Pindera: Będzie się działo!
To słowa Tomasza Adamka na konferencji prasowej w Częstochowie przed walką z Fredem Kassim, do której dojdzie 18 listopada w tym mieście.
Czterdziestoletni Adamek (51-5, 30 KO) ma już za sobą kilka tygodni przygotowań w Osadzie Śnieżka pod okiem amerykańskiego szkoleniowca Gusa Currena i gołym okiem widać, że tam nie próżnuje. Nasz były mistrz świata dwóch kategorii wagowych na razie nie myśli o sportowej emeryturze, wciąż jest głodny boksu, choć czas biegnie nieubłaganie.
Pierwszy raz zobaczyłem go w ringu w 1995 roku, gdy wygrywał mistrzostwa Polski seniorów w Płońsku. Gdy sięgał po złoty medal w kategorii średniej (75 kg) miał niespełna 19 lat. Wysoki, chudy jak tyczka miał też w sobie coś, co kazało mi wierzyć, że stać go w przyszłości na wielkie rzeczy.
Myślałem wtedy, że nawiąże do sukcesu Wojciecha Bartnika, ostatniego Polaka na olimpijskim podium, na igrzyskach w Sydney (2000) miałby realne szanse na medal. Ale on dał się przekonać Andrzejowi Gmitrukowi i wcześniej podpisał zawodowy kontrakt. Dziś twierdzi, że nie żałuje, odbił to sobie na zawodowym ringu, wywalczył mistrzowskie tytuły w wadze półciężkiej (WBC) i junior ciężkiej (IBF), zmierzył się też z Witalijem Kliczką o pas WBC w wadze ciężkiej. Gdyby prawie ćwierć wieku temu w Płońsku ktoś powiedział, że Adamek będzie walczył o zawodowe mistrzostwo świata w najcięższej kategorii, w najlepszym wypadku uznano by go za niespełna rozumu.
Dziś Adamek wygląda fizycznie lepiej niż kilka lata temu. Waży nieco ponad sto kilogramów, ale jest szczupły, jego mięśnie są wyraźnie zarysowane. Na pewno prezentuje się korzystniej niż podczas przygotowań do walki z Arturem Szpilką w 2014 roku.
Tyle, że wtedy przygotowywał się w rodzinnych Gilowicach właściwie na własną rękę. Od dwóch lat ma już profesjonalne obozy organizowane przez Mateusza Borka, a w tym roku zmienił jeszcze trenera. Gus Curren, który zastąpił Rogera Bloodwortha szybko znalazł wspólny język z Adamkiem, rozpalił w nim nowy ogień i spowodował, że „Góral” znów przypomina tego pięściarza który z Andrzejem Gmitrukiem w narożniku zdobywał kolejne szczyty na zawodowych ringach.
38 letni Fred Kassi (18-6-1, 10 KO) nie będzie łatwym rywalem. Urodzony w Kamerunie mieszkaniec Nowego Orleanu wprawdzie swój ostatni pojedynek wygrał dawno temu (w 2013 roku), ale warto obejrzeć jego walki z Chrisem Arreolą (2015 – remis), Dominickiem Breazeale’em (2015 - niezasłużona punktowa porażka) czy Hughie Furym (2016 - przegrana, ale?), by przekonać się do jego wartości.
Oczywiście wszystko będzie zależeć od tego w jakiej formie Kassi stawi się w Częstochowie, ale o tym, że będzie się bił z Adamkiem nie dowiedział się przecież w ostatniej chwili, tylko odpowiednio wcześniej. Miał więc szanse się dobrze przygotować, a to nie będzie na rękę Adamkowi. Wróży jednak dobrą, zaciętą walkę 18 listopada w Częstochowie.
„Będzie się działo” mówi uśmiechnięty Adamek, który nigdy nie ukrywał, że lubi bokserskie wojny. Nie zawsze wychodził z nich zwycięsko, bywało, że mówił już o zakończeniu kariery, ale wracał. Boks ma to do siebie, że mistrzowie wracają i czasami wygrywają, tak jak Adamek w czerwcu z Solomonem Haumono podczas Polsat Boxing Night 7. Były mistrz wierzy, że w „stolicy polskiego kościoła”, jak określił Częstochowę stoczy jeszcze lepszą walką niż w gdańskiej Ergo Arenie, gdzie pokonał Australijczyka, choć zdaje sobie sprawę, że Kassi to trudny rywal.
– A jeśli go pokonam, to wiosną pomyślimy o czymś większym – zapowiedział na zakończenie konferencji prasowej, niedaleko od klasztoru pod Jasną Górą, gdzie później skierował swoje kroki.
Komentarze