Kowalkiewicz mogła mieć inną rywalkę. "Było za wcześnie"
30 marca w Filadelfii Karolina Kowalkiewicz (12-3, 1 KO, 2 SUB) zmierzy się z Michelle Waterson (16-6, 3 KO, 9 SUB). Polka mogła jednak wrócić do oktagonu znacznie wcześniej. - Trenerzy mi to odradzili - przyznała.
Kowalkiewicz ostatni raz walczyła we wrześniu zeszłego roku, przegrywając przed czasem z Jessiką Andrade. Było to bardzo ważne starcie dla układu sił w kategorii słomkowej, które zakończyło się dość niespodziewanie po niespełna dwóch minutach. Brazylijka wygrała przez nokaut i już niedługo zmierzy się z mistrzynią Rose Namajunas.
- Na początku przyjęłam mocne uderzenie, które mnie zamroczyło. Wszyscy się mnie pytają, czy mam traumę po nokaucie. Poza tym, że pogorszył się mój rekord i spadłam w rankingu, to nic się nie zmieniło - oceniła zawodniczka z Łodzi.
Polka spróbuje wrócić na ścieżkę zwycięstw już 30 marca na gali UFC w Filadelfii. Jej przeciwniczką będzie niżej notowana, ale będąca na fali dwóch kolejnych wygranych Michelle Waterson. Polka mogła jednak zmierzyć się z kimś innym.
- Dostałam ofertę walki z Cynthią Calvillo. Było trochę za wcześnie, trenerzy mi to odradzili. Zgodziłam się ten pojedynek w późniejszym terminie, ale ona nie chciała czekać. Zaproponowano mi Michelle Waterson, pasował mi termin, więc od razu się zgodziłam - dodała.
Calvillo pokonała w lutym Cortney Casey jednogłośnie na punkty. Tym samym ma na koncie dwie wygrane z rzędu i ciągle aspiruje do walki o mistrzostwo UFC.
Kowalkiewicz docenia umiejętności Waterson. "Karate Hottie" zajmuje dziewiąte miejsce w rankingu kategorii słomkowej, podczas gdy Polka jest szósta.
- Wiem, że Michelle od dawna zabiegała o walkę ze mną. To super zestawienie, bo odkąd zaczęła walczyć, to ciągle znajduje się w czołówce. Jeżeli wygram, to będę płakała bardziej niż po którejkolwiek z porażek! - zakończyła.
Cała rozmowa w załączonym materiale wideo.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze