Kownacki: Ruiz pokazał, że sercem można wygrać z każdym

Sporty walki
Kownacki: Ruiz pokazał, że sercem można wygrać z każdym
fot. PAP

Pod koniec tygodnia powinien być znany kolejny rywal Adama Kownackiego. W oczekiwaniu polski bokser śledzi uważnie poczynania rywali z wagi ciężkiej. - Wilder znowu udowodnił, że ma mocną prawą rękę, a Ruiz pokazał, że sercem można wygrać z każdym - zauważył.

W wadze ciężkiej dzieją się ostatnio ważne rzeczy, ale w obozie Adama Kownackiego cisza. Kiedy wreszcie zdradzi nam pan najbliższe plany?

 

Adam Kownacki: Już niedługo, zapewne jeszcze w tym tygodniu. Kilka razy coś było na rzeczy, ale nie lubię mówić o szczegółach zbyt wcześnie, bo plany się zmieniają. Chociaż moje akurat są takie same - chcę trenować, boksować i wygrywać. Moim celem w życiu jest bycie pierwszym polskim mistrzem świata wagi ciężkiej i mam nadzieję, że w najbliższym czasie to osiągnę. Nie mogę się doczekać powrotu do ringu, za którym już naprawdę się stęskniłem.

 

Oglądał pan walkę Deontay Wilder - Dominic Breazeale? Czy Wilder był taki dobry, czy Breazeale taki słaby?

 

To się bardzo szybko skończyło. Niestety czasem taki jest boks. To nie jest piłka nożna, gdzie jeśli stracisz gola w pierwszej minucie, to masz jeszcze 89 na odrobienie strat. Jeśli ktoś dobrze raz trafi, to jest po prostu "pozamiatane". I tak właśnie było - cios Wildera mocno wstrząsnął Breazeale'em i ten już się nie pozbierał.

 

Jak pan oceni postawę Wildera, zarówno przed jak i w trakcie walki?

 

Podczas walki udowodnił, że dobrze skraca dystans i że ma piekielnie mocną prawą rękę, na którą trzeba uważać. A jeśli chodzi o słowa o nienawiści i zabijaniu to myślę, że to było zagranie pod publiczkę. Chciał zszokować i zwrócić na siebie dodatkową uwagę poprzez jakąś szaloną wypowiedź. Mnie prywatnie coś takiego nie imponuje i nie potrzebuję takiego rozgłosu. Każdy chce wyjść z ringu zdrowy, bo każdy ma rodzinę, która jest strasznie ważna w życiu człowieka. Nie walczymy po to, aby się zabijać. Bez przesady.

 

W drugiej walce o pas Anthony Joshua niespodziewanie przegrał z Andym Ruizem Jr. Jakie wrażenia po tym starciu?

 

To była świetna walka i świetna reklama boksu. To jest super sport i dzięki takim pojedynkom budzi olbrzymie zainteresowanie. Zwycięstwo Ruiza było dla mnie wielką niespodzianką, bo stawiałem na wygraną Joshuy w późniejszych rundach. Brytyjczyk miał być nie do pokonania. Miał trafić Ruiza i ten miał już nie wstać, ale jednak wstał. I dzięki sercu do walki udowodnił, że nieważne jak wyglądasz, jaką masz sylwetkę, tylko jeśli jesteś pewny swego, to możesz wygrać z każdym. Pokazał, że sercem można wygrać z każdym i wejść na szczyt. Bardzo mi zaimponował i cieszę się jego szczęściem. Wiedziałem, że jest twardy i że ma dobre ręce, ale nie wiedziałem, że jest aż tak dobry.

 

Jest między wami sporo podobieństw - obaj macie po 30 lat, obaj urodziliście się poza Stanami, a w USA realizujecie swój amerykański sen. On już swój osiągnął. Teraz czas na pana?

 

Tak, od dawna o tym mówię, że mój czas już nadszedł. Idziemy z Ruizem swoimi drogami, ale faktycznie sporo nas łączy. Może walczymy trochę w innym stylu, ale idziemy do przodu, mamy wielkie serce do walki. No i mamy też zaokrąglone brzuszki, a mimo to nokautujemy gości z sześciopakami... (śmiech).

 

Ruiz wykorzystał drugą szansę na tytuł. Breazeale też miał dwie, ale je zmarnował. Czy dostanie trzecią, czy też to już koniec jego kariery?

 

Nie wiem. W boksie jest tak, że jesteś tak dobry jak twoja ostatnia walka. Ruiz pogrzebał pierwszą szansę w 2016 roku i aż trzy lata zajął mu powrót na szczyt. Wyzywał na pojedynki mnie, wyzywał Jarrella Millera. Teraz dostał szansę dzięki wpadce dopingowej Millera, zmobilizował się i ją wykorzystał. To piękna historia, aż chwytało za serce, kiedy na koniec powiedział: "Mamo, już nie musimy się o nic martwić." W ciągu jednej nocy jego życie zmieniło się na lepsze. W przypadku Joshuy czy Breazeale'a poszło wszystko w drugą stronę.

 

Wiemy, że oprócz wypatrywania kolejnego rywala czeka pan też z niecierpliwością na pierwsze dziecko, które ma przyjść na świat pod koniec sierpnia. Czy gdyby promotor Al Haymon zadzwonił i powiedział, że w tym terminie ma się odbyć walka o pas, to zgodziłby się pan?

 

Nie. Moja żona ma wyznaczony na 29 sierpnia termin rozwiązania i to jest dla mnie najważniejsze. Cieszę się, że czuje się dobrze, maluszek w brzuszku też. Strasznie kopie, więc może zamiast bokserem będzie piłkarzem. Tak czy inaczej tutaj też nie możemy się doczekać i wszystko inne schodzi na drugi plan.

CM, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie