Medyczny fenomen. Kamil Glik nominowany w Plebiscycie PS

Piłka nożna

Kamil Glik najpierw stał się bohaterem Włoch, dopiero potem pokochali go kibice w Polsce. Tegoroczny mistrz Francji, szef obrony reprezentacji, która awansowała do MŚ w Rosji.

Głosuj na Kamila Glika w 83. Plebiscycie na Najlepszego Sportowca Polski 2017 Roku

 

Kiedy w 2012 roku Kamil Glik siedział na schodach, trawiąc decyzję ówczesnego selekcjonera Franciszka Smudy, który nie zabrał go do kadry na EURO w Polsce i na Ukrainie, nie mógł nawet marzyć, że pięć lat później będzie jednym z dwóch nominowanych piłkarzy w plebiscycie „Przeglądu Sportowego” na Sportowca Roku. Wtedy selekcjoner odebrał mu największe pragnienia, ale życie zweryfikowało tę decyzję.


Grande Capitano

 

Dziś Kamil Glik jest nie tylko pewniakiem w reprezentacji Polski, ale i szefem obrony w AS Monaco. Transfer do drużyny z Lazurowego Wybrzeża wybił go na zupełnie inny poziom, poza uznaniem, po raz pierwszy w karierze walczy o konkretne trofea. Z francuskim klubem doszedł aż do półfinału Ligi Mistrzów, przerwał hegemonię Paris Saint-Germain w Ligue 1 – w maju wywalczył mistrzowski tytuł. Nikogo nie dziwiło, że Polak trafił do najlepszej jedenastki sezonu w lidze francuskiej, w końcu rozegrał (razem z bramkarzem Danijelem Subašiciem) największą liczbę spotkań (36) w zespole. Glik był ostoją, która nie zawodzi, nawet gdy ją coś pobolewa. W Monaco szybko się zorientowali, że organizm reprezentanta Polski to fenomen. Od kilku lat gra z zerwanymi więzadłami krzyżowymi. Ani myśli o operacji, deklaruje, że w tym stanie chce dociągnąć do końca kariery. – Więzadła są zerwane, ale można to zniwelować siłą mięśni – tłumaczył jesienią ubiegłego roku, gdy po raz pierwszy publicznie się do tego przyznał. Ludzie przecierali oczy ze zdziwienia słysząc, w jakim stanie jest jego kolano, ale tak naprawdę od dłuższego czasu wszyscy już wiedzą, że Polak nie wpisuje się w żadne medyczne ramy.

 

Glik już od dawna może się czuć prawdziwą gwiazdą, którą wcześniej stał się za granicą, niż w swoim kraju. Najpierw odczuł to w Serie A, choć jego droga na piłkarskie wyżyny była wyboista. Zanim trafił do Torino, zaliczył dwa spadki z ligi: najpierw z Piastem Gliwice, potem z Bari. Kluczową decyzją okazało się przejście do Torino, gdzie to na nim trener Giampiero Ventura oparł zespół. Polak spędził tam pięć sezonów, w Turynie kibice zaczęli traktować go jak swojego bohatera, nazywali Grande Capitano, bo jako pierwszy obcokrajowiec w historii tego zespołu dumnie biegał z opaską kapitańską na ręku. W księstwie Monako honory oddają mu nie tylko kibice, po zdobytym mistrzostwie współwłaściciel klubu książę Albert II zadbał, by drużyna nie zapomniała świętowania do końca życia. Wydał specjalne przyjęcie, na którym szampan lał się strumieniami, na Lazurowe Wybrzeże przyleciał nawet raper 50 Cent, który przygotował niezapomniane show.

 

I choć w tym sezonie ekipie z księstwa Monako idzie nieco gorzej, to Glik i tak ma za sobą fantastyczną jesień – z reprezentacją Polski awansował do mistrzostw świata, w przyszłym roku spełni jedno ze swoich największych marzeń – zagra w mundialu. I to nie jako jeden z wielu, ale zawodnik, od którego Adam Nawałka rozpoczyna ustalanie składu.


Lider i nauczyciel

 

W drużynie narodowej jest nie tylko szefem obrony, ale też nauczycielem dla młodych. – Nie dość, że świetnie wykonuje swoją pracę, to jeszcze pilnuje resztę. Często podpowiada, decyduje o wysokości linii obrony, zarządza – nowy kadrowicz Jarosław Jach nie mógł się nachwalić, jak komfortowo występuje się obok takiego zawodnika.

 

A Glik na spokojnie: robi swoje. Woli być w cieniu, niż na pierwszym planie, śmiać się z żartów innych, niż samemu je opowiadać. Zwykły chłopak z osiedla Przyjaźń w Jastrzębiu, któremu się udało, który bardzo ciężką pracą zapracował na to, by znaleźć się w dwudziestce nominowanych 83. Plebiscytu „Przeglądu Sportowego”.

A.J., Przegląd Sportowy
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie