Niepokorny, uwielbiany przez polskich kibiców bramkarz kończy karierę

Piłka nożna
Niepokorny, uwielbiany przez polskich kibiców bramkarz kończy karierę
fot. Cyfra Sport

Uwielbiany przez kibiców, mniej przez niektórych trenerów, kontrowersyjny, charyzmatyczny, nietuzinkowy. Artur Boruc, rekordzista wśród bramkarzy pod względem występów w reprezentacji Polski, w piątkowym meczu z Urugwajem po raz ostatni zagra w kadrze narodowej.

Występujący w angielskim AFC Bournemouth 37-letni piłkarz już w marcu na portalu społecznościowym ogłosił zakończenie kariery w reprezentacji. Teraz doczeka się oficjalnego pożegnania na PGE Narodowym w Warszawie.

 

"Artur zagra do 44. minuty z Urugwajem. Chcemy, żeby wtedy cały stadion zgotował mu owację na stojąco" – zapowiedział niedawno prezes PZPN Zbigniew Boniek.

 

Urodzony 20 lutego 1980 roku w Siedlcach Boruc nie jest najbardziej utytułowanym polskim bramkarzem - w przeciwieństwie np. do Jana Tomaszewskiego czy Józefa Młynarczyka nie zdobył medalu mistrzostw świata, ale ma za sobą karierę, o której wielu piłkarzy może pomarzyć.

 

Były zawodnik Pogoni Siedlce, Dolcanu Ząbki, Legii Warszawa, Celticu Glasgow, Fiorentiny i Southampton FC zadebiutował w reprezentacji narodowej 28 kwietnia 2004 roku w Bydgoszczy, w towarzyskim meczu z Irlandią (0:0). W piątek rozegra 65. spotkanie w kadrze, czego nie dokonał wcześniej żaden polski golkiper (Jan Tomaszewski ma 63 występy).

 

Boruc zaliczył wiele znakomitych występów w reprezentacji, ale zdarzały mu się też spektakularne wpadki. Tych pierwszych było jednak zdecydowanie więcej. Choćby w meczu z Niemcami (0:1) na mundialu 2006, gdy przez 90 minut w nieprawdopodobny sposób bronił strzały gwiazd gospodarzy. Skapitulował dopiero w doliczonym czasie gry, po uderzeniu z bliska Olivera Neuville'a.

 

Zachwycał również, w przeciwieństwie do wielu pozostałych reprezentantów Polski, podczas Euro 2008. Już na początku meczu ze współgospodarzem turnieju Austrią (1:1) nie dał się pokonać kilka razy w sytuacjach sam na sam. Wyciągał piłkę z siatki dopiero w ostatnich sekundach, po strzale z rzutu karnego doświadczonego Ivicy Vastica.

 

W kolejnych miesiącach udane występy zaczął przeplatać z gorszymi, a kłopotów w kadrze nie brakowało też z powodów pozaboiskowych.

W sierpniu 2008 roku został zawieszony - razem z Dariuszem Dudką i Radosławem Majewskim - za tzw. aferę alkoholową po towarzyskim meczu z Ukrainą we Lwowie (0:1).

 

Wrócił szybko, ale jesienią nie popisał się w meczu eliminacji mistrzostw świata ze Słowacją w Bratysławie (1:2), gdy puścił w końcówce dwa gole.

 

Jeszcze gorzej było w marcu 2009 roku, w wyjazdowym meczu eliminacji z Irlandią Północną (2:3). Popełnił wówczas ogromny błąd przy trzecim golu dla gospodarzy. Po podaniu od Michała Żewłakowa, przyjaciela i współlokatora na zgrupowaniach kadry, skiksował, nie trafiając w piłkę, która po chwili wturlała się do bramki.

 

Nieprzyjemnie zrobiło się również w październiku 2010 roku, gdy na pokładzie samolotu wracającego z USA doszło do różnicy zdań obu tych graczy z ówczesnym selekcjonerem Franciszkiem Smudą. W ocenie szkoleniowca piłkarze zachowywali się niestosownie.

 

"Bardzo chciałbym ponownie grać dla mojego kraju, ale nie sądzę, aby było to możliwe, póki będzie ten trener" - oświadczył Boruc, już jako piłkarz Fiorentiny, w listopadzie 2010 roku w wywiadzie dla włoskiej agencji prasowej ANSA.

 

W kadrze Smudy rzeczywiście już nie zagrał, wypadł z reprezentacji na ponad dwa lata. Wrócił dopiero w lutym 2013 roku, gdy selekcjoner był już Waldemar Fornalik.

 

Czasami brakowało mu trochę szczęścia, jak w listopadzie 2013 roku, gdy w barwach Southampton FC w trakcie meczu angielskiej ekstraklasy ze Stoke City puścił bramkę już w 14. sekundzie. Piłka, wykopana przez bośniackiego bramkarza Stoke Asmira Begovica, została przez silny podmuch wiatru uniesiona w powietrzu, przelobowała Boruca i wpadła do siatki.

 

Begovic obecnie jest podstawowym bramkarzem w... AFC Bournemouth, polski bramkarz pełni tam rolę rezerwowego.

 

Kontrowersyjny styl bycia czasami przysparzał Borucowi kłopotów, ale równie często zjednywał mu wiernych fanów.

 

Na przykład w Celticu kibice byli gotowi nosić Polaka na rękach. Nazwali go "Holy Goalie" (w wolnym tłumaczeniu "święty bramkarz"), a kochali nie tylko za występy na boisku. Również za prowokowanie fanów lokalnego rywala - Rangers, którym np. pokazywał znak krzyża. Kibice "The Bhoys" to katolicy, a fani Rangers są kojarzeni ze społecznością protestancką.

 

Latem 2005 roku losy Boruca splotły się w Celticu z Maciejem Żurawskim. W zespole z Glasgow mieli udział w zdobyciu trzech mistrzowskich tytułów.

 

"Mój transfer do Celticu został sfinalizowany trochę wcześniej i bardzo się ucieszyłem, że Artur też tam przeszedł. Wiadomo, że w dwóch raźniej, zwłaszcza na początku, gdy jeszcze dobrze nie znałem języka i można było z kimś pogadać" - powiedział PAP Żurawski, który szybko zaskarbił sobie sympatię kibiców, ale nie został takim idolem jak Boruc.

 

"Artur grał znacznie dłużej w Celticu niż ja, poza tym na jego popularność wpływ miały pewne kontrowersyjne gesty wobec fanów Glasgow Rangers. Oczywiście to był tylko dodatek, bo on przede wszystkim wspaniale bronił, jednak na pewno przysporzyło mu dodatkowego uwielbienia. W szatni miał mocną pozycję, ale generalnie był spokojny, nie dyrygował".

 

Żurawski podkreślił, że Boruc znakomicie czuł się w Celticu i dlatego wcześniej nie zdecydował się na zmianę klubu.

 

"Wiem, że miał ciekawe oferty i to z naprawdę dobrych klubów, ale on, ze względu na swoją wyjątkową pozycję nie spieszył się z odejściem" – przyznał były napastnik reprezentacji.

 

O barwnym życiorysie Boruca świadczy m.in. specjalne wyróżnienie w 40. edycji Konkursu Fair Play organizowanego przez Polski Komitet Olimpijski. W kwietniu 2007 roku, gdy grał w Celticu, został okrzyknięty przez szkocką prasę bohaterem. Piłkarz obronił młodą, ciężarną kobietę z Polski przed chuliganami, którzy zaatakowali ją w parku w Glasgow. Wyróżnienie od PKOl odebrał w imieniu bramkarza m.in. ówczesny selekcjoner reprezentacji Polski Leo Beenhakker.

 

"Oprócz tego, że Artur jest piłkarzem i reprezentantem Polski, jest przede wszystkim mężczyzną i człowiekiem (...). Zachował się tak, jak należało i bardzo się z tego cieszę" - powiedział wówczas Holender.

 

W lipcu 2017 roku bramkarz otrzymał inne wyróżnienie - odsłonił swoją gwiazdę w Alei Gwiazd Sportu we Władysławowie.

 

Reprezentacyjną karierę Boruc zakończy w mieście, w którym jest najbardziej uwielbiany. Wielokrotnie dawał wyraz swojemu przywiązaniu do warszawskiej Legii. Nie tylko jako członek stowarzyszenia kibiców, ale także np. jako... współprowadzący doping w sektorze fanów ze stolicy, co miało miejsce w 2007 roku podczas meczu Legii w Płocku z tamtejszą Wisłą.

 

"Orzełek na piersi mobilizuje na tyle, że nic nie trzeba dodawać" - mówił w czerwcu 2015, przed swoim 60. występem w kadrze (0:0 w towarzyskim meczu z Grecją w Gdańsku).

 

Teraz, zapytany na konferencji prasowej o kilka słów podsumowania kariery w reprezentacji, przyznał:

"Moja przygoda z kadrą była trochę rollercoasterem. Ale cieszę się z tego, co osiągnąłem. Niczego nie żałuję. Mimo wszystko...".

 

Za najważniejsze wydarzenia uznał awanse do mistrzostw Europy i świata, ale także wspomniany błąd z Irlandią Północną. "Wtedy zdałem sobie sprawę, co jest ważne i ważniejsze. Cieszę się, że udało mi się po tym podnieść" - wspomniał golkiper Bournemouth.

 

Wraz z odejściem z kadry Artura Boruca chyba bezpowrotnie kończy się pewien etap reprezentacji. Barwny, czasami szalony, a na pewno bardzo ciekawy.

kl, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie