F1 bez Brazylijczyków to jak mundial bez Włochów. Czyli jednak możliwe
Dzieją się w tych dniach rzeczy niebywałe, których nie tylko młodzi, ale i tacy w średnim wieku kibice, nawet sobie nie wyobrażali. W przyszłym roku będziemy mieli mundial bez Włochów - pierwszy raz od 60 lat. A także sezon Formuły 1 bez Brazylijczyka - pierwszy raz od lat 48!
O klęsce włoskiego futbolu mówi się od kilku dni na całym świecie. Warto zatem pochylić się nad innym wyjątkowym wydarzeniem w historii sportu. Sezon 2018 rozpocznie się bez ani jednego Brazylijczyka za kierownicą bolidu F1. A przecież od 1970 zawsze był przynajmniej jeden. I to bardzo często znakomity.
Tymczasem oficjalne zakończenie kariery przez Felipe Massę oznacza, że w stawce kierowców zabraknie przedstawiciela kraju, w którym Formułę 1 kocha się, jak chyba nigdzie indziej. Sukcesy Fittipaldiego i Piqueta sprawiły, że Brazylijczycy zaczęli się wyścigami interesować; tragiczna historia Ayrtona Senny - że zainteresowanie zmieniło się w pasję. Tor Interlagos stał się jednym z najważniejszych miejsc na mapie Grand Prix.
Ta nieprzerwana obecność Brazylijczyków w Formule 1 zaczęła się w 1970 roku. Do elity kierowców przebojem wdarł się wówczas Emerson Fittipaldi. W 1972 roku świętował pierwszy tytuł mistrza świata. Po dwóch latach - kolejny. Triumfy Fittipaldiego otworzyły drzwi do świata F1 kolejnym kierowcom z Brazylii. W sumie było ich przez blisko pół wieku trzydziestu jeden.
Jednym z najwybitniejszych był Nelson Piquet. Tytułami mistrzowskimi z 1981 i 1983 roku wyrównał osiągnięcie Fittipaldiego. A po kolejnych czterech latach pobił ten rekord sięgając po trzecie mistrzostwo świata. Ale w 1987 - roku ostatniego tytułu Piqueta - brazylijscy kibice mieli już nowego idola. Trzecie miejsce zajął Ayrton Senna, który w ciągu siedmiu lat miał zainteresowanie Brazylijczyków królową sportów motorowych przekształcić w pasję, a może nawet w obsesję...
Na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku Senna na trzy razy kończył sezon na pierwszym miejscu, dwukrotnie na drugim.Sezonu 1994 nie dokończył. Zginął w wypadku na włoskim torze Imola. Jego pogrzeb 5 maja zgromadził w Sao Paulo miliony żałobników, w kondukcie kroczyli kibice, koledzy z toru, ale i najważniejsi brazylijscy politycy z prezydentem Itamarem Franco na czele. W kraju oficjalnie ogłoszono trzydniową żałobę narodową.
Ale paradoksalnie, a może wcale nie, ta tragedia tylko jeszcze mocniej związała Brazylijczyków z F1. Choć kolejnego mistrza świata się nie doczekali, wspierali z całych sił Rubensa Barrichello (dwa wicemistrzostwa) i Felipe Massę (jeden tytuł wicemistrza).
"Jeden z najbardziej zakochanych w Formule 1 krajów na świecie musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości" - piszą dziennikarze brazylijskiego portalu terra.com.br. "Rzeczywistości, w której kibicować będziemy mogli wyłącznie kierowcom zagranicznym. I to ze świadomością, że na horyzoncie nie widać żadnego Brazylijczyka, który w najbliższej przyszłości mógłby pojawić się torze F1".
Wygląda na to, że uczucie, jakim Brazylijczycy darzą Formułę 1 poddane zostanie poważnej próbie. Ale ponoć prawdziwa miłość wszystko pokona.
Komentarze