Mamrot rozbija bank i pokazuje, że warto sięgać do Nice 1 Ligi
Mecz Cracovii z Legią obserwowało ledwie 2 tysiące widzów, bo kibice z Krakowa bojkotują właściciela klubu Janusza Filipiaka, ale i tak w przenikliwym mrozie udało rozegrać najbardziej emocjonujący mecz w lidze w tym roku. Cracovia prezentowała się świetnie, Legia trochę słabiej, ale było mnóstwo emocji. Okazało się, że zespół gospodarzy, który przez pół roku był beznadziejny, zaczyna grać w piłkę. Przy odrobinie spokoju w kluczowych momentach mógł wygrać z mistrzem Polski i to nie jednym golem.
O profesorze Filipiaku mówi się, że w jest ekscentrykiem. Z różnych powodów. W tym sezonie niestandardowo postępuje z trenerem. Wbrew ogólnej ligowej modzie nie zwolnił trenerach po kilku porażkach. Ba, Michałowi Probierzowi nieudanych występów uzbierało się już tyle, że stosując zwyczaje swoich odpowiedników w innych klubach (i swoje z wcześniejszych lat) starczyłoby na dwie dymisje. Dziesięć porażek i tylko sześć zwycięstw na 24 mecze to nie jest przyzwoity wynik dla klubu, który przed sezonem liczył, że będzie w czołówce i pomoże w tym świetny trener wyrwany od wicemistrza Polski.
Znając nasze ligowe realia, można było sobie dać rękę uciąć, że za chwile będzie po panu Michale. A tu proszę... Właściciel cierpliwie czeka i coraz więcej wskazuje na to, że się doczekał fali wznoszącej. Pierwszy mecz w 2018 roku Cracovia wygrała ze Śląskiem, w drugim pechowo uległa Jagiellonii, a teraz zremisowała z Legią będąc bardzo blisko zwycięstwa. Wyniki na razie w kratkę, ale poprawa gry jest widoczna, zaczyna się to wszystko zazębiać, powoli widać rękę trenera. Za chwilę pewnie Cracovia zacznie wygrywać częściej i być może Probierz podobnie jak w Białymstoku, w przyszłym sezonie stworzy zespół walczący o mistrzostwo Polski. Gdyby taki scenariusz się ziścił może dla środowiska działaczy ten przykład byłby ozdrowieńczy. Taka eureka! Może dostrzeżono by oczywistą prawdę, że aby coś osiągnąć to trzeba m.in. dać facetowi na stanowisku trenera trochę spokojnie popracować, przynajmniej te dwa lata.
Pamiętamy jak dwa lata temu wyjątkową cierpliwością wykazali się działacze Feyenoordu Rotterdam. Nie zwolnili Giovanniego van Bronckhorsta, choć drużyna przegrała 7 meczów (!) z rzędu. Efekt? W następnym sezonie sięgnęła po tytuł. Na pełne odrodzenie Probierza przyjdzie pewnie czas, ale na razie po 24 kolejkach ewidentnym największym wygranym wśród trenerów jest Ireneusz Mamrot z Jagiellonii, która właśnie wyprzedziła Legię i jest liderem.
Ściągnięcie go do Białegostoku za Probierza właśnie przed sezonem uchodziło za niezwykłe dziwactwo. Bo to mało było trenerów z „elity” na karuzeli, żeby sięgać po gościa pierwszej ligi? I to bez żadnego doświadczenia w ekstraklasie, który tak naprawdę pracował tylko w jednym skromnym klubie – Chrobrym Głogów (w jego trenerskim cv figuruje jeszcze Wulkan Wrocław i Polonia Trzebnica).
Okazuje się, że Mamrot nie tylko daje radę, ale jest w tym momencie najlepszy. Oczywiście bez wątpienia to musi świadczyć o jego talencie, ale także innej sprawie. W Nice 1 Lidze ewidentnie są trenerzy, którzy właściwie z marszu mogliby pracować o szczebel wyżej. Nie brakuje tu ciekawych postaci, mających oryginalne spojrzenie na futbol, chcących się szkolić i rozwijać. Takich, którzy nie zjedli jeszcze wszystkich rozumów.
Teraz pokazał się Mamrot, ale wymieniać można długo: Papszun, Nowak, Smółka, Tułacz, Paszulewicz, wcześniej przez lata Kaczmarek. Chyba lepiej dać szansę, któremuś z nich niż silić się na jakieś zagraniczne eksperymenty, jak w Gdańsku (Lechia przegrała z Jagiellonią 1:4), gdzie zrobiono trenerem specjalistę od przygotowania fizycznego, ale za to o efektownym nazwisku Owen.
Mamrot. To nazwisko brzmi dziś w ekstraklasie najlepiej...
Zachęcamy do wzięcia udziału w naszej zabawie Fantasy 1. Liga! Kliknij TUTAJ
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze