Kowalski: Dominacja angielskich klubów nie skończy się w tym tygodniu. Szykujmy się na lata

Piłka nożna
Kowalski: Dominacja angielskich klubów nie skończy się w tym tygodniu. Szykujmy się na lata
fot. Cyfrasport

Składy zbliżających się finałów Ligi Mistrzów i Ligi Europy, w których znalazły się cztery angielskie zespoły zaraz po niesamowitych półfinałach i emocjach z nimi związanymi, mogły się wydawać pewnym zbiegiem okoliczności. Jakimś dopełnieniem tego pozytywnego piłkarskiego szaleństwa, którego byliśmy świadkami przez kilka miesięcy. Tuż przed meczami finałowymi w Baku i Madrycie, trzeba jednak powiedzieć wprost: Anglicy zaczynają na dobre dominować w Europie.

Angielska dominacja staje się faktem i nie zmieni tego fakt, że jedno czy drugie trofeum w następnych edycjach nie zostanie akurat zgarnięte przez przedstawiciela Premier League. Tendencja jest oczywista, czekają nas tłuste lata dla Anglików, w których karty rozdawać będą drużyny z Wysp Brytyjskich.

 

Decyduje o tym w głównej mierze coraz większa przepaść, jaka zaczyna dzielić kluby angielskie od całej reszty najmocniejszych lig europejskich. Rozdźwięk w sferze finansowej rozpoczął się oczywiście już jakiś czas temu, ale właśnie teraz znaleźliśmy się w punkcie zwrotnym. Z jednej strony konkurencja klubów hiszpańskich, włoskich, niemieckich i jednego francuskiego przestała wytrzymywać, z drugiej wciąż bogacący się krezusi z Anglii nauczyli się korzystać ze swojego bogactwa sportowo. Zaczęli konsumować coś do czego bardzo solidnie się przymierzyli i w co, a właściwie w kogo zainwestowali. Mam tu na myśli trenerów spoza Wielkiej Brytanii. 

 

Jakiś czas temu, korzystając ze swoich niemal nieograniczonych możliwości finansowych, Anglicy ściągnęli przecież najlepszych trenerów na świecie. Już nie takich ze znanymi nazwiskami, ale jednak nieco zgranymi karatami jak Louis van Gaal, Guus Hiddink czy Manuel Pellegrini, ale absolutnie gorące nazwiska: Pep Guardiola, Juergen Klopp, Mauricio Sarri, Unai Emery czy Mauricio Pochettino, który może nie był tak oczywisty w tej grupie, ale jego nazwisko zawsze pojawia się na listach w gronie kandydatów w najpoważniejszych klubach europejskich, kiedy dochodziło w nich do kryzysów.

 

To nie są jacyś zdolni trenerzyna dorobku, ale giganci w swoim fachu, dyktujący obowiązujące na świecie piłkarskie trendy, wizjonerzy, w swoich absolutnie szczytowych momentach kariery. Nie było takiej możliwości, aby to nie zadziałało. Efekty po prostu musiały przyjść.

 

Owszem, są rodzynki w innych ligach, które jeszcze dotąd dotrzymywały kroku i zaliczały się do nielicznych klubów w Europie poza tymi angielskimi, które nie muszą sprzedawać zawodników. Barcelona, Real, Bayern, Paris Saint Germain, Juventus Turyn. Ale Anglia przygniata ich swoją liczebnością, siłą ligi w ujęciu całościowym. Tutaj po prostu jest większy margines błędu. W Niemczech jeśli odpadnie Bayern, to przecież Borussia Dortmund tego ciężaru nie uniesie (mam na myśli także finanse), to samo we Włoszech z Juventusem. PSG we Francji jest pod taką presją szejków, że zaczyna zjadać własny ogon.

 

Dominująca w ostatnich latach Hiszpania też znajduje się na zakręcie, czego najlepszym przykładem jest Real Madryt, gigant wprost sponiewierany w ostatnim sezonie po odejściu Cristiano Ronaldo. Barcelona w mniejszym stopniu, ale chyba już należy zacząć przyzwyczajać się do myśli, że Leo Messi nie będzie grał wiecznie. Atletico Madryt też zaczyna wyprzedaż.

 

A w Anglii jak nie wyjdzie na jakimś etapie mistrzowi Manchesterowi City, to jest Liverpool, zaraz za nim Tottenham, Chelsea, Arsenal, obudowujący się Manchester United, który płaci rekordowe stawki (Alexis Sanchez miał 500 tysięcy funtów tygodniówki w ubiegłym sezonie!). Czyli sześć klubów, sformatowanych i gotowych do tego, aby zgarniać najważniejsze europejskie trofea.

 

Nie jest żadnym odkryciem, że najlepszych piłkarzy świata ciągnie do miodu, czyli do pieniędzy, a te największe są właśnie w Anglii. I to nie tylko w jednym czy dwóch klubach, jak na kontynencie. Dwunasty ostatnio w tabeli Crystal Palace był w stanie płacić belgijskiemu napastnikowi Christianowi Benteke (1 gol w sezonie) tygodniówkę w wysokości 120 tysięcy funtów tygodniowo. Średnia miesięczna pensja w Premier League wynosiła 3 mln euro, podczas gdy w drugiej pod tym względem Bundeslidze 1,5 mln, Włoszech, 1,3 mln, Hiszpanii 1,2 mln, a Francji 1 mln.

 

Ogromne pieniądze z tytułu sprzedaży praw telewizyjnych, które zmieniają piłkarską mapę Europy, nie są jedynie przejadane na zagraniczne gwiazdy i bezpośrednią poprawę produktu jaką jest Premier League, jak to było przez lata, ale także inwestowane w bazy treningowe. Na tle np. tych włoskich w Anglii są to już ośrodki niemal kosmiczne, prawdziwe piłkarskie kliniki, laboratoria, gdzie kreuje się i przygotowuje nie tylko młodych zawodników. To nie jest przypadek, że nagle w górę poszedł też futbol na młodzieżowym poziomie reprezentacyjnym właściwie we wszystkich kategoriach. A pierwsza drużyna po raz pierwszy się od 1990 roku dostała się do strefy medalowej podczas mistrzostw świata.

 

Może nam się to podobać lub nie, ale fakt jest taki, że nadeszła era angielskiej piłki, która zdominuje rynek europejski na lata. Szykując się na środowy finał LE pomiędzy Chelsea i Arsenalem oraz sobotni LM, w którym Liverpool zmierzy się z Tottenhamem przyzwyczajajmy się do myśli, że przedstawicielom pozostałych lig europejskich z roku na rok w tych rozgrywkach będzie coraz trudniej.

 

WYNIKI I TERMINARZ LIGI MISTRZÓW

 

Oglądaj na żywo największe europejskie gwiazdy piłki nożnej i ekscytujące zmagania najlepszych europejskich drużyn – fazy pucharowe Ligi Mistrzów UEFA i Ligi Europy UEFA 2018/2019 na kanałach Polsat Sport Premium 1 i Polsat Sport Premium 2, w Cyfrowym PolsaciePlusie i IPLI. Prestiżowe rozgrywki dostępne są w telewizji, na komputerach, smartfonach i tabletach.

Cezary Kowalski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie