Jordan o NBA: Dwa dobre zespoły, reszta to śmiecie

Koszykówka
Jordan o NBA: Dwa dobre zespoły, reszta to śmiecie
fot. PAP

Poza koszykówką, Michael Jordan uwielbia się zakładać (o wszystko), grać w golfa i palić dobre cygara. Dzięki temu ostatniemu, w wywiadzie dla branżowego magazynu „Cigar Afficionado”, mogliśmy poznać opinię „Fruwającego” na temat najnowszej wersji National Basketball Association, której najlepszy koszykarz wszech czasów nie jest wielkim fanem. W odróżnieniu od komisarza NBA Adama Silvera czy obecnych gwiazd ligi.

Jako właściciel Charlotte Hornets, Jordan nie lubi nowej (?) fali zbierania gwiazd w jednym zespole. Hornets od sezonu 2000/2001 nigdy nie zaszli dalej niż pierwsza runda rozgrywek playoffs, a obecna koncentracja talentów w dwóch drużynach ligi według niego na pewno nie pomoże popularności ligi.

- Z punktu widzenia sportowej rywalizacji, to na pewno źle wpłynie na NBA. Będziemy mieli jeden lub dwa wielkie zespoły, a pozostałe 28 to będą śmiecie. Te ostatnie będą miały problemy dać sobie radę w takiej rzeczywistości biznesowej – powiedział Jordan.

Ten sam, który był twarzą superdrużyny sezonu 1995/1996 grając w Chicago Bulls, które ustanowiło rekord 72 zwycięstw sezonu zasadniczego. Rekord pobity dwadzieścia lat później przez Golden State Warriors – jedyną (obok Cleveland Cavaliers) superdrużynę nowej generacji, której powstanie MJ dziś krytykuje.

Adam Silver, komisarz NBA nie zgadza się z opinią Jordana.

- Nie mogę pojąć dlaczego istnieje powszechne mniemanie, że mamy teraz ligę w której tak naprawdę rywalizują tylko dwa zespoły. Nie wierzę w to. (...) Kiedy słyszę, że Golden State i Cleveland to dynastie, przypominam, że mieliśmy Lakers i Celtów. Ci ostatni zdobyli 17 mistrzostw NBA, a Los Angeles 16. Czyli prawie połowa wszystkich tytułów w historii powędrowała do dwóch drużyn. Warriors i Cleveland to dynastie? Cleveland do 2016 roku nie miało ani jednego mistrzostwa, a Golden State nie potrafiło tego zrobić przez czterdzieści lat – mówił komisarz w wywiadzie dla ESPN Radio. Trudno nie przyznać mu racji.
 
Podobnie myśli Kevin Durant, którego spora część kibiców i dziennikarzy krytykowała za przejście do Golden State, co – ich zdaniem –  dodatkowo zaburzyło balans sił w NBA.

- To ja teraz jestem winny temu, że na przykład takie Orlando nie weszło do playoffs przez ostatnie 5 czy 6 lat?  Że Brooklyn oddał połowę draftu do Bostonu? To przeze mnie są dziś słabi? – retorycznie pytał Durant, rozmawiając z dziennikiem „USA Today”.

- Nie mogę grać w każdym zespole, zostawiłem tylko jeden z nich, być może taki, który byłby w gronie faworytów. Jeden zespół. Nie mógłbym uczynić lepszej całej Konferencji Wschodniej czy Zachodniej - dodał.

Kto ma rację, przekonamy się już niedługo -  we wtorek, 17 października, rusza sezon 2017/2018 w NBA. Gwiazdy są nie tylko w Golden State i Cleveland, bo w Boston Celtics grać będą razem Kyrie Irving, Gordon Hayward i Al Horford, w Oklahoma City Russell Westbrook, Carmelo Anthony i Paul George, a w Houston Rockets James Harden i Chris Paul. Według bukmacherów… niczego to nie zmienia. Zdecydowanym faworytem (żeby wygrać 100 dolarów trzeba postawić 150) są koszykarze Golden State Warriors. Znacznie mniej szans (zakład za 25 dolarów przyniesie 100) Cleveland Cavaliers i Boston Celtics. Wyścig jednego zespołu? Poczekajmy.

Przemek Garczarczyk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie