Feta na Narodowym to słoma z butów? Odczepcie się od Janusza

Piłka nożna

Kiedy z głośników na Stadionie Narodowym poleciało "We are the champions", Robert Lewandowski otwierał szampana, cała kadra podskakiwała radośnie na specjalnym podeście, a zza pleców wybrańców Adama Nawałki leciało konfetti można było odnieść wrażenie, że właśnie stanęliśmy na podium wielkiego turnieju.

Wiele opinii było takich, że ta feta była przedwczesna, trochę przesadzona, że na razie to dopiero jesteśmy mistrzami, ale grupy E, w której pobiliśmy Kazachstan, Armenię i Czarnogórę. A tu mieliśmy wielką pompę i prezydenta w szatni, który ściskał naszych bohaterów.

 

I generalnie to mega obciach tak się cieszyć, bo przecież kibice w innych krajach, zwłaszcza tych tradycyjnie najlepszych to się w ogóle awansem nie podniecają, traktują to jako codzienność, a swoje reprezentacje rozliczają dopiero za grę w samych turniejach. Co bardziej poprawni, światli i światowi internauci porównywali zjawisko do oklasków polskich pasażerów w samolocie zaraz po wylądowaniu. Z nutą szyderstwa czy nawet pogardy oczywiście.

Pytam się jednak wprost: a co w tym złego, że się ludzie cieszą? Że dziękują pilotowi za pomyślny lot czy piłkarzom za udane eliminacje? I to ma być wstyd? Łatwo znaleźć dziesiątki innych wad, z powodu których powinniśmy się wstydzić, ale chyba nie z gestów uznania, wsparcia, podziwu i budowania wspólnoty.

A już argument, że skoro inni reagują jak reagują, to my też tak powinniśmy nietrafiony jest wyjątkowo i świadczy raczej o kompleksach. Czy tak trudno zrozumieć, że taka jest właśnie uroda kibiców w różnych krajach, że się od siebie różnią? Że mają różną wrażliwość odzwierciedlającą cechy narodowe? Jedni sukcesy przyjmują na chłodno, inni dają się ponieść emocjom, są refleksyjni, łatwiej się wzruszają, potrzebują razem pokrzyczeć, pośpiewać, poczuć się wielką wspólnotą choćby przez 90 minut i poświętować czasem nawet nie największy sukces. Może go nawet czasem przerysować.

Irytuje mnie ta pogarda dla tzw Januszów, czyli kibiców, którzy zdaniem tzw znawców nie mają pojęcia o piłce. Przychodzą na stadion, zajmują miejsca, zakładają biało-czerwone czapeczki, malują twarze i dmą bez sensu w wuwuzele. I jeszcze biorą żony i małe dzieci, które niewiele kumają...

Otóż tak się składa, że piłka nożna zwłaszcza w reprezentacyjnym wydaniu to jest rozrywka dla mas. Wcale nie jakoś wyjątkowo wyszukana, wcale nie jakaś wyjątkowo trudna do ogarnięcia. I chodzi właśnie o to, aby jak najwięcej Januszów chciało poświęcać na nią czas, wspierać dyscyplinę, wydawać pieniądze na bilety, siadać przed telewizorami.

Po to wybudowaliśmy wielkie stadiony, aby je wypełniać. Nie mieliśmy przecież aż tak wielu „prawdziwych kibiców”, trzeba było tę publiczność jakoś zdobyć, wychować sobie. I drużyna Nawałki zrobiła to kapitalnie w bardzo krótkim czasie. To jest właśnie jej najlepszy wynik. Fakt, że na każdy mecz na 57-tysięcznym Narodowym jest dziesięć razy tylu chętnych ile biletów. Nawet jak nie gramy z żadnymi tuzami. W klasyfikacji najliczniejszych publiczności w eliminacjach ustąpiliśmy tylko Anglikom i Francuzom. I to tylko dlatego, że nie mamy aż tak wielkich pojemnych trybun jak oni.

Na reprezentację jest moda, ludzie kochają Lewandowskiego, Nawałkę, Piszczka, Kubę czy Grosika. Jak głosił jeden ze sloganów reklamowych wszyscy jesteśmy reprezentacją. A ta radość po awansie to żadna słoma wystająca z butów tylko prawdziwe emocje.

A zatem apel: od... czepcie się od Janusza!

Cezary Kowalski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie