Pjongczang 2018: Rosja nie wierzy w wykluczenie z igrzysk
Mimo spektakularnej dyskwalifikacji Aleksandra Legkowa, Rosjanie intensywnie przygotowują się do startu w zimowych igrzyskach olimpijskich. - Nie sądzę, żeby miało to przełożenie na nasz występ w Pjongczangu - przyznał rosyjski minister sportu Paweł Kołobkow.
- Myślę, że byłby to negatywny precedens - uzupełnił Kołobkow wypowiedź dla agencji R-Sport.
Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) w środę zdecydował o odebraniu Legkowowi, największej ostatnio gwieździe rosyjskich biegów narciarskich, medali olimpijskich wywalczonych w 2014 roku Soczi, gdzie był najlepszy na dystansie 50 km techniką dowolną oraz wraz z kolegami drugi na 4x10 km, przez co zdyskwalifikowana została także cała sztafeta. Podobnie jak kolega z reprezentacji Jewgienij Biełow, został również dożywotnio wykluczony z udziału w igrzyskach.
Jako powód nałożenia kar podano złamanie przepisów antydopingowych. Obaj pozostają zawieszeni przez Międzynarodową Federację Narciarską (FIS) od 22 grudnia 2016 roku. Ten organ ma także podjąć decyzję ws. ich startów we wszystkich innych zawodach, poza igrzyskami.
- Legkow zapewnił mnie, że nigdy nie stosował zabronionych substancji - dodał minister sportu, a wiceszef krajowej federacji narciarskiej Siergiej Krjanin zaznaczył, że MKOl nie przedstawił żadnych konkretnych dowodów przeciw Legkowowi i ocenił całą sytuację za "mającą polityczne podłoże kampanię przeciw Rosji".
W podobnym tonie wypowiedział się reprezentujący obu zawodników niemiecki adwokat Christof Wieschemann, który już poinformował, że jego klienci jeszcze w czwartek złożą odwołanie do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu w Lozannie (CAS). Decyzję MKOl określił jako "polityczną" i tłumaczył, że "wyrok został przygotowany wcześniej".
- W ogóle nie wzięto pod uwagę rozmaitych ekspertyz i dokumentów, m.in. wynajęty przez MKOl specjalista ds. medycyny sądowej uznał, że nie można jednoznacznie stwierdzić, iż przy próbkach Legkowa ktokolwiek manipulował - nadmienił.
Jego zdaniem także w raporcie kanadyjskiej profesora Richarda McLarena, który na zlecenie Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) badał system dopingowy w Rosji, ze szczególnym uwzględnieniem lat 2011-15, nie ma mowy o "indywidualnej winie" kogokolwiek.
- A MKOl i tak zdecydował o karach. Myślę, że są tam ludzie, którzy rano nie mogą spokojnie spojrzeć w lustro - powiedział 55-letni prawnik z Bochum.
Decyzję ws. Legkowa i Biełowa podjęła Komisja Dyscyplinarna MKOl, na której czele stoi Denis Oswald. Zajmuje się ona obecnie m.in. sprawdzaniem, jak wielu rosyjskich sportowców zamieszanych było w proceder dopingowy, dający reprezentantom gospodarzy nieuczciwą przewagę w rywalizacji w Soczi. Dyskwalifikacja biegaczy narciarskich to pierwsze kary nałożona przez tę komisję.
MKOl ponownie bada próbki wszystkich rosyjskich olimpijczyków z Soczi. Ma to związek z aferą, ujawnioną m.in. przez Grigorija Rodczenkowa. Według zeznań byłego dyrektora moskiewskiego laboratorium antydopingowego, dochodziło tam do manipulacji poprzez tuszowanie pozytywnych wyników i podmienianie próbek, a pomagać mieli w tym m.in. przedstawiciele rosyjskich służb i państwa.
Olimpijska centrala zapowiedziała, że w najbliższych dniach spodziewane są kolejne decyzje. W grudniu ma z kolei przesądzić, czy Rosjanie będą mogli wziąć udział w igrzyskach w Pjongczangu (9-25 lutego). Z powodu skandalu dopingowego cześć rosyjskich sportowców nie została już dopuszczona do startu w letniej olimpiadzie w Rio de Janeiro w 2016 roku.
"Sborna" wygrała klasyfikację medalową igrzysk w Soczi z dorobkiem 13 złotych, 11 srebrnych i dziewięciu brązowych.
Komentarze