Chińczyk Chińczykowi nierówny
Jeśli pingpongiści z Chin mają się na igrzyskach w Tokio kogokolwiek obawiać, to Jangq Woojina z Korei Południowej.
Pięć lat temu podczas mistrzostw świata juniorów Jang pokonał trzech Chińczyków i zdobył złoty medal w grze pojedynczej. Teraz nie miał sobie równych podczas prestiżowego Korea Open, gdzie triumfował w trzech konkurencjach: singlu, deblu i mikście. Nikt tego wcześniej nie dokonał. W grach podwójnych miał za partnerów zawodnika i zawodniczkę z Korei Północnej. Gdy Koreańczycy stali na podium publiczność w Daejeon krzyczała: Jesteśmy zjednoczeni ! To kolejny przypadek, gdy reprezentanci obu Korei tworzą jeden zespół. Tak było już w tym roku podczas Drużynowych Mistrzostw Świata w tenisie stołowym, gdy w ćwierćfinale turnieju pań Korea Południowa miała grać z Koreą Północną. Za zgodą światowej federacji do półfinału awansowała już Zjednoczona Korea, by przegrać tam historyczny mecz z Japonkami.
Tym bardziej więc godny uznania jest wyczyn Janga Woojina. I zapewne martwi to trochę Chińczyków, którzy muszą na niego uważać. W finale gry pojedynczej nie dał bowiem najmniejszych szans ich reprezentantowi Liangowi Jingkunowi pokonując go bez straty seta 4:0. Dodajmy, zdeklasował pingpongistę wysokiej klasy, świetnie radzącego sobie w chińskiej Superlidze. Warto dodać, że Liang wyeliminował w Korea Open jedynego startującego tam Polaka, naszą wielką nadzieję Jakuba Dyjasa, medalistę mistrzostw Europy. Pocieszeniem niech będzie fakt, że pięć lat temu podczas wspomnianych wcześniej MŚ juniorów, Dyjas jako jedyny pokonał Janga Woojina, dokonał tego w turnieju drużynowym. Kto wie, może przyjdzie kiedyś taki dzień, że i on stanie na najwyższym stopniu podium prestiżowej imprezy.
Ale na razie światowym tenisem stołowym rządzą mistrzowie o skośnych oczach. Wydaje się Chińczycy mogą spać w miarę spokojnie jeśli chodzi o rywalizację w męskim gronie. Ma Long, mistrz świata i złoty medalista igrzysk olimpijskich trzyma się dobrze, a jedynym który siedzi mu na plecach jest jego młodszy rodak, Fan Zhendong. Ale ktoś taki jak Jang Woojin, gdy będzie miał swój dzień, naprawdę może ich postraszyć.
Europa nie ma dziś mocnych argumentów. Coraz starszy Timo Boll, raczej nie doczeka się olimpijskiego medalu w singlu. Jego rodak, Dimitrij Owczarow już taki medal ma (brąz w Londynie – 2012), ale w Tokio raczej nie stanie na podium. Wszystko wskazuje więc na to, że w całości zajmą je Azjaci.
I tak będzie też w rywalizacji pań. A wcześniejsza wewnętrzna rywalizacja Chinek będzie stała na wyższym poziomie niż olimpijski turniej. Na dziś jest tam minimum pięć kandydatek do występu na igrzyskach, a w turnieju indywidualnym mogą zagrać tylko dwie. W Korea Open wygrała Zhu Yuling pokonując w finale Chen Meng. Wcześniej ta druga wyeliminowała Liu Shiwen, a ta z kolei w ćwierćfinale wyrzuciła z turnieju Wang Manyu. Wcześniej z marzeniami o sukcesie pożegnała się najbardziej z nich utytułowana Ding Ning pokonana przez Chen Meng. Z takiej mąki musi się urodzić olimpijskie złoto w Tokio. A na podium być może znajdzie się jeszcze miejsce dla jednej z Japonek, myślę że dla Kasumi Ishikawy, pokonanej w Korea Open w półfinale przez Zhu Yuling.
Europejki, nawet te o skośnych oczach, nie mają w tej rywalizacji czego szukać.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze