środę będziemy bardziej wyluzowani niż w 2009 roku. To jednak nie będzie finał. Stawka nie jest teraz tak wysoka jak wtedy - zaznaczył Federer.
Komentarze