Gdyby wszystko było OK, kadrę po Nawałce przejąłby... Bogdan Zając

Piłka nożna
Gdyby wszystko było OK, kadrę po Nawałce przejąłby... Bogdan Zając
fot. CyfraSport

Dołączam się oczywiście do braw i podziękowań dla Adama Nawałki, bo na nie zasłużył za całokształt swojej pracy. Dwa awanse na wielkie turnieje, ćwierćfinał mistrzostw Europy i pierwsze w historii zwycięstwo nad Niemcami. Dla wielu kibiców i dziennikarzy to był najlepszy czas reprezentacji za ich życia - o czym czytam niemal bez przerwy w mediach społecznościowych. Nie przesadzałbym jednak z rozmachem w malowaniu tej laurki. Bo w pewnym momencie zrobiło się chyba słodko...

Jednak nie można tutaj zgubić clou nieprzedłużenia umowy z selekcjonerem. A chodzi o kompletnie zawalony mundial. Kto wie, czy nie kluczowy turniej dla całego pokolenia obecnych piłkarzy. O przyczynach napisano i powiedziano już sporo i pewnie jeszcze sporo się dowiemy w najbliższych dniach i tygodniach, bo parę zaczynają już puszczać poszczególni uczestnicy rosyjskiej eskapady. Na razie w prywatnych rozmowach. Sam selekcjoner też wreszcie przyznał i powiedział chyba najbardziej wyraziste zdanie od początku swojej kadencji, że pomylił się w doborze składu.

Bez względu na to, prawdą jest to co powiedział Zbigniew Boniek, że Adam Nawałka dzięki tym blisko pięciu latom w reprezentacji jest mocniejszym trenerem niż wówczas, kiedy drużynę obejmował. Sam mocno na to zapracował, generalnie kadra Nawałkę zbudowała. I wydaje się, że długo jeszcze na kanwie tego jaki zyskał wizerunek będzie się dawał nieść. Wcale niewykluczone, że szybciej niż nam się dziś wydaje do tej reprezentacji powróci.

Fakt, że przestaje pracować niemal natychmiast po blamażu i nie będzie przeciągania tego, co i tak chyba było nieuchronne, to najlepsza decyzja jaka mogła zostać podjęta. I znów zgodzę się z prezesem PZPN, że dzięki temu Nawałka jeszcze bardziej urośnie w oczach kibiców. O trefnym mundialu szybko zapomnimy, o tym co dobre, przeciwnie. Uśmiechnięty, elegancki i przystojny trener z klasą. Nikogo nie obraził, na nikogo się nie obraził. Podziękował za pracę, serdecznie wyściskał pracodawcę, pomachał do kibiców. Nawet dziennikarzom podziękował za „optymalną” współpracę, choć przecież wywiadów nie udzielał. Nikt nie będzie mu wypominał, że jego ostatnią decyzją w roli selekcjonera, było polecenie... symulowania kontuzji Kamilowi Grockiemu, aby wpuścić na ostatnią minutę Kubę Błaszczykowskiego, co też zresztą zakończyło się niepowodzeniem.

I dobrze. Tak to powinno wyglądać. Ani Jerzy Engel nie rozstawał się z kadrą w takich okolicznościach, ani Zbigniew Boniek, ani Paweł Janas, ani Leo Beenhakker, ani Franciszek Smuda, ani Waldemar Fornalik. Stopniowała te odejścia jedynie skala atmosfery skandalu...

Trudno zgodzić się jedynie ze słowami prezesa, że selekcjoner mógł być zaszczuty przez dziennikarzy. Z naszego punktu widzenia, był raczej przez wiekszą część kadencji noszony na rękach i miał komfort „medialny” jakiego nie mieli poprzednicy.

Zresztą nie tylko na wygodę relacji z dziennikarzami (polegającą generalnie na ich braku) mógł liczyć selekcjoner. Wydaje się, że tak dobrych warunków do pracy nie miał żaden z wcześniejszych trenerów kadry. Być może możliwość zbudowania takiej twierdzy, nieco zbyt mocno bizantyjskiej, z ogromną liczbą, absolutnie oddanych współpracowników, pełniących rolę żołnierzy trenera, tak naprawdę przyniosła zgubę selekcjonerowi przed mundialem?

Może warto było mieć obok siebie kogoś, kto byłby na kontrze, kto by się nie bał spojrzeć na decyzje szefa krytycznie? Gdyby tak się stało, nie byłoby w tym momencie żadnego problemu z wyborem następcy selekcjonera. Oczywistą kandydaturą powinien być ten, który przez prawie pięć lat był najbliższym współpracownikiem mistrza, czyli Bogdan Zając. Z całym szacunkiem, ale coś mi się wydaje, że na minus swojej kadencji należy zaliczyć Nawałce fakt, że swojego następcy nie wykreował (on sam pracował kiedyś jako asystent Leo Beenhakkera i pewnie skorzystał).

Dlatego głowić musi się teraz Zbigniew Boniek. Jak znaleźć dobrego kandydata, który nie będzie do tego chciał 3 milionów euro kontraktu rocznie... Cesare Prandelli, Gianni De Biasi, Slaven Bilic... Spekulacje co do trenera zagranicznego ruszyły, bo zaczęła obowiązywać już okrągła formułka, czyli „nie ma w Polsce odpowiedniego kandydata”. Fakt, że nie ma kogoś kto w CV ma sukcesy na arenie międzynarodowej (może poza Henrykiem Kasperczakiem). Ale przecież Adam Nawałka zanim objął kadrę też żadnych nie miał. A jego Górnik Zabrze był niżej w tabeli niż ten obecny prowadzony przez Marcina Brosza.

Czy naprawdę jest pewność, że taki Brosz, Michał Probierz, Jerzy Brzęczek czy ktokolwiek inny, mając do dyspozycji najlepszych polskich zawodników, sztab 25 ludzi i właściwie wszystko czego zapragnie, jak miał Adam Nawałka, pokpi sprawę i spisze się gorzej od dumnych i drogich Cesare, Gianniego czy Slavena?

Nawet krytycy Zbigniewa Bońka przyznają mu, że znakomicie wybrał stawiając na Nawałkę. Wykreował wcale nieoczywistego wówczas kandydata na trenera, z którego dziś większość Polaków jest dumnych mimo porażki na mundialu i który może przez najbliższe lata śmiało zarabiać duże pieniądze nie tylko w polskiej lidze. Może trzeba jeszcze raz pójść tą drogą i wykreować kolejnego Polaka?

Cezary Kowalski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie