Mario Kempes nie wie

Piłka nożna
Mario Kempes nie wie
fot. PAP

Mario Kempes, bohater Mundialu 1978 roku, nie przypomina dzisiaj tego przystojnego młodzieńca z lat siedemdziesiątych. Spotkałem go na lotnisku w Kijowie, po ostatnim finale LM i gdyby nie otaczający go wianuszek łowców autografów nigdy bym nie wpadł na to, że to właśnie on...

Wielki Mario – zbawca Argentyny i król strzelców ówczesnego Mundialu. Jak pewnie dobrze pamiętają starsi Czytelnicy PTT – zbawca – kosztem naszej drużyny. Wszak strzelił, w najważniejszym dla Argentyny i Polski meczu Mundialu dwa gole i jeszcze, przy stanie 1:0 dla Latynosów, wybił piłkę z pustej bramki po strzale Grzegorza Laty. Wybił piłkę ręką, ale w odróżnieniu od Diego Maradony z 1986, to nie była „ręka Pana Boga”, tylko Mario Kempesa. 

 

Czasy były takie, że jedyną karą za ten występek był rzut karny dla Polski, ale Kazimierz Deyna nie pokonał Ubaldo Fillola. Mario nie dostał nawet żółtej kartki, nie mówiąc o współczesnym – normalnym - usunięciu z boiska. Argentyna grała dalej w komplecie a Mario dołożył jeszcze jednego gola, doprowadzając całą Polskę do rozpaczy. Wszak to my mieliśmy być mistrzami świata.  Jacek Gmoch miał wtedy do dyspozycji prawdziwy polski wunderteam z Włodkiem Lubańskim, Deyną, Latą, Zbyszkiem Bońkiem i Adamem Nawałką na czele. 
 
Co ciekawe, podczas naszej wspominkowej rozmowy szybko wyszło, że Mario nie wie, że dwaj ostatni zrobili wielkie kariery po rozbracie z piłką. Nie wiedział, że dzisiaj Zbyszek jest prezesem PZPN, a Adam selekcjonerem reprezentacji. Za to pamiętał doskonale mecz ze Stuttgartu, którym kadra Kazimierza Górskiego otwierała swój udział w mistrzostwach w 1974 roku. Powiedział krótko – załatwiliście nas w jedną minutę (w rzeczywistości w dwie i pół), komentując szybko strzelone bramki Laty i Andrzeja Szarmacha.
 

Kempes, Boniek i Nawałka w walce o piłkę. /fot. materiałe archiwalne
 
Jednak wnikliwy kibic, posiadający dostęp do archiwalnego meczu pamięta, że to Kempes był wtedy zbawcą Polski, bo w trzeciej minucie spotkania nie wykorzystał sytuacji sam na sam z Janem Tomaszewskim. Gdyby trafił, być może nie byłoby srebrnego mundialu Orłów Górskiego. Tak to w jego piłkarskim żywocie było - raz na wozie, raz pod. Brał udział w trzech mundialach, ale w ostatnim z 1982 roku, lekko w tle Diego Maradony, niczego już nie zwojował. Dzisiaj legendarny Mario Kempes, noszący okulary i  pozbawiony charakterystycznych dla siebie długich włosów jest piłkarskim komentatorem w amerykańskiej stacji ESPN, w jej latynomerykańskiej wersji.
 
Na co dzień mieszka w USA i tylko jego żona oraz córki odwiedzają Argentynę. Jest dość zajętym człowiekiem, np. od 2013 roku stale użycza swego głosu do kolejnych wersji gry komputerowej FIFA, wcielając się, co zabawne, w dwie postacie: Fernando Palomo i Ciro Procuna. Wciąż jest człowiekiem pogodnym i otwartym, z widocznym poczuciem spełnienia. Pewnie dlatego, bez przeszkód i barier, mogliśmy w Kijowie przez kilkanaście minut porozmawiać o wszystkim, także o jego wspaniałej karierze i o współczesnej piłce. 
 
Kiedy na zakończenie zapytałem co nas czeka, Polaków i Argentyńczyków za dwa tygodnie w Rosji odpowiedział – „Najważniejsza jest drużyna, nie gwiazdy. Kiedyś piłka była inna, było łatwiej, bez tego całego szumu i wielkich pieniędzy. Łatwiej było o team spirit. Dzisiaj, ani Lionel Messi, ani Robert Lewandowski nie wygrają żadnego meczu w pojedynkę. Dlatego nie wiem jak będzie w Rosji.” I bardzo dobrze Mario! Na szczęście dla nas wszystkich, kochających futbol, nikt nigdy tego do końca nie wiedział. Ani w 1974, '78 czy '82 roku . Ani wtedy, ani dzisiaj. I starożytny urok piłki polega właśnie na tym, że wiedzieć tego zwyczajnie nie wolno.  
Marian Kmita/Marian Kmita, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie