Kowalski: Lewy łatwo wciągnął Bayern Monachium w swoją grę
Jeszcze tylko wzniesie Puchar Niemiec w sobotę i zabiera manatki z Monachium. Tak najprawdopodobniej będzie wyglądał scenariusz Roberta Lewandowskiego na najbliższy czas. Spekulacje na temat ewentualnego wycofania się Realu Madryt z chęci zatrudnienia Polaka tylko dlatego, że ten nie błysnął w starciu z Królewskimi w półfinale Ligi Mistrzów i nie wbił im jak kiedyś czterech goli to był szczyt naiwności.
Bo nie jest tak, że o ponad stumilionowym transferze decyduje jeden mecz czy nawet dwa. Tutaj klamka zapadła dużo wcześniej. I zawodnik i działacze Realu są już przekonani i gotowi. Teraz pozostaje tylko kwestia przeprowadzenia samej operacji. Czytaj: urobienia Bayernu, aby ten zechciał tę kasę przyjąć i Roberta odsprzedać.
Zbliżający się do trzydziestki zawodnik w rozmowie z nami przyznał, że po latach gry w Niemczech zrozumiał, że aby wdrapać się na szczyt, później się na nim utrzymać, zapewniać sobie ogromne zarobki to trzeba umieć grać nie tylko w piłkę. Na sukces składa się całe spektrum różnych zabiegów, których dokonuje się wokół boiska. Dyplomatycznych i nie tylko. I stosują to obie strony.
Czy ktoś jeszcze pamięta, że właśnie Bayern Monachium przed laty, aby zrobić miejsce dla Lewandowskiego jednocześnie robił wszystko, aby zniechęcić i pozbyć się swojego ówczesnego asa Mario Mandzukica? Łącznie z utrudnianiem swojemu zawodnikowi zdobycia korony króla strzelców (bo ciężko byłoby logicznie uzasadnić wymianę najlepszego strzelca Bundesligi na zajmującego w tej klasyfikacji drugie miejsce).
Robert, który jest absolutnie zdeterminowany, aby Niemcy opuścić, rozpoczął swoją grę z Bayernem już jakiś czas temu. I o dziwo Niemcy w tę jego grę dość łatwo dali się wciągnąć. Dementują, oburzają się, mocno tupią nogą, wyrażają swoje niezadowolenie z postawy Polaka, robią z niego niewdzięcznika, chciwca itd...
Wydaje się, że właśnie o to Robertowi chodzi. Żeby stało się jasne, że tu nie ma już żadnej przestrzeni na dogadanie się w kwestii wypełnienia kontraktu. Że nie ma możliwości, aby zawodnik pogodził się z myślą, że zostanie w Monachium, położy uszy po sobie i nadal będzie gorliwie strzelał gola za golem dla FC Bayern. Jasne, że Polak ma ważny gigantyczny kontrakt i jak się ktoś w Monachium uprze to zawodnika nie puści i koniec.
Tyle, że właśnie po to Lewy rozpoczął swoją grę, aby przekonać Bayern, że taka postawa nie ma sensu. Że trzymanie na siłę 30-letniego gracza, za którego można jeszcze zgarnąć ze 150 mln euro nie będzie się opłacać. Z niewolnika nie ma pracownika.
Strategia menedżera Roberta Piniego Zahaviego jest taka, że teraz pozostawia czas, aby kluby dogadały się między sobą, emocje opadły i zwyciężyła czysta kalkulacja. I chyba nie ma takiej możliwości, żeby Bayern nie usiadł do stołu z Realem, bo dobrych interesów na tej lini w ostatnich latach przeprowadzono wiele i stosunki między klubami są bardzo dobre.
Komentarze