Kowalski po weekendzie: Czas na konsumpcję ogórkowej grupy
Polityczna poprawność nakazuje podkreślać, że nie ma już w Europie słabych rywali, że nie można żadnego przeciwnika lekceważyć, że nie z takimi przegrywaliśmy, że Austria, Izrael, Słowenia, Macedonia i Łotwa mają swoje atuty, że oni też od czasu do czasu potrafią z kimś wygrać...
Wersja populistyczna jest taka, że szczęśliwie trafiliśmy na wyjątkowe piłkarskie ogórki, a Boniek i spółka już powinni pracować nad scenariuszem fety po awansie na Narodowym, aby jeszcze lepiej skonsumować ją propagandowo niż dwie poprzednie...
Prawda leży po środku. Naprawdę nie trafiliśmy na gigantów, ale jednocześnie rywale są niewdzięczni i lepszemu teoretycznie rywalowi w chwili jego słabości są w stanie skoczyć do gardła. Problem w tym, że my tę chwilę słabości właśnie przeżywamy. I nie jest to jedynie wina obecnego selekcjonera, ale także poprzednika. Mniej więcej od roku, czyli jesiennego meczu z Danią 2017 roku w Kopenhadze (0:4) kadra nie rozegrała jednego bardzo dobrego spotkania. Mimo kilku zwycięstw, w tym także o punkty, to nie była już ta drużyna, która potrafiła zachwycać. Coś się skończyło i na razie nie jest w stanie się odrodzić. Symbolem tego zjazdu jest permanentny brak skuteczności tego, na którym wszystko dotąd się opierało, czyli Roberta Lewandowskiego.
W Lidze Narodów i dwóch meczach towarzyskich Jerzy Brzęczek musiał przejść przyspieszony kurs pracy na stanowisku selekcjonera, miał pół roku na próby, zbieranie doświadczeń, uodparnianie się na krytykę, zbudowanie relacji z przełożonymi. Popełnił mnóstwo błędów. Od taktycznych i personalnych po wizerunkowe, kiedy w transmisji na żywo obrażał się na jakiś wpis dziennikarza na Twitterze. Wyniku sportowego, dzięki remisowi z Portugalią w ostatnim meczu nie zepsuł na tyle, abyśmy wypadli z pierwszego koszyka podczas losowania. Zatem jakiś mały sukces już ma. Do tego, podobnie jak poprzednikowi, ewidentnie sprzyja mu szczęście (czasem jest ono podstawą). Teraz ma chwilę czasu na pracę w biurze i... ognia! Czas na konsumpcję „ogórkowej” grupy, do której trafiliśmy.
Jestem przekonany, że wystarczy, aby nasi czołowi gracze (w przeciwieństwie do zespołów naszych rywali, wielu z nich gra w Lidze Mistrzów) byli sobą i znajdą się w pierwszej dwójce w grupie bez żadnego problemu. Selekcjoner musi jednak koniecznie jakoś zabezpieczyć tyły. Znaleźć optymalny skład defensywy, lepiej niż dotychczas zorganizować się w grze obronnej jako takiej i problemy przynajmniej na pułapie gry z takimi rywalami jakich teraz trafiliśmy, skończą się.
W przodzie zawsze coś tam wykombinujemy, Lewandowski musi się wreszcie obudzić, wraca do formy Grosicki, jest Piątek. Grzechem byłoby nie skorzystanie z kilku zawodników młodzieżówki, którzy sensacyjnie awansowali na mistrzostwa Europy (na pierwszym planie są Żurkowski, Kapustka, Kownacki, Dziczek, Bielik). Tutaj nie jest potrzebna rewolucja, ale po prostu solidny lifting. Jeśli do tego dołożymy pasję i przekonanie grupy, że stać ją na rzeczy wielkie (wbrew pozorom jest to jedno z najważniejszych zadań selekcjonera, która ma zawodników do dyspozycji ledwie po kilka dni), to ta reprezentacja powinna jeszcze się wznieść.
Obserwując radość piłkarzy po wyrównującym golu Milika z Portugalią, kiedy wszyscy ruszyli do selekcjonera i szaleli razem ze szczęścia, jakby zdobyli medal na mistrzostwach, można było to odebrać jako pierwszy widoczny sygnał, że może coś się jednak rodzi. Że nie jest to tylko grupa sfrustrowanych przegranych facetów z trenerem, który nie ma na nią żadnego pomysłu i się kompletnie pogubił.
Oczywiście to tylko optymistyczne założenie wynikające z obserwacji i prywatnych rozmów z zawodnikami. Nie dam sobie ręki obciąć za to, że po pierwszym meczu z Austrią nie będzie odwrotnie. Jednak irytujący jest ten jęk piłkarskiej Polski na podstawie nieudanego startu w Lidze Narodów, w której mierzyliśmy się z zespołami z dwa razy wyższej półki niż tymi, z którymi będziemy walczyć od marca w eliminacjach. I wzdychanie za selekcjonerem zagranicznym, który bez żadnych wątpliwości byłby lepszy.
Jasne, że to nie jest do końca adekwatne, każdy trener jest inny, ale jednak korci, aby przypomnieć jaki rezultat osiągnęliśmy z ostatnim selekcjonerem z lepszego piłkarskiego świata, czyli Leo Beenhakkerem w eliminacjach do mundialu RPA 2010. Oto końcowa tabela: 1. Słowacja, 2. Słowenia, 3. Czechy, 4. Irlandia Północna, 5. Polska, 6. San Marino...
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze