Drugie zgrupowanie Kowalczyk w roli trenera zakończone
Jestem zadowolona z pracy, którą wykonaliśmy w Zakopanem - powiedziała Justyna Kowalczyk, która od marca tego roku pełni funkcję asystenta trenera Aleksandra Wierietielnego.
To drugie zgrupowanie prowadzone przez trenerski duet Wierietielny i Kowalczyk. W kwietniu w fińskim Levi w zajęciach brały udział Sylwia Jaśkowiec, Urszula Łętocha (obie LKS Markam Wiśniowa-Osieczany), Agata Warło (NKS Trójwieś Beskidzka), Izabela Marcisz (Stowarzyszenie Sportowe Prządki-Ski) i Monika Skinder (MULKS Grupa Oscar Tomaszów Lubelski).
W stolicy polskich Tatr natomiast przebywały Marcisz, Skinder, Łętocha i Agata Warło (NKS Trójwieś Beskidzka). Zabrakło Jaśkowiec, która po raz kolejny boryka się z kontuzją.
Kowalczyk zapytana jak wypadły testy mające wyłonić skład kobiecej kadry narodowej w biegach narciarskich powiedziała, że z wykonanej w Zakopanem pracy jest zadowolona, natomiast trudno tu już mówić o przyglądaniu się kandydatkom.
"Na obozy zabieraliśmy po prostu te dziewczyny, które nie musiały po zimie wracać do szkoły, czy zdawać matury. Na tym etapie, gdy już normalnie pracujemy, trudno jest mówić o jakimkolwiek testowaniu" - podkreśliła multimedalistka olimpijska.
W maju zazwyczaj biegaczki narciarskie budują wytrzymałość. Czy tak też było w Zakopanem?
"Po Finlandii dziewczyny miały chwilę oddechu, a jednocześnie wykonały rozpisane plany treningowe. Tu było kilka krosów, a ponadto trener bardzo popracował nad techniką stylu klasycznego, weszliśmy w siłę maksymalną, zaczęliśmy też robić specjalną na nartorolkach. Zakres zadań trzeba wyznaczać m.in. zgodnie z wiekiem zawodniczek, ponieważ młody, kilkunastoletni organizm ma inne możliwości niż ten po dwudziestce, a ponieważ dziewczyny wręcz rwą się do pracy, więc czasem musieliśmy je trochę hamować".
Jaki jest podział ról w trenerskim duecie?
"Ja np. biegnę z nimi, obserwuję, podpowiadam, koryguję, a gdy trzeba dyktuję tempo. Trener natomiast to nakręca, analizuje i wskazuje, co trzeba poprawić. Dodatkowo zajmuję się także wieloma sprawami organizacyjnymi, takimi jak np. szukanie sponsorów sprzętowych" – wyliczała Kowalczyk.
Dodała, że początkowo trochę ją dziwiło, ile dodatkowego wysiłku musi włożyć w to, co jeszcze kilka miesięcy wcześniej przychodziło jej z taką łatwością.
"Gdy biegałam dla siebie, wykonywałam trening solidnie, ale teraz wiem, że muszę być jeszcze lepsza w każdym szczególe. Padam ze zmęczenia, ale jednocześnie czuję rozpierającą mnie wspaniałą energię! Wróciła taka, którą miałam w sobie przed co najmniej dziesięcioma laty" - nie kryła radości Kowalczyk.
Polski Związek Narciarski chciałby, aby w tzw. kadrze A znalazło się 6-8 zawodniczek.
"W marcu obejmując tę funkcje oboje z trenerem Wierietielnym nakreśliliśmy plan: mamy szeroką grupę, która ma spokojnie się uczyć i szkolić, tak więc 19 maja, jeden dzień po tym, gdy ostatnia z dziewcząt zda egzamin maturalny, ruszamy na Białoruś i tam wybieramy. Będzie bardzo ciężko, ale zapewniam, że podczas tego 22-dniowego obozu sprawdzimy wszystko, biorąc m.in. pod uwagę wyniki badań wydolnościowych na bieżni i ergometrach" - zaznaczyła Kowalczyk.
Dwukrotna mistrzyni olimpijska dodała, że wyznaczenie jednych nie oznacza odrzucenia pozostałych. "Te dziewczyny też będą pracować w kadrze, najprawdopodobniej u Janusza Krężeloka i zaręczam, że zawsze będą miały szansę dołączenia do nas".
Kiedy szkoleniowcy spodziewają się pierwszych efektów swojej pracy? "Najpierw trzeba wszystko poukładać, zapewnić odpowiedni sprzęt i miejsca do właściwego trenowania. To da im tak konieczny do pracy i stopniowego rozwoju spokój. Bo to, że trzeba się naprawdę bardzo mocno zmęczyć, żeby cokolwiek w życiu osiągnąć, to one dziś wiedzą".
Jakie w takim razie są plany na nadchodzący sezon? "Myślę, że do końca października już będziemy wiedzieć kogo i na ile stać. Seniorki zawodów Pucharu Świata nie mogą odpuścić, a pozostałe dziewczyny będą głównie startowały w imprezach odpowiednich do swojego wieku i możliwości. Ich start w niektórych zawodach pucharowych także nie jest wykluczony. Będą to jednak wyjazdy nie tylko po doświadczenie, ale i też forma nagrody za sumiennie wykonaną pracę".
Czterokrotna zdobywczyni Kryształowej Kuli dodała, że jest pewna pełnego zaangażowania swoich podopiecznych. "Ponieważ są ambitne i umieją pokazać pazurki, a jednocześnie słuchać i wyciągać wnioski" - wyjaśniła.
Zapytana, kiedy można się spodziewać pierwszych, widocznych efektów pracy powiedziała, że kibice muszą uzbroić się w cierpliwość.
"Biegi narciarskie to dyscyplina wytrzymałościowo-techniczna. Ja pierwszy medal olimpijski zdobyłam sześć lat po tym, gdy zaczęłam trenować z Aleksandrem Wierietelnym, więc to jednak chwileczkę potrwało. W tej chwili zawodniczo mamy pewną lukę - są kilkunastolatki, które chociażby doświadczeniem startowym odstają od światowej czołówki, no i są dwudziestokilkulatki - dobrze przygotowane ogólnorozwojowo, ale specjalistycznie czegoś im brakuje. Jedne więc potrzebują czasu, żeby do czołówki doskoczyć, drugie do tego, żeby coś wyeliminować, coś nadrobić i jeszcze pójść do przodu. Tego wszystkiego nie da się zrobić w kilka czy nawet kilkanaście miesięcy" - zaznaczyła Kowalczyk.
Podkreśliła też, że współpraca na płaszczyźnie trener - asystent układa się według niej bardzo dobrze. "Nie może być inaczej, bo znamy się przecież od 19 lat. Oczywiście mamy czasem różne pomysły, ale gdyby tak nie było, nie doszlibyśmy tak daleko jako zawodniczka i trener, ani też nie zdecydowalibyśmy się na podjęcie dzisiejszego wyzwania. Burza mózgów musi być, ale wyłącznie konstruktywna".
Oprócz roli szkoleniowca, dwukrotna mistrzyni świata planuje też kilka startów w zawodach rangi FIS. "W Pucharze Świata na pewno nie wezmę udziału, ale jeżeli trzeba, to na pewno będę w pełni gotowa, żeby pomóc drużynie w biegach sztafetowych podczas mistrzostw świata w austriackim Seefeld" - zapewniła.
Wierietelny z Kowalczyk przyjęli funkcję selekcjonerów kadry tuż po zakończeniu minionego sezonu i ogłoszeniu przez zawodniczkę z Kasiny Wielkiej zakończenia kariery.
"To był mój pomysł, który rodził się mniej więcej od dwóch lat. Potem pozostało tylko kilkumiesięczne przekonywanie mojego trenera. Na samą decyzję złożyło się natomiast wiele czynników, m.in. nasza wspólna miłość do biegów i moja do całej dotąd wykonanej pracy nad swoim rozwojem w tej dyscyplinie".
Kolejny, który wymieniła to świadomość, że PZN po prostu nie stać na zatrudnienie zagranicznego szkoleniowca.
"A my ze swoim doświadczeniem, chęciami i wiarą w powodzenie możemy i chcemy chociaż spróbować. Jeżeli do tego dołożymy ciężką pracę i ekipę wybitnych specjalistów, to uważam, że powinno się nam udać" - podsumowała Kowalczyk.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze