Pindera: Hity bliżej niż dalej
Bardzo prawdopodobne, że Anthony Joshua będzie jednak walczył z Deontayem Wilderem w tym roku. A rewanż Giennadija Gołowkina z Saulem Alvarezem też nie jest jeszcze przekreślony.
Jay Deas, trener i menedżer Wildera, mówi, że mogą lecieć na Wyspy Brytyjskie i bić się z Joshuą nawet jutro. - My jesteśmy gotowi na tę bitwę, a ich zadaniem jest wskazać termin i miejsce - powtarza Amerykanin, ale wszyscy wiedzą, że za wcześnie jeszcze, by odtrąbić pełny sukces.
Nie ulega jednak wątpliwości, że negocjacje trwają i są coraz bliżej pomyślnego końca.
Wszystko wskazuje na to, że jeśli obie strony się dogadają, to do walki mogłoby dojść między wrześniem a listopadem.
Cieszy fakt, że obie strony są zdeterminowane, by do tego pojedynku doszło jak najszybciej. Jeśli jednak coś stanie na przeszkodzie, to Joshua najpierw zmierzy się w obowiązkowej obronie z Aleksandrem Powietkinem, a Wilder walczyć będzie w USA z wybranym przez siebie rywalem.
Deas twierdzi, że poprzednia propozycja, by walka została rozegrana na terenie Stanów Zjednoczonych, wciąż jest aktualna. "50 mln dolarów dla Joshuy leży na stole" - napisał na Twitterze Wilder, ale ma chyba świadomość, że na dziś znacznie bardziej realną jest opcja, by pojedynek ten odbył się na Wyspach.
O szczegółach nikt nie chce mówić, z tych informacji które ukazują się w mediach wynika, że Wilder otrzymałby dobrze ponad dwadzieścia milionów dolarów, ale nie partycypowałby procentowo w zyskach.
Atmosfera jak widać podgrzewana jest umiejętnie, więc chyba należy liczyć się z tym, że tzw. grillowanie jeszcze trochę potrwa.
Wilder ma za sobą emocjonującą wojnę z Kubańczykiem Luisem Ortizem, ostatecznie wygraną przed czasem, a Joshua pewne zwycięstwo w starciu z Nowozelandczykiem Josephem Parkerem i kolejny mistrzowski pas do kolekcji. Stawką w oczekiwanym hicie byłyby więc wszystkie tytuły w wadze ciężkiej: trzy (WBA, IBF, WBO) należące do Joshuy i pas WBC będący w posiadaniu Wildera. Takiej walki w wadze ciężkiej, jeśli chodzi o ilość pasów w puli, jeszcze nie było. Ze sportowego punktu widzenia też byłaby ona z pewnością bardzo atrakcyjna, znając argumenty mistrzów. Zainteresowanie, szczególnie na Wyspach Brytyjskich, z uwagi na popularność Joshuy byłoby ogromne, a co za tym idzie byłby gwarantowany sukces finansowy. Grzechem byłoby więc do takiego starcia nie doprowadzić.
Być może jeszcze w tym roku obejrzymy inny hit, jakim byłby rewanż Gołowkina z Alvarezem. Wiemy kto zawinił i dlaczego nie doszło do niego 5 maja w Las Vegas.
Pod koniec sierpnia kończy się półroczna dyskwalifikacja Meksykanina i z formalnego punktu widzenia nic nie stoi na przeszkodzie, by do tego rewanżu w końcu doprowadzić.
Ale tym razem Gołowkin ceni się wyżej, uważa że należy mu się rekompensata za to co się przecież nie z jego winy stało, i chce korzystniejszego dla siebie procentowego podziału zysków. Do niedawna jeszcze żądał 50/50, na co nie chciała przystać strona "Canelo" Alvareza, teraz ponoć Kazach nieco ustąpił i rozmowy trwają. Oby zakończyły się powodzeniem, bo rewanż każdy chętnie by obejrzał.
Na razie Gołowkin stracił pas organizacji IBF, gdyż nie przystąpił do obowiązkowej obrony z Siergiejem Dieriewianczenką. O zwakowany tytuł walczyć będą Ukrainiec z Danielem Jacobsem, który ledwo co wygrał z naszym Maciejem Sulęckim pod koniec kwietnia tego roku na Brooklynie.
Jeśli obozy "GGG" i Alvareza w końcu się dogadają, to prawdopodobnie walczyliby we wrześniu, w dniu meksykańskiego święta. Siłą rzeczy walka Joshua – Wilder nieco przesunęłaby się w czasie. Ale to oczywiście życzeniowe interpretacje skomplikowanej, bokserskiej rzeczywistości. Pomarzyć jednak dobra rzecz.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze