Iwanow: Gratulacje dla "Klafa". Medale także dla... Magiery i Jozaka
Brawa dla Legii Warszawa za kolejny tytuł mistrzowski. Największy polski klub, zwany często naszym „Bayernem”, mimo sukcesów, objęty jest zresztą podobną krytyką jak Bawarczycy. A zachowując wszelkie proporcje, w kraju osiągnął i tak więcej niż drużyna pana Roberta. Monachijczycy nie sięgnęli przecież dublet, w sobotę przegrali finał Pucharu z Eintrachtem Frankfurt. Dean Klafurić przebił zatem nawet wielkiego Juppa Heynckesa.
Ale medale należą się nie tylko piłkarzom, całemu sztabowi, a także kibicom z Warszawy, którzy poza efektownymi oprawami i gorącym dopingiem wreszcie kończą sezon ze świadectwem bez niepoprawnego zachowania. Uhonorowani powinni zostać także ci szkoleniowcy, którym władze klubu postanowiły przedwcześnie podziękować.
Jackowi Magierze, który miał być trenerem na lata i to on rozpoczął sezon. Oczywiście trudno zapomnieć mu, że to pod jego wodzą Legia przegrywała z przeciętniakami z Astany czy Tyraspolu, a Superpuchar oddany został Arce Gdynia, i to w sytuacji gdy mecz odbywał się nie nad Zatoką Gdańską, a nowoczesnym stadionie warszawskiego Powiśla. Romeo Jozakowi, bo to on jesienią wyciągnął zespół z kryzysu, a przez zimę Legia patrzyła na resztę stawki z fotela lidera. I to on zabrał ze sobą Deana Klafurića, który przecież podczas styczniowych i lutowych zgrupowań odgrywał olbrzymią rolę w okresie przygotowań. Więc jeśli wówczas, jak powszechnie się mówi, było źle, i on za stan rzeczy odpowiadał. Pomijając świat plotek, domysłów, a często i wewnętrznej nienawiści i stwierdzeń w stylu: „A nie mówiłem”, gdyby nie Jozak to w Warszawie nie byłoby i „Klafa”. Nie będę się teraz zastanawiał, czy nie byłoby i dubletu. Bo to kwestia „gdybania”.
Komentując od lat ligę holenderską, w której co prawda trenerów nie zmienia się tak często jak u nas, byłem pełen podziwu, że zwalniany w poniedziałek szkoleniowiec w kolejny weekend siedział w loży VIP na stadionie klubu, który właśnie z niego zrezygnował. I tak było także w następnych kolejkach. A u nas? Nenad Bjelica w Zagrzebiu, Romeo Jozak obrażony za formę powiedzenia „goodbye”, a przecież ktoś powinien go zaprosić przynajmniej na finał Pucharu Polski, Leszek Ojrzyński też głośno wyraża niezadowolenie, że w Arce skończyła się jego era. Na ligowych stadionach można najczęściej spotkać tylko Macieja Bartoszka. Złośliwi powiedzą, że szuka pracy, więc chce się pokazać. Musiałbym jednak sprawdzić, czy ubiegłoroczny laureat wyborów na Najlepszego Trenera Ekstraklasy choć raz w tym czasie pokazał się na Koronie czy w Niecieczy. Obawiam się, że wątpię. A nawet jeśli wysyłają mu zaproszenia, a on je przyjmuje, i tak będzie to wyjątek, który potwierdza reguła.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze