Były selekcjoner reprezentacji Polski podejmie pracę...
31 lipca nastąpiło formalne zakończenie współpracy Adama Nawałki z Polskim Związkiem Piłki Nożnej. Były już selekcjoner reprezentacji Polski rozgląda się za nowymi wyzwaniami. Dla wielu jego poprzedników praca z kadrą była szczytem kariery, a po rozstaniu z nią nie osiągnęli większych sukcesów. Czy w przypadku Nawałki będzie inaczej?
Nawałka dzierżył stery drużyny narodowej przez blisko pięć lat. Był to okres dla reprezentacji bardzo owocny. Mimo mundialowej klęski, była to najlepsza selekcjonerska kadencja od ponad trzech dekad. Dwa awanse na wielkie imprezy oraz ćwierćfinał Euro 2016 Nawałka może zapisać na koncie swych sukcesów.
Jeszcze po wygranych eliminacjach do MŚ obawiano się, że po turnieju finałowym może Nawałkę zgarnąć Polakom któryś z czołowych europejskich klubów. Wspominano np. coś o prowadzeniu klubu z Serie A.
Biało-czerwoni przedwcześnie zakończyli wojaże po rosyjskich stadionach. Nawałka w dniu konferencji prasowej, na której ogłoszono jego pożegnanie z kadrą, udał się na Łazienkowską. Trenerem Legii Warszawa najprawdopodobniej jednak nie zostanie. Obie strony nie potrafiły porozumieć się m.in. w sprawie warunków kontraktu oraz zakresu kompetencji trenera. Nawałka chciał również sprowadzić do stołecznego klubu swych byłych współpracowników ze sztabu reprezentacji.
Jakie w tej sytuacji będą dalsze trenerskie losy Nawałki? Jego poprzednicy na stanowisku selekcjonera najczęściej obierali dwie drogi – egzotyczne wojaże, albo praca w klubie z polskiej ligi. Czy w sytuacji fiaska rozmów z Legią, były selekcjoner znajdzie dobrze płatne zajęcie np. w Chinach, albo w którymś z krajów Zatoki Perskiej?
Polacy bez szans?
Od jakichś dwudziestu lat, czyli od czasów, gdy Henryk Kasperczak pracował we francuskiej Ligue 1, żaden z polskich szkoleniowców nie znalazł zatrudnienia w którejś z wiodących europejskich lig.
Tak się jakoś złożyło, że fakt istnienia polskiej myśli szkoleniowej w futbolu nigdy nie przebił się do świadomości prezesów czołowych zachodnich klubów. Nie znajdziemy nazwiska polskiego szkoleniowca wśród zdobywców europejskich Pucharów, czy wśród triumfatorów lig z Top 5 Europy.
Dlaczego fachowców z Polski nie brano pod uwagę? Opowieści o "żelaznej kurtynie", dzielącej przez lata Europę można w tej sytuacji włożyć między bajki, bo włodarze zachodnich klubów nie raz potrafili wyciągnąć trenera z bloku wschodniego. Znamienny jest tu przypadek Rumuna Stefana Kovacsa, którego w 1971 roku ściągnął z Bukaresztu najmocniejszy wówczas klub Starego Kontynentu Ajax Amsterdam.
Inna sprawa, że potęgę polskich klubów budowali w tamtych latach szkoleniowcy z zagranicy m.in. Geza Kalocsay (Górnik Zabrze), Jaroslav Vejvoda (Legia Warszawa), czy Michal Vican (Ruch Chorzów). Na trenerów reprezentacji wybierano natomiast Polaków, często niemających w trenerskim CV wielkich klubowych sukcesów.
Gdy reprezentacja Polski przestała odnosić sukcesy, nikt byłych jej selekcjonerów nie brał już nawet pod uwagę, wymieniając kandydatów na szkoleniowców czołowych europejskich klubów.
Z II ligi na szczyt
Jedynym byłym selekcjonerem reprezentacji Polski którego ściągnął mocny klub z zachodu był Antoni Brzeżańczyk, który biało-czerwonych prowadził ponad pięćdziesiąt lat temu (1966).
To był zresztą niezwykły przypadek. Wydawało się, że po rozstaniu z Górnikiem Zabrze w 1972 roku trenerska kariera Brzeżańczyka załamała się. W sezonie 1974/75 prowadził Wisłokę Dębica, drużynę ze środka tabeli grupy południowej II ligi. Tymczasem w kwietniu 1975 sięgnął po niego Feyenoord Rotterdam, jedna z najlepszych wówczas drużyn Europy – triumfator Pucharu Mistrzów (1970) i aktualny zdobywca Pucharu UEFA (1974).
Sensacyjny transfer… Tak, jakby dziś trenera z Fortuna 1 Ligi ściągnęło powiedzmy Atletico Madryt. Brzeżańczyk w Rotterdamie pracował przez ponad rok, przegrał o punkt walkę o mistrzostwo z PSV Eindhoven, ale przygoda w Holandii otworzyła mu drogę do prowadzenia klubów w Austrii (Rapid Wiedeń, Admira Wacker) i Grecji (Iraklis).
Żaden z późniejszych selekcjonerów biało-czerwonych nie znalazł zatrudnienia w klubie z silnej zachodniej ekstraklasy.
Greckie sukcesy
Trener trzeciej drużyny świata Kazimierz Górski, kilka miesięcy po rozbracie z kadrą, w 1976 roku został zatrudniony przez Panatinaikos – wówczas europejskiego średniaka, z którym po pół roku świętował zdobycie tytułu mistrza Grecji. Później dołączył do swej kolekcji trzy mistrzowskie tytuły wywalczone z Olympiakosem. Swą trenerską karierę związał więc z Helladą, z przerwą na prowadzenie Legii (1981–82)
Jego następca – Jacek Gmoch miał już znacznie trudniej, choć na mundialu Argentyna 1978 zajął z Polakami 5–6 miejsce i był uznawany w tamtych latach za niezwykle nowoczesnego szkoleniowca, słynącego z wprowadzania naukowych metod do futbolu. Po rozbracie z reprezentacją znalazł zatrudnienie w słabiutkim norweskim Skeid Oslo, z którym nie zwojował wiele nawet w tamtejszej ekstraklasie.
Po blisko roku spędzonym na północy Europy, podążył szlakiem Górskiego i przeniósł się do Grecji. Tam został legendą. Z Panathinaikosem zgarnął dublet (1984) i doszedł do półfinału Pucharu Mistrzów; doprowadził też Larisę do sensacyjnego tytułu (1988). Warto jednak przypomnieć, że nie od razu zyskał zaufanie prezesów greckich potentatów i mozolnie wyrabiał sobie markę w klubach pokroju PAS Giannina czy Apollon Ateny.
Górski, Gmoch oraz Andrzej Strejlau – czyli trenerskie trio z MŚ 1974 – osiągali w Grecji znaczące sukcesy, niestety zabrakło później ich kontynuacji w wykonaniu polskich następców.
Gorące klimaty
Ryszard Kulesza wytyczył nowy kierunek, często później uczęszczany przez polskich trenerów. W czasach, gdy Polscy inżynierowie zyskali dobrą opinię na budowach w krajach arabskich, pracując na kontraktach od Maroka, aż po Irak, zwrócono tam uwagę również na polską myśl szkoleniową. Kulesza prowadził reprezentację Tunezji w Pucharze Narodów Afryki w 1982 roku, a później szkolił również kluby tunezyjskie i marokańskie.
Tunezyjski kierunek obrał również Antoni Piechniczek – selekcjoner trzeciej drużyny MŚ 1982. Zanim jednak wyemigrował, tuż po rozbracie z reprezentacją zdążył jeszcze zdobyć mistrzostwo Polski z Górnikiem Zabrze (1987). Z Tunezyjczykami zaliczył udział w igrzyskach Seul 1988 (faza grupowa). Później, już bez powodzenia prowadził reprezentację ZEA i ponownie, w 1996 roku, objął posadę selekcjonera biało-czerwonych.
W drugiej połowie lat osiemdziesiątych reprezentacja Polski wypadła ze światowej czołówki, a misje kolejnych selekcjonerów kończyły się fiaskiem. W tej sytuacji kolejni opiekunowie biało-czerwonych nie mogli narzekać na nadmiar propozycji.
Egzotyka, czy polska ekstraklasa?
Wojciech Łazarek po rozstaniu z reprezentacyjnym dresem znalazł pracę w izraelskim Hapoel Kfar Saba – klubie balansującym wówczas na pograniczu tamtejszej ekstraklasy i II ligi. W późniejszych latach prowadził kilka polskich klubów, ale kontynuował też egzotyczne wyprawy. Trenował w Egipcie, Arabii Saudyjskiej, a 2002 roku został selekcjonerem reprezentacji Sudanu.
Andrzej Strejlau po rozbracie z kadrą nie osiągnął zbyt wiele jako trener. Po przygodzie z Zagłębiem Lubin zdecydował się na egzotyczną wyprawę do Chin, gdzie szkolił piłkarzy Shanghai Shenhua.
Henryk Apostel po oddaniu sterów drużyny narodowej wprowadził Wisłę Kraków do ekstraklasy, zaliczył również egzotyczny epizod w Omanie.
Po przegranych eliminacjach Euro 2000 Janusz Wójcik prowadził kilka klubów polskiej ekstraklasy, ale ta praca chluby mu nie przyniosła. Zwiedził również cieplejsze kraje. Na Cyprze prowadził Anorthosis Famagusta, a w 2003 roku został selekcjonerem reprezentacji Syrii.
Kolejnym selekcjonerem został Jerzy Engel i zanotował pierwszy po wielu latach sukces – awans do finałów mistrzostw świata 2002. Gra Polaków na koreańsko-japońskim mundialu daleka była jednak od oczekiwań i znów doszło do zmiany trenera. Po rozstaniu z drużyną narodową Engel miał kilka lat przerwy w pracy szkoleniowej. Powrócił w 2005 roku, by walczyć z krakowską Wisłą o Ligę Mistrzów – niestety bez rezultatu. Jeszcze w tym samym sezonie wylądował na Cyprze, w APOEL Nikozja, z którym zdobył krajowy puchar.
Po krótkiej przygodzie z kadrą do pracy trenerskiej nie wrócił już Zbigniew Boniek.
Jego następca Paweł Janas, podobnie jak Engel, wywalczył mundialowy awans, ale na turnieju w Niemczech prowadzona przez niego drużyna rozczarowała. Po pożegnaniu z reprezentacją Janas prowadził wyłącznie polskie kluby, również te z niższych klas (GKS Bełchatów, Widzew Łódź, Bytovia Bytów). Kolejnym trenerem reprezentacji został Holender Leo Beenhakker.
Franciszek Smuda miał poprowadzić biało-czerwonych do sukcesów na Euro 2012, ale współgospodarze turnieju zakończyli występy na fazie grupowej. Pół roku po tym turnieju spróbował swych sił w 2. Bundeslidze, w SSV Jahn Ratyzbona, ale nie zdołał wydźwignąć tego klubu z ostatniego miejsca w tabeli i uratować przed spadkiem. Później powrócił do Polski, pracował w ekstraklasie prowadząc Wisłę Kraków (2013–15) oraz Górnika Łęczna (2016–17). W 2017 roku został – po raz piąty w karierze – trenerem grającego w III lidze Widzewa Łódź, z którego w atmosferze skandalu został zwolniony na kolejkę przed końcem sezonu.
Poprzednik Nawałki, Waldemar Fornalik rozstał się z kadrą po klęsce w eliminacjach MŚ 2014. Po selekcjonerskiej przygodzie wrócił do swego macierzystego klubu – Ruchu Chorzów. Z posady szkoleniowca "Niebieskich" zrezygnował w kwietniu 2017 roku, a kilka miesięcy później rozpoczął pracę w Piaście Gliwice.
***
Dla większości selekcjonerów reprezentacji Polski praca z kadrą była szczytem kariery, a po rozstaniu z drużyną narodową nie zaliczyli już większych sukcesów. Czy w przypadku Nawałki będzie inaczej? Czy 60. letni szkoleniowiec zdoła jeszcze osiągnąć coś znaczącego w poważnej piłce?
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze