Klopp. Dobry trener, ma wyniki, ale nie ma trofeów
Mało kto ma chyba wątpliwości, że trenerską osobowością mijającego roku jest Jurgen Klopp. Wielu rozdyskutuje się przy tym, czy szkoleniowiec bez trofeów może być stawiany wyżej od utytułowanych kolegów. Wszyscy na Wyspach są jednak przekonani, że tym razem Liverpool pod ręką niemieckiego szkoleniowca sięgnie po tytuł.
Wczorajsze spotkanie było symboliczne. Na ławce Liverpoolu Klopp, który od trzech lat nie może sięgnąć ze swoim klubem po żadne trofeum. Po drugiej stronie Benitez, któremu trzeba było ledwie dwóch lat, by wygrać z The Reds (i Jerzym Dudkiem) Ligę Mistrzów po batalii wszech czasów z AC Milan oraz sięgnąć w równie dramatycznych okolicznościach po Puchar Anglii. Różnica między nimi jest taka, że kiedy zwalniano Beniteza, znaleźli się wśród kibiców jego sprzymierzeńcy, ale generalnie większość miała go dość. Kloppa tymczasem uwielbiają wszyscy, jak sami mówią kibice z Anfield, można go jeść łyżkami.
The Reds wygrali 4:0, mniej więcej taka jest obecnie różnica między liderem Premier League a resztą stawki, wyłączając kontrkandydatów do mistrzostwa z tzw. wielkiej czwórki. Wprawdzie z Tottenhamem liverpoolczycy wygrali 2:1, ale już z innymi drużynami z sąsiedztwa – Manchesterem City, Chelsea i Arsenalem zanotowali remisy. To właśnie dzięki konsekwentnej grze w meczach, w których drużyna Kloppa jest zdecydowanym faworytem, udało się jego drużynie wypracować aż sześciopunktową przewagę nad rywalami i dokonać na Wyspach rzeczy charakterystycznej dla lig opanowanych przez lokalnego hegemona, jak np. przez PSG we Francji, czy przez Juventus we Włoszech. Liverpool pozostaje jedynym zespołem bez porażki, tracąc zaledwie siedem goli.
Zachwyty nad Liverpoolem są uzasadnione, świadczą o tym opinie o drużynie, jak i poszczególnych piłkarzach. Jest bowiem wiele powodów, by np. uznać obrońcę Virgila van Dijka za najlepszego piłkarza półmetka rozgrywek. Liverpool w tym sezonie to nie tylko przemawiająca statystka. To także ujmujący, przyjemny dla oka ofensywny styl, także szersza wizja trenera wykraczająca poza najbliższy sezon. Klopp nie tylko wydaje wielkie pieniądze (np. za bramkarza Allisona aż 62,5 mln euro), on także kupuje relatywnie tanio i skutecznie podnosi wartość swoich graczy. Wystarczy odwołać się do przykładów Joe Gomeza, Sadio Mane czy Mohameda Salaha. Wszyscy mają kontrakty przynajmniej do 2022 r. i są warci kilka razy więcej niż sumy, jakie za nich wyłożono.
Majstersztykiem okazuje się też letnie sprowadzenie reprezentanta Szwajcarii, w przydatność którego powątpiewało wielu fanów. Przenosił się ze Stoke za zaledwie 15,3 mln euro, miał być ledwie uzupełnieniem, a okazuje się kluczowym zawodnikiem w talii Kloppa (21 meczów, siedem goli, dwie asysty na wszystkich frontach).
Prawda jest jednak taka, że władze klubu, odkąd przyszedł Klopp, wydały naprawdę wiele. 19 nowych zawodników kosztowało w sumie 437 mln euro (!). Skład od 2015 r. zmienił się fundamentalnie, pozostał w nim właściwie tylko James Milner, który akurat wczoraj dostał od trenera wolne.
By ocenić prawdziwą wartość Liverpoolu, trzeba jednak poczekać. Choć na Wyspach czekać nie chcą i już obwołali The Reds mistrzem. W końcu tylko dwa razy w ostatniej dekadzie zdarzyło się, by lider w czasie bożonarodzeniowych świąt nie zdobył tytułu w maju. Ale akurat tak się złożyło, że te dwa wypadki, kiedy tytułu nie udało się zdobyć, przytrafiły się… Liverpoolowi. Stąd ostrożność Kloppa, a nawet jego irytacja, kiedy mowa o majowej koronacji. Stąd też jego dość nerwowe wypowiedzi na konferencjach i wręcz nakaz dla piłkarzy, by cieszyli się walką o tytuł, a nie myśleli o mecie rozgrywek.
Prawdziwy test nastąpi jednak 3 stycznia, kiedy Liverpool zagra na wyjeździe z Manchesterem City. Spotkanie to będzie podsycone komentarzami o konfrontacji dwóch najpoważniejszych kandydatów do mistrzostwa oraz starciu wielkich trenerskich osobowości, być może dwóch najbardziej poważanych obecnie ludzi w swoim fachu. Wcześniej, bo już pojutrze liverpoolczyków czeka jeszcze prestiżowe spotkanie z Arsenalem, a już w lutym batalia z Bayernem Monachium w 1/8 finału Ligi Mistrzów. To wciąż otwarte dla Kloppa fronty, by zrzucić z siebie łatkę trenera, który nie umie postawić kropki nad i.
Klopp bowiem co sezon mierzy się z pytaniami, a nawet zarzutami o brak realnych sukcesów. I za każdym razem dość wprawnie odpowiada podkreślając, że jego ostateczne porażki nie podsumowują rozwoju zespołu. Były to przegrana w finale Ligi Europy z Sevillą 1:3 oraz z Manchesterem City po karnych w finale Pucharu Ligi Angielskiej w 2016 r., a także ostatni finał Ligi Mistrzów z Realem Madryt 1:3.
W dość dotkliwe dla Kloppa tony uderzył także Jose Mourinho. Portugalczyk wystudiował przecież gest trzech wyciągniętych palców oznaczający tytuły, jakie zdobył z Chelsea w Premier League. Uczynił z tego swoją linię obrony przed całym światem, a tuż przed meczem Liverpoolu z Manchesterem United (3:1) powiedział, że właśnie tytuły mają w tym fachu największe znaczenie. Klopp dość sprytnie odpowiedział, że nawet nie jest tak mądry jak Einstein, powinno się próbować nim zostać, a w futbolu – jak w życiu – oprócz samego celu istotna jest również droga. Pozostaje też zapytać, gdzie teraz jest Klopp, a gdzie zwolniony niedawno z MU Mourinho…
Na temat braku sukcesów Kloppa i jednoczesnym jego uwielbieniu, co zakrawa na jeden z największych paradoksów współczesnego sportu, poświęcono już wiele artykułów, a nawet naukowych rozpraw. W jednej z nich autor zastanawia się, co jest sensem sportu. W innym opracowaniu czytamy, jaka powinna być częstotliwość futbolowych doznań zwieńczonych sukcesami.
Liverpool czeka na jakikolwiek tytuł od 2012 r. Ograniczając się jedynie do rozgrywek ligowych kibic śledzący poczynania swojego ulubionego zespołu musi być uważnym 3420 minut rocznie. Włączając w to doliczony przez sędziego czas gry (średnio po trzy minuty) oraz przerwy między połowami wychodzi 4104 minuty. To jest – odliczając podróże i np. piwo ze znajomymi, jak pisze jeden z fanów – blisko trzy dni od deski do deski. Kibice Liverpoolu poświęcili więc przez sześć lat aż 18 dni ze swojego życia. 18 dni bez choćby maleńkiej nagrody, choćby niewielkiej statuetki…
Ale jest też druga strona medalu. Klopp twierdzi, a kibice mu wierzą, że buduje fundamenty na przyszłość. Nie zapominajmy również, że The Reds wciąż pozostają drugim najbardziej utytułowanym klubem angielskim z 18 triumfami, 13-krotnym drugim i siedmiokrotnym trzecim miejscem. Lepszy jest tylko Manchester United, który sięgał po 20 tytułów i 16 wicemistrzostw. Z tym, że lata chwały Czerwonych Diabłów pamiętają najmłodsze pokolenia fanów, żeby odtworzyć triumf Liverpoolu trzeba nieco pogimnastykować pamięć i cofnąć się do 1990 r. Bądź też wrócić do traum, kiedy tytuł był na wyciągnięcie ręki, ale nie udało się go zdobyć (2009 i 2013 r.).
51-letniego Niemca tytuły nie bronią, wyniki i samopoczucie kibiców już tak. Sytuacja drużyny w lidze jest naprawdę wyśmienita, nie zapominajmy też, że Liverpool to tegoroczny finalista Ligi Mistrzów. By tam się znaleźć, wyeliminował m.in. Manchester City. Kloppa wiąże z Liverpoolem umowa do 2022 r., a już teraz spekuluje się o jej przedłużeniu.
Legendarny polski trener Kazimierz Górski ukuł niegdyś powiedzenie „dobry trener, tylko nie ma wyników”. Klopp jest świetnym szkoleniowcem, ma wyniki, ale nie ma trofeów. Na razie nie ma…
Komentarze