Wings For Life World Run: Paduszyńska i Nożyński wygrali w Poznaniu

Poznań po raz piąty gościł uczestników zawodów pod hasłem "Biegamy dla tych, którzy biec nie mogą". Całkowity dochód z wpisowego (120 zł od osoby) przeznaczony jest na rozwój badań nad uszkodzonym rdzeniem kręgowym.

W pierwszej edycji wystartowało ponad tysiąc osób, ale z roku na rok frekwencja szybko rosła. Organizatorzy musieli przenieść start, który dotąd zlokalizowany był nad Jeziorem Maltańskim. W tym roku blisko 7400 biegaczy rozpoczęło rywalizację na Placu Marka na terenach Międzynarodowych Targów Poznańskich.

Wyjątkowość tej imprezy polega na tym, że jest to bieg bez klasycznej linii mety. Finiszem dla uczestników był samochód, który wyruszył ze startu pół godziny za zawodnikami z początkową prędkością 15 km/h. Podobnie jak w dwóch poprzednich edycjach, za kierownicą auta pościgowego zasiadł Adam Małysz. Zawodnicy, gdy zostali wyprzedzeni, kończyli swój udział w zawodach, a wynikiem był nie czas, ale liczba pokonanych kilometrów.

Małysz od początku związany jest z Wings For Life. W premierowej edycji był jednym z uczestników, rok później kibicował zawodnikom na trasie.

"Na razie do biegania nie zamierzam wracać, bo nie trenuję. Gdy w pierwszej edycji przebiegłem 19 kilometrów, to przez następne dni tyłem chodziłem po schodach" – opowiadał były znakomity skoczek narciarski, który dobrze czuje się w obecnej roli.

"Dużo dzieje się też za kierownicą, ale trzeba być skupionym. Wbrew pozorom, nie jest łatwo prowadzić samochód kilkanaście kilometrów na godzinę. Nie włączam tempomatu, tu noga pracuje. Zdarzają się też dość śmieszne sytuacje, biegacze jak mnie widzą, potrafią jeszcze przez dobry kilometr przede mną uciekać" – przyznał.

Ta impreza łączy też sportowców wielu dyscyplin, nie związanych z lekką atletyką. W przeszłości na trasie można było spotkać znakomitych żużlowców Macieja Janowskiego i Jarosława Hampela. Po raz drugi udział w biegu wziął były pływak Paweł Korzeniowski, który niedawno zakończył karierę.

"W zeszłym roku planowałem przebiec 16 kilometrów, +wyszło+ 20. Pływacy generalnie nie lubią biegać, bowiem my mamy dość luźne stawy i to bardzo boli. Takie są przyzwyczajenia aparatu ruchowego. Biegam od półtora roku i czasami bywa ciężko, nie zawsze jest kolorowo" – tłumaczył wielokrotny medalista mistrzostw Europy i świata w stylu motylkowym.

Wings For Life World Run to impreza o charakterze międzynarodowym, a stolica Wielkopolski była jedną z 12 lokalizacji. Ponad 100 tysięcy osób rywalizowało m.in. w Monachium, Zadarze, Wiedniu, Rio de Janeiro, Melbourne, Pretorii czy amerykańskim Sunrise. Zwycięzcy lokalnych edycji mogą wybierać dowolne miejsce na całym świecie w kolejnym roku. Dzięki temu zwycięzca pierwszej polskiej edycji Grzegorz Urbańczyk startował potem m.in. w Australii na koszt organizatora.

"Potem już za własne pieniądze startowałem w Norwegii i Chorwacji. Obowiązki zawodowe sprawiły, że nie mogłem wyjechać, dlatego znów zdecydowałem się na start w Poznaniu" - opowiadał.

O ile dla amatorów biegania, ok. 22-stopniowa aura nie przeszkadzała, tak profesjonalnym uczestnikom było już za ciepło na bicie rekordów. Małysz najlepszą wśród kobiet - Paduszyńską dogonił na 48. kilometrze. Wśród mężczyzn Nożyński przebiegł 66,86 km - to jednak wynik gorszy o ponad 18 km od ubiegłorocznego zwycięzcy Tomasza Walerowicza.

Po raz kolejny Wings For Life wygrała Dominika Stelmach (RK Athletics Warszawa), która tym razem startowało w Pretorii (RPA), a przed rokiem była globalną zwyciężczynią w chilijskim Santiago. Z kolei w Melbourne najdłuższy dystans (67,30) pokonał mieszkający stałe w Wielkiej Brytanii Jacek Ciełuszecki. Światowym triumfatorem po raz drugi z rzędu był szwedzki wózkarz Aron Anderson (88,7 km).