Pindera: Nie tylko Chińczycy, Polak też potrafi

Inne
Pindera: Nie tylko Chińczycy, Polak też potrafi
fot. PAP

Wygrane Ma Longa, najlepszego od lat tenisisty stołowego na świecie nikogo już nie dziwią. Podobnie jak chińskie finały wielkich imprez, takie jak było podczas German Open w Bremie.

Chińscy mistrzowie plastikowej (kiedyś celuloidowej) piłeczki nie mają sobie równych. I w równym stopniu dotyczy to pań i panów. Turniej w Bremie był tylko tego kolejnym potwierdzeniem. A jak  zabraknie najlepszych Chinek, to ich miejsce od razu zajmują inne skośnookie specjalistki od posługiwania się pingpongową rakietką.

 

Tym razem nieobecność Chinek najlepiej wykorzystały Japonka Kasumi Ishikawa i Koreanka z Południa Hyowon Suh, defensorka, która potrafi atakować. Ale na Ishikawę te umiejętności nie wystarczyły. Japonki potrafią wygrywać German Open w Bremie, co udowodniła 23 letnia Kasumi Ishikawa.

 

W męskim singlu Japonia też ma sporą watahę młodych wilków, które próbują się dobrać do skóry chińskim supermistrzom, ale do igrzysk w Tokio (2020) mogą nie zdążyć z formą, która pozwoli im na wygrywanie. W Bremie sensacji nie było, rządzili Chińczycy. Ma Long pokonał pewnie w finale swojego rodaka Xu Xina i odebrał czek na 28 tysięcy dolarów, podobnie jak Ishikawa.

 

Opinia, że z Chińczykami nie można wygrać nie jest jednak do końca prawdziwa. Podczas tegorocznego German Open dużej sztuki dokonał nasz najlepszy pingpongista Jakub Dyjas, który wyeliminował wicemistrza świata z 2015 roku Fanga Bo i awansował do turnieju głównego. Co więcej on tego Chińczyka pokonał bez straty seta, 4:0. Nie chce się wierzyć, ale takie są fakty. Wracam do tego zwycięstwa, bo to chyba najcenniejszy sukces od lat.

 

W 1/16 turniejowej drabinki na Dyjasa czekał już inny Chińczyk, Xu Xin. O klasie tego zawodnika miałem okazję wielokrotnie pisać i mówić, gdy komentowałem jego pojedynki. Był mistrzem świata kadetów, później zdobywał złote medale mistrzostw świata seniorów w deblu mikście i drużynie. A wraz ze swoimi chińskimi kolegami wygrał też rywalizację drużynową na igrzyskach w Rio de Janeiro.

 

W singlu największe sukcesy dopiero przed nim, dwa brązowe medale nie są bowiem szczytem jego marzeń. Wysoki, perfekcyjny technicznie, gra uchwytem piórkowym i jeśli przegrywa, to z Ma Longiem lub innym, skośnookim geniuszem z Kraju Środka, Fan Zhendongiem.

 

Ale Dyjas nie zamierzał wywieszać białej flagi. Uznał widać, że jeśli ograł do zera Fanga Bo, to może powalczyć o zwycięstwo również z Xu Xinem.

 

I grał tak jak w pamiętnym meczu Polska – Japonia podczas igrzysk w Rio de Janeiro, który miałem przyjemność komentować. Niewiele wtedy zabrakło Polakom do sprawienia wielkiej sensacji.

 

Z Xu Xinem też bił się przy pingpongowym stole jak równy z równym. Po pięciu setach Chińczyk prowadził, ale tylko 3:2, i wszystko było jeszcze możliwe. Ostatnią partię wygrał jednak Xu Xin , a cały mecz 4:2. I myślę, że dobrze zapamiętał Jakuba Dyjasa.

 

Ktoś powie, po co o tym pisać, turniej skończył się przecież w niedzielę.

 

Uważam że trzeba pisać i mówić, bo możliwości Dyjasa są ogromne. Nie wolno tylko ich zmarnować, niewielu jest bowiem takich, którzy potrafią dobrać się do skóry Chińczykom. Polak w nagrodę dostał czek na 2 tysiące dolarów. Nagrody w tej dyscyplinie nie rzucają na kolana, niestety.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie