Kwestia smaku Buffona
Ostatnie minuty starcia Realu Madryt i Juventusu Turyn rozgrzały kibiców. To była kwintesencja sportowej rywalizacji: szaleńcza pogoń Włochów, dramat faworytów, znikające z zegara sekundy, nagły zwrot akcji, kontrowersja sędziowska i wreszcie szaleńcza radość Hiszpanów oraz rozpacz i złość wyeliminowanych. Żałuję tylko, że w tym wszystkim zabrakło klasy i stylu sędziemu Michaelowi Oliverowi oraz... Gianluigiemu Buffonowi.
Zaczął Oliver. I nie ma co dyskutować, czy słusznie zagwizdał faul, a następnie wskazał na 11. metr. Miał według mnie do tego wszelkie podstawy i wobec braku wątpliwości podjął decyzję. Wyjęcie jednak czerwonego kartonika i pokazanie go Buffonowi traktuję jako policzek dla Włocha. Oliver wiedział, że to 93. minuta, że za chwilę może rozstrzygnąć się kwestia awansu Realu i zakończyć kariera Buffona w Lidze Mistrzów. Wiedział też, jak wzburzeni mogą być piłkarze mistrza Włoch. Po ludzku mógł więc oszczędzić golkipera Juventusu. Czerwona kartka dla niego to dla mnie jak mandat od bezdusznego policjanta za przejście przez jezdnię na czerwonym świetle na pustej ulicy o godzinie trzeciej w nocy! Niby słusznie, ale...
Personalny atak
Jeszcze bardziej zabolały mnie jednak pomeczowe wypowiedzi „pokrzywdzonego”. – Przyznanie tak wątpliwego, a nawet superwątpliwego karnego tuż przed ostatnim gwizdkiem to zniszczenie pracy całej drużyny, która dała z siebie absolutnie wszystko. Człowiek nie może przesądzać o wykluczeniu zespołu taką decyzją. Kiedy czuję, że nie jestem wystarczająco dobry, sam idę do narożnika. Sędzia powinien zrobić to samo. To kwestia rozsądku. To znaczy, że nie wiesz, gdzie jesteś, jakie drużyny grają, g... wiesz – wypalił Buffon, wzbudzając niesmak nawet we włoskich mediach, które przecież chciały szukać jego racji.
– Trzeba było wcześniej obejrzeć pierwszy mecz w Turynie i zobaczyć, że za podobny faul nie odgwizdano karnego dla Juventusu. Ale przede wszystkim do sędziowania takiego spotkania potrzebny jest charakter. Jeśli go nie masz, lepiej obejrzyj mecz z trybun z żoną i dziećmi, zajadając frytki. Co powiedziałem arbitrowi przed czerwoną kartką? Mogłem powiedzieć wszystko, bo jeśli podejmujesz taką decyzję w takim momencie, to znaczy, że nie masz pojęcia o sporcie – dodał. Brak klasy!
Śmiertelne pogróżki
Ta wypowiedź zakłada premedytację Olivera, jego brak przygotowania do wykonywanego zawodu i co więcej – brak charakteru. Tymczasem pokazuje brak klasy Buffona. Wiem, że wciąż był w nerwach, może rozgoryczony, może rozczarowany, ale o ile rozumiem jego boiskową reakcję, to nie mogę pojąć, że kilkanaście (kilkadziesiąt?) minut po gwizdku wciąż się nie opanował. Wszak znany jest właśnie z wyjątkowej wrażliwości, z inteligencji emocjonalnej. Buffon mógł zrównać z ziemią decyzję arbitra i nawet jego przygotowanie do spotkania, ale nie może atakować personalnie i narażać go na ścieżkę Howarda Webba, któremu – pamiętamy – grożono nawet śmiercią!
Futbol to coś więcej niż tylko gra, coś więcej niż tylko emocje, czy nawet wielkie pieniądze. To możliwość panowania nad milionami dusz i serc. W każdą stronę. I Buffon to perfidnie wykorzystał. Boli mnie to tym bardziej, że „byłem z nim” od pierwszych kroków, które stawiał w Parmie, kibicowałem mu, gdy zakładał koszulkę reprezentacyjną i darzyłem sympatią, gdy zmieniał pasy, przenosząc się do Juventusu. Niezależnie od mojej miłości klubowej zawsze uznawałem jego klasę sportową i pozaboiskową. Jako kibic „calcio” wczoraj chciałem wstać i podziękować oklaskami za całą przygodę w europejskich pucharach Buffona. I nagle po meczu taki cios.
Miłość ma to do siebie, że nie znika w sekundę. W przeciwieństwie do opanowania i umiejętności chłodnego rozumowania.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze