Wyprawa na K2: Zima potęguje trudności

Zimowe
Wyprawa na K2: Zima potęguje trudności
fot. PAP

Janusz Gołąb, kierownik sportowy narodowej wyprawy na K2 (8611 m) podkreślił, że zima generalnie, a na tym ośmiotysięczniku szczególnie, potęguje trudności, bowiem śniegu - wbrew logice - jest mniej. Częstsze są natomiast lawiny kamienne.

"Po rozpoczęciu działalności dość szybko postawiliśmy obóz drugi, chociaż na drodze Basków napotkaliśmy spore trudności techniczne. Latem jest może trochę łatwiej, ale też nie aż tak różowo. Przykładem jest zdobycie szczytu z Marcinem Kaczkanem w 2014 roku, natomiast po nas nikt już nie zdołał wejść, aż do 2017" - powiedział członek legendarnego "Wunder team", który na przełomie wieków dokonał serii najznakomitszych wspinaczek w historii o charakterze alpejskim, jak np. zimowe przejścia ściany Troll Wall w Norwegii, Grandes Jorasses w masywie Mont Blanc, Eiger w Alpach.

Gołąb zwrócił uwagę, że zimą znacznie rzadziej pojawiają się okna pogodowe, a jeżeli już to na bardzo krótko. Ponadto od bazy do szczytu pojawia się coraz bardziej meandrujący i nieprzewidywalny jet stream, ale o tym wszyscy himalaiści wiedzą od dawna. Problem w tym, że obecnie jet stream zachowuje się inaczej niż podczas poprzednich ekspedycji zimowych. "Samo jego słuchanie w bazie robi wrażenie" - podkreślił członek Klubu Wysokogórskiego Gliwice.

Kierownik narodowej wyprawy Krzysztof Wielicki powiedział po przylocie do Warszawy: "Wprawdzie wróciliśmy na tarczy, ale wrócili wszyscy, nikogo na górze nie zostawiliśmy i to jest najważniejsze. Trudno nie być szczęśliwym z tego powodu. Natomiast K2 ostrzegała nas, żeby zostawić ją w spokoju. Przypadki uderzeń kamieniami Bieleckiego, a zaraz po nim Froni nie były jedynymi, aczkolwiek najbardziej dotkliwymi. Każdy z kolegów dostał w jakąś część ciała, także i pakistańscy wspinacze. Jednemu uderzenie przepołowiło nawet kask".

Na konferencji prasowej po powrocie do kraju zdobywca Korony Himalajów i Karakorum podziękował uczestnikom wyprawy, którzy "dzielnie i cierpliwie walczyli, by osiągnąć cel, sponsorom, bez których to przedsięwzięcie nie mogłoby zostać zrealizowane, członkom komitetu organizacyjnego, a także licznym fanom, wspierających każdego z osobna i wszystkich razem".

Rzecznik prasowy Michał Leksiński dodał, że "zainteresowanie wyprawą na świecie było ogromne, a informacja o działalności Polaków na K2 dotarła do blisko 250 milionów osób".

24 lutego do ekipy pod K2 dołączył Przemysław Guła, nazwany przez uczestników ekspedycji doktorem Judymem, nie tylko z racji że jest doktorem nauk medycznych, ale ze swej posługi także dla tubylców. Specjalista chirurgii urazowej i medycyny ratunkowej przyznał, że miał co robić.

"Z chorobą wysokościową jest tak, iż nikt nie zna dnia ani godziny kiedy przyjdzie. Objawy miały nie tylko osoby z mediów, które przybyły do bazy, ale także pakistańscy tragarze. Oni zimą nie idą w góry, gdyż wypraw prawie nie ma o tej porze, dlatego wystąpiły u nich problemy aklimatyzacyjne. A w ogóle miałem w tym krótkim czasie mego pobytu ponad 20 interwencji, od obrzęków do ślepoty" - powiedział lekarz i ratownik TOPR.

Jak przyznał, fama o "cudownym leczeniu" doszła do wioski Askole, odciętej od świata, gdzie na wiadomość o zbliżaniu się karawany zbierał się tłum pacjentów. "Wszystkim nie mogłem pomóc, tam jest jeden felczer, myślimy o zorganizowaniu pomocy medycznej dla tych mieszkańców" - dodał krakowianin.

Z końcem grudnia pod wodzą Krzysztofa Wielickiego do Karakorum wyruszyli: Maciej Bedrejczuk, Adam Bielecki, Jarosław Botor (ratownik medyczny), Marek Chmielarski, Rafał Fronia, Janusz Gołąb, Marcin Kaczkan, Artur Małek, Piotr Snopczyński (kierownik bazy), Piotr Tomala, Dariusz Załuski (filmowiec) i Denis Urubko. Na miejscu dołączyło do nich czterech bardzo dobrych - jak ocenił Wielicki - pakistańskich wspinaczy.

Pod koniec stycznia Urubko uczestniczył wspólnie z Bieleckim, Tomalą i Botorem w akcji ratunkowej na Nanga Parbat (8126 m). Udało im się ocalić francuską alpinistkę Elisabeth Revol, natomiast jej partner wspinaczkowy Tomasz Mackiewicz pozostał na wysokości ok. 7200 m.

Z początkiem lutego z powodów rodzinnych do kraju musiał wrócić Botor, a dwa tygodnie po nim Fronia, u którego doszło do pęknięcia przedramienia w wyniku uderzenia samoistnie spadającym kamieniem w trakcie podchodzenia do obozu pierwszego na 5900 m drogą Basków. Nieco wcześniej w podobny sposób urazu twarzy doznał podczas wspinaczki do "jedynki" Bielecki, który po kilkudniowej przerwie powrócił do działalności górskiej.

Po tych wypadkach Wielicki podjął decyzję o przeniesieniu działań na klasyczną drogę pierwszych zdobywców przez tzw. Żebro Abruzzi.

K2 było atakowane zimą w ogóle tylko trzykrotnie. Na przełomie 1987 i 1988 roku próbę podjęła międzynarodowa grupa pod kierunkiem Andrzeja Zawady, w 2003 roku ekipą dowodził Wielicki, a w 2012 wspinali się Rosjanie. Żadna z tych ekspedycji nie przekroczyła jednak progu 7650 m.

CM, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie