Fogiel: Jak za dawnych lat. Marsylia i Paryż biją się o tytuł mistrzowski.
To był klasyk jak za dawnych lat, kiedy Marsylia i Paryż biły się o tytuł mistrzowski. I tym razem nie zabrakło emocji. Wynik meczu został ustalony dopiero w ostatniej minucie doliczonego czasu gry.
Już o szesnastej kibice OM rozpoczęli marsz w kierunku Orange Velodrome. Czym bliżej stadionu, tym grupa fanów się powiększała. Coraz trudniej było zapanować nad tłumem ludzi. Przez to doszło do starć kibiców z Republikańską Kompanią Bezpieczeństwa. Aresztowano w sumie szesnaście osób, które rzucały kamieniami i innymi groźnymi przedmiotami. Na całe szczęście prefektura wydała zakaz przyjazdu kibiców PSG, bo mogłoby dojść do o wiele poważniejszych incydentów.
Na boisku Marsylczycy w niczym nie ustępowali liderom Ligue 1. Wręcz przeciwnie, prowądząc 2:1 mieli okazję do podwyższenia wyniku na 3:1. Ponad 60 tys. publiczność szalała ze szczęścia. Jak pisało po meczu "l’Equipe", ostatni kwadrans gry to było prawdziwe wariactwo. Nad nerwami nie zapanował Neymar (autor pierwszego gola dla paryżan) i słusznie został wykluczony z gry. To co wydarzyło się później było prawdziwym cudem. Grając w dziesięciu podopieczni Unaia Emery’ego doprowadzili do remisu w ostatniej minucie doliczonego czasu gry. Bohaterem był "El Matador", Edinson Cavani który strzelił cudownego gola z rzutu wolnego. Pasjonująco zapowiada się jego pojedynek z Robertem Lewandowskim. Dziesiątego listopada napastnicy zmierzą się ze sobą na PGE Arena w meczu Polski z Urugwajem. Prawdziwy przedsmak przyszłorocznego Mundialu. Jednak paryscy napastnicy nie błyszczeli w tym meczu. Tercet MCN zagrał poniżej oczekiwań. Mbappé rozegrał najgorszy mecz od kiedy przeniósł się do Paryża. Neymar i Cavani zostali w cieniu Brazylijczyka Luiza Gustavo, najlepszego piłkarza na boisku.
Krok po kroku "Champion Object" Olympique Marsylia nabiera rozpędu. Nowy właściciel klubu - Frank McCourt - ma ambitne plany dla środziemnogórskiego klubu. Obiecał, że przez cztery sezony zainwestuje w drużynę 200 milionów i na razie słowa dotrzymuje. Mocna Marsylia to gwarancja większej atrakcyjności rozgrywek Ligue 1. Drugie miejsce premiujące do gry w Lidze Mistrzów jest w zasiegu podopiecznych Rudiego Garcii. Na razie są na piątym miejscu, za plecami PSG, AS Monaco, Nantes i Lyonu. Nie da się ukryć, że tak wysoka lokata "Kanarków’’ Ranieriego to ogromna niespodzianka. Włoch to prawdziwy czarodziej. Nantes gra skuteczniej niż w zeszłym roku. Nie są wybitnie bramkostrzelni, bo zdobyli zaledwie dziewięć bramek w dziesięciu kolejkach. Za to mogą się pochwalić najlepszą obroną w Ligue 1, gdyż dotychczas stracili zaledwie 7 goli. Waldemar Kita nie ma prawa narzekać, bo na pewno nie spodziewał się takiego scenariusza. Kibice ze Stade de la Beaujoire również - mimo że Guingamp to nie jest zespół z czołówki, na trybunach zasiadło ich aż 28 000.
Monaco przerwało złą passę wygrywając z Caen (2:0) i ma juz tylko cztery punkty straty do PSG. Kamil Glik zanotował niezły występ (otrzymał notę 6. w "l’Equipe") i dalej utrzymuje się na wysokim dziewiątym miejscu w ogólnej klasyfikacji. Gorzej poszło tym razem Igorowi Lewczukowi (nota 4.). Jego zespoł przegrał na neutralnym stadionie z "kopciuszkiem" Ligue 1 - Amiens. Czyżby znowu były Legionista miał wylądować na ławce?
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze