Półgrabski: Dokąd po Pjongczang?

Zimowe
Półgrabski: Dokąd po Pjongczang?
fot. PAP

Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pjongczang 2018 już za nami. Ledwie wybrzmiały ostatnie akordy ceremonii zakończenia, a już pojawiają się pierwsze oceny i próby zamiatania problemów pod przysłowiowy dywan. Pan Minister Bańka jak zwykle (podobnie było w przypadku Rio de Janerio 2016) przypisał winę poprzednikom, komentując: „w sportach zimowych nie doczekaliśmy się następców.

Finansowanie sportu dzieci i młodzieży na przestrzeni ostatnich lat było zaniedbywane. Od dwóch lat staramy się to zmienić, bo bez postawienia na fundamenty nie ma szans na wyniki w sporcie wyczynowym”.

 

Nie będę się pastwił się nad przemyśleniami Pana Ministra chociażby ze względu na fakt, że nic nie zrobił w ciągu ostatnich dwóch lat, aby reprezentacja była optymalnie przygotowana do startu. Nie znalazł czasu, aby spotkać się z prezesami polskich związków sportowych i podyskutować o problemach, zerwał w imię politycznej walki wieloletnią umowę o współpracę z Urzędami Marszałkowskimi, które koordynowały rozwój infrastruktury sportowej i współfinansowały sport dzieci i młodzieży. Ministra Spotu ocenia się po tworzeniu dobrych warunków do rozwoju sporu i skuteczność do zabezpieczania finansów na realizacje programów. Minister Bańka chwali się największym budżetem na sport w 2018 r. ale jest to manipulacja, bo środków budżetowych jest mniej. Dla potwierdzenia na przygotowania olimpijskie w 2017 r. przeznaczono 133 mln, a w 2018 r. 113 mln. W 2017 r. na przygotowania olimpijskie do Pjongczang przeznaczono niewiele ponad 18 mln. To nie jest kwota rzucająca na kolana. Jedynym ratunkiem dla sportu są środki funduszu rozwoju kultury fizycznej (czyli dopłaty do gier liczbowych – de facto przychody nie zależą od resortu sportu – uszczelniono system podatkowy, a także sami Polacy więcej grają).

 

Co stało się z naszą reprezentacją po sukcesach w Vancouver 2010 i Soczi 2014? Dlaczego zamiast rozwijać potencjał mamy gorsze wyniki, chaos w reprezentacji, wzajemne oskarżanie się zawodników czy pretensje do trenerów (przypadek Wojciecha Marusarza, któremu zagraniczny trener kazał wycofać się z rywalizacji w celu zaoszczędzenia sił na konkurencję drużynową)? Przegrana często dla zawodnika wiąże się z negatywnymi emocjami, frustracją, obniżeniem własnej wartości ale widać, że zawodnicy nie byli przygotowani na walkę i nie radzą sobie z trudnymi sytuacjami. A to już jest wina sztabów szkoleniowych i działaczy. Nie zgadzam się z uproszczeniami typu „taki jest stan sporów zimowych” „Vancouver i Soczi przypudrowało stan sportów zimowych”! A może reprezentacja była dobrze przygotowana, dzięki czemu skutecznie rywalizowała i nawiązywała równorzędną walkę z przeciwnikami. Z perspektywy wielu obserwatorów, a przede wszystkim kibiców, przygotowania do IO oraz organizacja pobytu reprezentacji w Pjongczang to wielka klapa i nieporozumienie. Wyjątkiem jest Polski Związek Narciarski i Prezes Apoloniusz Tajner, do którego także można mieć pretensje za nierówne traktowanie dyscyplin - skoki vs. pozostałe dyscypliny. Ale przede wszystkim bronią go wyniki sportowe ( 2 medale w Vancouver, 2 złote medale w Soczi i 2 medale w Pjongczang) oraz dobra organizacja pracy związku, a grupa skoczków wraz z trenerem i sztabem to z pewnością profesjonaliści najwyższej klasy.

 

Tadeusz Kotarbiński w swoim wielkim dziele pt. „Traktat o dobrej robocie” opisywał czynniki decydujące o mistrzostwie. Wymieniał m. in. uzdolnienia, sprawność zawodową czyli umiejętności nabywane w wyniku ćwiczeń oraz współpracę i dobrą organizację pracy zespołu. Badania te zostały wielokrotnie potwierdzone przez innych naukowców np. zespół badaczy z Harwardu, którzy potwierdzili, że do sukcesu i osiągnięcia mistrzostwa w jakiejkolwiek dziedzinie potrzeba co najmniej 10 000 godzin treningu, wybitnego trenera i całkowitego poświęcenia!

 

Dlaczego nam Polakom nie wychodzi? Oczywiście można wiele godzin poświęcić na dyskusje, ale myślę, że śmiało można postawić tezę, że od wielu lat o sukcesie polskiego sportu decydują wybitne jednostki: Justyna Kowalczyk, Adam Małysz, Robert Korzeniowski czy Robert Lewandowski. Mistrzostwo tych wybitnych sportowców niestety nie wynika z rozwiązań systemowych w sensie wsparcia państwa, filozofii pracy w klubach czy konsekwentnie realizowanej strategii sportu. Nie wspominam o jakimkolwiek programie poszukiwania talentów, opieki nad nimi, systemowych rozwiązań dotyczących wsparcia naukowego bo nikt o czymś takim w ogóle nie słyszał. Szumne zapowiedzi włodarzy polskiego sportu, okrągłe stoły czy konferencje prasowe mają zazwyczaj jeden cel – rozgrzeszyć środowisko po nieudanych IO. Kiedyś, podczas powrotu po nieudanych IO, na pokładzie samolotu usłyszałem z ust prominentnego działacza, że jeszcze tylko awantura z dziennikarzami w kraju i znowu spokój przez cztery lata!

 

Ministerstwo Sportu i Turystyki ustawowo odpowiedzialne za rozwój sportu wyczynowego udaje, że aktywnie uczestniczy w przygotowaniach do IO i ma cokolwiek do zaproponowania środowisku. Oczywiście z wyjątkiem 30 dni w roku, kiedy rozdziela środki finansowe pomiędzy polskie związki sportowe w 90% finansowane z państwowej kasy! Zazwyczaj działacze, a ostatnio ministerstwo upatrują źródeł porażki w niskim poziomie finansowania sportu co jest z ich strony przejawem braku jakiejkolwiek znajomości przedmiotu. Oczywiście jeśli chodzi o wydatki na sport wyczynowy nie możemy porównywać się z Wielką Brytanią czy Rosją ale na pewno nie odstajemy od Holandii czy Czechów. A biją nas na głowę! Wniosek – koordynowanie przygotowań przez urzędników z ministerstwa sportu nie prowadzi do niczego i nigdy nie zaprowadzi na drogę sukcesu. Zawsze ważniejsze będzie obsadzenie po linii partyjnej kluczowych stanowisk w Instytucie Sportu czy Centralnym Ośrodku Przygotowań Olimpijskich niż w ciągłość działań! Ponadto zmiany personalne w resorcie tylko potwierdzają postawiona tezę – od 2007 r. do 2017 czyli w ciągu 10 lat zmieniło się aż sześciu ministrów sportu, czyli średnio 20 miesięcy pracy na jednego.

 

Polski Komitet Olimpijski nie poczuwa się do odpowiedzialności za przygotowania i jakiekolwiek wsparcia. Głównym jego zadaniem jest zgłoszenie składu reprezentacji i logistyka wyjazdu częściowo zresztą refundowana przez MKOl! Przy odrobinie chęci i ambicji PKOl mógłby odgrywać znaczącą rolę i wspierać przygotowania, ale… po co ten kłopot i odpowiedzialność?

 

Polskie Związki Sportowe to odrębna historia i z całą sympatią dla trenerów, ambitnych działaczy czy pracowników, poza nielicznymi pozytywnymi wyjątkami (np. Polski Związek Piłki Nożnej) uzależnieni są od państwowych pieniędzy, które wymagają dużej dyscypliny i reżimu wydatkowania. Nie jest łatwo w warunkach codziennej walki o życie i najprostsze rzeczy, myśleć o podboju świata i koncentrować się na współpracy, systematyczności, poszukiwaniu przewag konkurencyjnych itd.

 

Czym mamy zwyciężać i gdzie szukać drogi do sukcesu? Można zadać retoryczne pytanie jaką rolę odegrały związki sportowe w szkoleniu R. Lewandowskiego, J. Kowalczyk czy A. Radwańskiej? Odpowiedz jest jasna, ale z drugiej strony system organizacji sportu opiera się na zorganizowanych strukturach w których federacje narodowe odgrywają znaczącą rolę. Najważniejszym zadaniem dla federacji narodowych jest stworzenie systemu – krok po kroku budowanie rozwiązania opierającego się na popularyzacji sportu, wytyczanie ścieżki kariery zawodniczej i rozwój zasobów w postaci kompetentnych i dobrze opłacanych trenerów. Recepta jest prosta – zamiast zrzucać wszystkie winy na polskie związki sportowe i niekompetentnych działaczy należy je rozwijać i wspierać, bo innej drogi nie ma! Jeśli w federacjach będą pracować profesjonaliści z ambicjami i chęcią osiągnięcia sukcesu droga będzie łatwiejsza! Jeśli nie trzeba ich wyrzucić i zastąpić tymi, którzy się nadają.

 

Największą bolączką jest niedofinansowanie sportu na samym dole czyli na poziomie lokalnych klubów sportowych. Bez silnych klubów, szkół sportowych czy wysokiego poziomu lig zawodowych sukcesu nie osiągniemy w rozumieniu systemowym. Jeśli zawodnicy nie mają gdzie trenować bo ważniejsza jest komercja albo szkoła mistrzostwa sportowego nie posiada profesjonalnej bieżni to o medalach musimy na jakiś czas zapomnieć. Słabo opłacani trenerzy to chyba największa bolączka polskiego sportu, bo jak poświęcić się trudnemu i wymagającemu zawodowi za najniższą krajową. Nauczyciel wf czy trener to na dzisiejszym rynku pracy bardzo mało atrakcyjne zajęcie. Niestety potwierdzeniem tego faktu jest liczba zagranicznych trenerów pracująca z naszymi wybitnymi zawodnikami.

 

Recepta resortu wyeksponowana w ostatnich wywiadach ministra jest smutna – ambicją ministerstwa jest objęcie opieką zawodników od najniższych szczebli kariery. Parafrazując można postawić tezę, że urzędnik z ul. Senatorskiej będzie decydował o tym kto ma potencjał na mistrza i komu przekazać pomoc. Kierunek wczesne NRD!

 

Niestety brak w polskim spocie koncepcji, systematyczności w raz przyjętym kierunku działania i chyba ludzi z wizją.

 

I na końcu żal tylko zawodników, bo nie można zarzucić im braku ambicji, lenistwa czy koniunkturalizmu. W większości przypadków ich droga prowadzi donikąd….

 

Autor od 26 listopada 2007 do 5 stycznia 2012 zajmował stanowisko podsekretarza stanu w Ministerstwie Sportu i Turystyki, zajmując się m.in. koordynacją projektu budowy Orlików. Po niespełna rocznej przerwie 8 grudnia 2012 powrócił na stanowisko podsekretarza stanu w MSiT, a 23 kwietnia 2014 został sekretarzem stanu w tymże resorcie. W lipcu 2014 roku odszedł z urzędu w związku z objęciem stanowiska prezesa zarządu spółki PL.2012+, które piastował do grudnia 2015 roku.

Tomasz Półgrabski
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie