Lorek: Bubenik oczarował Pragę

Żużel
Lorek: Bubenik oczarował Pragę
fot. PAP

Gdy Anna Schmidtmajerova, znakomita aktorka teatralna i wokalistka, śpiewała czeski hymn – „Kde domov muj”, Janusz Kołodziej spoglądał w stronę nieba. Jeszcze wówczas nie wiedział, że zostanie bohaterem wieczoru na praskiej Markecie i w olśniewającym stylu wygra Grand Prix Czech…

Anna Schmidtmajerova urodziła się w uroczym czeskim miasteczku Tabor. Jest aktorką teatrów: Divadlo pod Palmovkou, Narodniho Divadla, Na Jezerce i Minor. Mieszka, a raczej zmienia rajstopy w Pradze, bo żyje i przemieszcza się w tempie cygańskiego taboru... Przenigdy nie była na żużlu. Aż 15 czerwca 2019 roku, w 77 rocznicę zrównania z ziemią wioski Lidice (pokłosie zamachu czechosłowackiego ruchu oporu na szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy – Reinharda Heydricha), Anna zadebiutowała na ploche draze (żużlu w narzeczu Vaclava Havla). O ironio, Heydrich był synem niemieckiego śpiewaka operowego… W sobotę 15 czerwca czeska telewizja poświęciła sporo uwagi dramatowi jaki w 1942 roku rozegrał się we wsi Lidice. Złożono hołd rodzinom ofiar i przypomniano o bestialskim akcie hitlerowców. Anna Schmidtmajerova wie o krwawej rzezi z przekazów literackich. Zna historię Czechosłowacji, uwielbia sztukę, wrażliwości jej nie brakuje, ale dopiero 15 czerwca odkryła czar speedwaya. Petr Ondrasik, dawna sława reprezentacji Czechosłowacji, a aktualnie szeryf praskiego klubu Olymp, zaprosił Annę do strefy VIP, a panna Schmidtmajerova tak się zachłysnęła żużlem, że została na Markecie aż do pokazu sztucznych ogni… Ot, proszę… Anna Schmidtmajerova zagrała w głośnym filmie reżysera Juliusa Sevćika „Normal” (o serii morderstw popełnionych przez obłąkanego człowieka w Dusseldorfie w okresie międzywojennym), a w sobotni wieczór 15 czerwca sprawiła, że Janusz „Koldi” Kołodziej pofrunął w stronę gwiazd…

 

Wierność tradycji

 

Ondrej Kolar, starosta Prahy 6, a więc tej uroczej części magicznego miasta, w której położony jest żużlowy stadion, przemieszcza się autem o napędzie elektrycznym. I o ile samochody zasilane prądem są dla niego logicznym kierunkiem rozwoju, o tyle pomstuje słysząc o sporcie motorowym, w którym ekologia jest najważniejsza. „Restrykcje dotyczące przyrody i szeroko pojętej ekologii są przerażające. Speedway z godnością przetrwał obostrzenia jakie niósł ze sobą ustrój komunistyczny, a możemy zabić ten piękny sport poprzez nieludzkie przepisy. Motocykle napędzane prądem sprawią, że jazda będzie bardziej cicha i mniej ekscytująca niż śledzenie partii szachów. To absurdalny pomysł urzędników. Przedziwne dziwactwo. Wiem i rozumiem, że świat nieustannie ulega przeobrażeniom i nie wolno stać w miejscu, lecz u licha, niech żużel pozostanie wierny tradycji! Surowość technologiczna jest diamentem tego sportu. Dla tych odważnych mężczyzn zapełnia się co roku stadion Marketa. Żużel jest bardzo ważną cząstką Prahy 6, zarówno w ujęciu historycznym jak i teraźniejszym. Ekolodzy niechaj lepiej nie dotykają speedwaya w Pradze” – wyznał mądry człowiek, który opiekuje się Pragą 6. Docenia plener i zieleń, w której utonęła urokliwa dolina Szarki, ale speedway ma pozostać nietknięty w warstwie hałasu i klimatu… Mate pravdu, pane Kolar!

 

Wielkimi miłośnikami tradycyjnego posmaku speedwaya są również artyści, którzy dali pokaz gry na perkusji. Bubenik (perkusista w narzeczu Antonina Dvoraka) najzwyczajniej w świecie oczarował prażan… Perkusiści zasiedli na specjalnym podium zbudowanym w centralnej części murawy, a że muzycy kochają plochodrażni sport (czyli żużel), przeto przybyli w kwartecie. Co prawda nie mieli kasków na głowach, ale w ich muzyce było tyle rozmaitych barw, że sam Ole Olsen zapadł w zadumę słuchając uroczego bębnienia. Ole, który uwielbia szperać w życiorysach wynalazców, stwierdził, że lubi się potykać, aby powstać z kolan i przekonać niedowiarków, że postęp, a nie stagnacja jest napędem ludzkości. Olsen, który odwiedził Pragę wraz z małżonką Ullą, był autentycznie zauroczony popisem praskich bubeników, a do części artystycznej GP Czech odniósł się w swoim stylu. „Amerykanin Thomas Edison, mój ulubiony wynalazca, podjął 10 000 prób zanim wymyślił żarówkę. Nikt nie pytał go o smak porażki i ból związany z nieudanymi eksperymentami. Edison był przesiąknięty zapałem i nie spoczął dopóki nie dopiął swego i nie opatentował żarówki. On zawsze zwykł powtarzać, że woli pchać wózek poprzez ocean upartych i odpornych na wiedzę umysłów, aniżeli siedzieć z założonymi rękoma. Słucham ludzi, którzy na żużel chodzą od 40 lat, ale równie dużym szacunkiem darzę tych, którzy nie mają pojęcia na czym polega speedway. Jedną z osób, która przekonała mnie o słuszności sesji autografowych był pan z Brezolup. Wyznał, że w żadnej innej dyscyplinie sportowej nie ma możliwości tak bliskiego i intymnego kontaktu jak z gwiazdami żużla. Ten głos ilustruje jak bardzo współczesny kibic pragnie kontaktu z mistrzami sportu. Jaka jest szansa, aby zdobyć autograf i uścisnąć dłoń Lewisa Hamiltona czy Ronaldo? Bliska zeru. A jeżeli los się uśmiechnie i masz odrobinę cierpliwości w sobie, kupujesz bilet na GP Czech w Pradze i możesz mieć zdjęcie z Vaculikiem, Doylem czy Zmarzlikiem. Czyż to nie piękne? Szkopuł w tym, że w środowisku żużlowym przeważają malkontenci i ludzie, którzy wiecznie wspominają jednodniowe finały światowe zamiast myśleć o nowoczesnych rozwiązaniach i zwabieniu młodych kibiców na żużlowe stadiony. W Olymp Praha, Petr (tata) i Pavel Ondrasik (syn) wykonują doskonałą pracę, bo sprzedają wszystkie wejściówki na GP Czech, mądrze propagują żużel, a ponadto co roku dbają o inny program artystyczny przed zawodami. Uwielbiam twórczych ludzi. Hej, cisza, Hans Nielsen udziela wywiadu widzom na stadionie… Chcę posłuchać wielkiego mistrza, który w ogóle się nie starzeje. Jak on to robi, że mając 60 lat wygląda na 30-latka?” – Ole błyskotliwie przeskakiwał z tematu na temat jakby wspinał się po kaskadach Mumlavskiego vodopadu w Karkonoszach…

 

 

Ole Olsen (fot. PAP)

 

Bubenikom towarzyszyły pokazy artystów ulicznych specjalizujących się w obłąkańczym tańcu, a ponadto wyobraźnię kibiców rozpalali akrobaci, którzy w liczbie czterech (a jakże, wszak obowiązuje zgodność z zawodnikami ruszającymi spod taśmy) dokonywali cudów zręczności. Tym czarującym pokazom przyglądał się artysta jazdy na lodzie – indywidualny mistrz świata w dyscyplinie pod szyldem ice racing z 1974 roku – inżynier Milan Spinka. Milan jest człowiekiem o niezłomnej woli charakteru. Zawsze starannie wypisuje program zawodów. Przeszedł wszelakie szczeble żużlowego wtajemniczenia. Był zawodnikiem, mistrzem świata w wyścigach na lodzie w Nassjo, wygrał Zlatą Prilbę mesta Pardubic w tym samym roku, w którym urodził się Tomasz Lorek (1973). Był sędzią, menedżerem reprezentacji Czech, dokonywał odbioru technicznego. Teraz wydał okolicznościowe pocztówki z wizerunkiem żużlowca siedzącego na motocyklu do wyścigów na lodzie i do późnego wieczora po piątkowych kwalifikacjach rozdawał autografy i rozmawiał z fanami żużla z całej Europy. „Wydaję książkę przy okazji 71 edycji Zlatej Prilby. Ja nie piszę, bo wolę grzebać przy gaźniku niż stawiać przecinki i myślniki. Przenigdy nie pojmę kiedy ma być wielokropek, wielka litera, a kiedy cudzysłów itd… Tym zajmuje się profesjonalny dziennikarz. Mam nadzieję, że będą chętni, aby poczytać o tym co porabiał Milan Spinka w erze komunizmu i w erze tzw. wolnego rynku…” – wyznał przesympatyczny Spinka, który karierę zawodowego sędziego na poziomie FIM kończył w angielskim Reading w 2006 roku kiedy Nicki Pedersen perorował przez telefon do Milana. „Jeździł w czeskiej lidze, a nie nauczył się języka Stancla i Vernera… Przyznałbym mu rację, gdyby posługiwał się czeskim i zwyzywał mnie w moim ojczystym języku, a on mnie potraktował angielskim rynsztokiem…” – zaśmiewał się Milan.

 

Lukas i Ales Drymlowie, legendarni czescy żużlowcy, którzy mieszkają nieopodal Kunetickiej Hory (najwyższego wzniesienia w bliskim otoczeniu Pardubic – 295 metrów nad poziomem morza), wybrali się na GP Czech do Prahy na swoich Harleyach. Tata – Ales senior – były świetny żużlowiec na klasyku i na długim torze – wybrał jazdę autem. „Tatinek ma już swoje lata, a my chcemy zrelaksować się po tytanicznej pracy. Bez pracy nie ma kołaczy. Wiele osób myśli, że kapitalizm to leżakowanie na hamaku, a czeskie korony spadają z nieba jak Libor Podmol podczas underflipa, ale to nieprawda… Kocham życie, miałem wspaniałą karierę, wychowuję z żoną dwie piękne córeczki, ale pracując w salonie Skody w Pardubice – Rosice, nie mam czasu na zbytki. Wybrałem się z bratem do Prahy, bo otrzymaliśmy zaproszenie od organizatorów, więc wpadliśmy na pomysł, aby poszaleć na Harleyach. Tata pewnikiem by nas zrugał, że wariujemy na szosie, bo on jest orędownikiem spokojnej jazdy na chopperkach. A my z Alesem rozgrzewaliśmy opony, kręciliśmy się jak lunatycy, zygzaki, szaleństwo… Kochamy tatę i bardzo go szanujemy, ale dusza żużlowców wciąż w nas żyje i lubimy robić coś innego niż zwyczajni zjadacze chleba. Wieczorem mamy spotkanie z przyjaciółmi z Oxfordu, którzy pamiętają nasze czasy i występy na torze przy Sandy Lane… Hej, tam zawsze było bosko i zimna woda pod prysznicem… Hej, Tomasz, czyż nie byłoby cudownie, gdyby Dominika Cibulkova kochała żużel?” – mówi Lukas, wielki fan freestyle motocrossu. „Owszem, byłoby, ale że nie kocha, tak jesteśmy w czarnej otchłani” – odpowiadam indywidualnemu mistrzowi świata juniorów z 2002 roku.

 

Jesienią ubiegłego roku Zlata Prilba obchodziła 70-lecie. 70 edycji, szmat czasu… Władze klubu zaprosiły dawnych mistrzów: Dennisa Sigalosa, Hansa Nielsena, Johna Davisa… Za wszystko płacił magistrat… „To jest piknik z cudowną historią. Zlata Prilba to wielkie święto czeskiego żużla, ale robione bez zbędnej napinki. W tym tkwi czar tej wyjątkowej imprezy…” – mówił Petr Moravec, wielki orędownik najstarszego indywidualnego turnieju żużlowego na świecie. Czy byłby sens dwóch rund GP Czech? – pytają czescy kibice. Z jednej strony różnorodność jest boska. Praga – uwodzicielskie miasto, które jak mawia Zdenek Hrib, primator Prahy, oferuje tysiące rozrywek (opera, teatr, kino, cyrk, koncerty, muzea, restauracje etc.), a z drugiej strony klimacik uroczych Pardubic. Póki co, Praga ma kontrakt z BSI/IMG do 2021 roku. Za dwa lata Marketa będzie obchodziła uroczy jubileusz: 25 lat Speedway GP Czech. A żużlowe motocykle pobrzmiewają na Markecie od 1959 roku… Równie pięknie jak Psi Vojaci… W 1979 roku przy ulicy Vojteśky 11 w Pradze po raz pierwszy odbyła się impreza rangi mistrzostw świata, a od 1997 roku nieprzerwanie organizowana jest runda Speedway GP. Pozazdrościć wytrwałości, lecz pytanie czy warto poszerzać ściganie w Czechach do dwóch rund? Dania jest bardziej zamożnym krajem, a potomkowie Gundersena nie kwapią się, aby zorganizować drugi turniej GP… Vojens, pop corn, kufel piwa, speedway i wystarczy…

 

 

W 2014 roku prestiżowy turniej Zlata Prilba wygrał Grzegorz Walasek

 

„Tonda” Kasper

 

W małym, aczkolwiek przestronnym saloniku usytuowanym obok bramy głównej żużlowego stadionu „Marketa”, fani mogą podziwiać motocykl Antonina Kaspera. „Tonda” Kasper, prażanin z krwi i kości był znakomitym żużlowcem i wypada jedynie żałować, że los tak błyskawicznie zabrał go na drugą stronę rzeki… 31 lipca 2019 roku będziemy obchodzić 13 rocznicę śmierci Kaspera, który przegrał nierówną walkę z nowotworem…

 

Przed laty, gdy Ole Olsen jako zawodnik odwiedził stadion Marketa, wzrok Duńczyka przykuł młody „Tonda”. Ole był tak zauroczony umiejętnościami młodziutkiego Czechosłowaka, że podarował Kasperowi najprawdziwszą kierownicę! Taką jakiej sam używał! Antonin był pracowitym chłopcem i w okamgnieniu przyswajał sobie wiedzę mechaniczną. Kasper był rzetelnym mechanikiem samochodowym (tata powtarzał mu, że w razie gdyby nie odniósł sukcesów w sporcie, musi mieć fach w ręku). Jeszcze przed odbyciem służby wojskowej, w 1980 roku Kasper mladsi wystartował w finale indywidualnych mistrzostw Europy juniorów w Pocking (RFN) i w doborowej stawce uplasował się na dziewiątym miejscu. A w Pocking latali wówczas tak utalentowani żużlowcy jak Tommy Knudsen, Tony Briggs, Dennis Sigalos, Erik Gundersen, Ari Koponen, Marek Kępa, Neil Collins…

 

 

A w 1982 roku „Tonda” Kasper został złotym medalistą indywidualnych mistrzostw Europy. Finał ponownie odbył się w bawarskim Pocking. Pięknie, z łezką w oku opowiadał o tym Mark Courtney, który przybył do stolicy Czech, aby wspierać Maxa Fricke’a. Max z plecaczkiem przechadzał się nieopodal klasztoru benedyktynów leżącego w pobliżu żużlowego obiektu, a Mark doglądał jego furmanek i wspominał stare dzieje. A godzi się przypomnieć, że Mark Courtney, Brytyjczyk z krwi i kości, był wicemistrzem Europy juniorów w tymże 1982 roku… „Toni Kasper był piekielnie inteligentnym zawodnikiem. Wybierał takie ścieżki i potrafił je sobie upatrzeć tak, że był praktycznie niemożliwy do przejścia na dystansie. Świetny żużlowiec” – opowiada Mark. Święte słowa. W 1982 roku „Tonda” Kasper złowił 14 punktów. Drugi Mark Courtney (12+3) musiał stoczyć baraż o srebro z Duńczykiem Peterem Ravnem (12+2). Czwarty był Lance King (USA), piąty Jan Osvald Pedersen, a szósty Zoltan Hajdu… Złote czasy juniorskiego żużla…

 

„Tonda” Kasper to oczywiście legenda gnieźnieńskiego Startu, ale walczył jak lew w mistrzostwach świata par i DMŚ. Z Romanem Matouskiem sięgnął po brązowy medal MŚP w 1986 roku. A gdzie? A jakżeż, w niemieckim Pocking. W Pardubicach zdobył srebro Drużynowych Mistrzostw Świata w 1999 roku. Cóż to była za ekipa… Brhel, Ales Dryml, Makovsky, Svab i „Tonda”… Tylko Australijczycy (Crump, Adams, Lyons, Sullivan, Wiltshire) byli wówczas poza zasięgiem Czechosłowaków…

 

 

Kasper mladsi „latał” w Hackney Hawks. Brylował w Masarnie Avesta, zdobywał oczka dla teamu z Karlstad, jeździł dla duńskiego Brovst, we Włoszech dla Badia Calavena, w Niemczech dla Neuenknick i Gustrow, a w Polsce dla klubów z Rzeszowa, Lublina i Gniezna. Tak jak kochają „Tondę” przy W25 w pierwszej stolicy Polski, tak rzadko gdzie go miłują. „Miał plan, aby szkolić młodych chłopaków. Uczył ich etyki pracy, spędzał sporo godzin w warsztacie. Choroba przedwcześnie go nam zabrała…” – mówi Tomas Topinka, który chciałby przespacerować się z „Tondą” wzdłuż Wełtawy, ale to uż neni możne, pane Topinka…

 

Takich uroczych konwersacji można wysłuchać spożywając wyśmienity gulasz w stadionowej knajpce. W tle Kofola i motocykl „Tondy” i już jest cudnie, nieprawdaż?

 

Wioślarstwo, biathlon, wspinaczka, zapasy i łyżwy

 

Myliłby się ten, kto sugerowałby, że Olymp Praha oddycha jeno metanolem. To wielosekcyjny klub, który może poszczycić się wspaniałymi osiągnięciami. Żużel jest niezmiernie ważną cząstką Olympu Praha, ale tylko i wyłącznie cząstką… Reprezentantką tego zasłużonego klubu jest chociażby kralovna rychlobruslarskych ovalu (czyli królowa torów do łyżwiarstwa szybkiego) – Martina Sablikova, trzykrotna mistrzyni olimpijska. Skeleton nie jest obcy Czechom pracującym w Olymp Praha. Anna Fernstadtova zmieniła obywatelstwo z niemieckiego na czeskie. Preferuje ceskou vlajku (czeską flagę)… 22-letnia Anna w lutym wygrała mistrzostwa świata juniorek w Konigsee…

 

Mirka Topinkova Knapkova, mistrzyni olimpijska i mistrzyni świata w wioślarstwie, a przy tym szczęśliwa mama, to chluba Olymp Praha. Na początku września 38-letnia Mirka zechce zdobyć kolejne złoto na mistrzostwach świata. W bułgarskim Płowdiw zajęła trzecie miejsce w zawodach Pucharu Świata. Kocha żużel, śledzi zawody na ploche draze, a przy tym nie myli Kułakowa z Mroczką ani Milika ze Smetaną…

 

Marketa Davidova, przesympatyczna młoda biathlonistka z Janova nad Nisou, uwielbia świergot ptaków o poranku, ale w pracy jest perfekcjonistką. Niezależnie czy startuje w Pokljuce czy Anterselvie, zawsze daje z siebie maksimum. Siódma w sprincie w szwedzkim Ostersund, ale aspiracje sięgają znacznie wyżej. Marketa ma dopiero 22 lata.

 

Jakub Tomećek fascynuje się historią Azteków. Przeto nie dziwota, że w kurorcie nad Pacyfikiem – Acapulco, „wystrzelał” brązowy medal na zawodach Pucharu Świata. Tomećek jest pierwszym czeskim sportowcem, który spełnił wymogi kwalifikacyjne i pojedzie na XXXII letnie igrzyska do japońskiego Tokio.

 

Adam Ondra lubi Czeski Raj, Czeską Szwajcarię i Karkonosze, ale wspina się również na sztucznych ściankach. 26-letni Ondra to światowa czołówka we wspinaczce. Ma już trzy tytuły mistrza świata na koncie. Ulubiony żużlowiec Adama Ondry: Zdenek Holub…

 

Adela Hanzlićkova – zapaśniczka w stylu wolnym. 25 lat, a w Bukareszcie podczas ME wywalczyła srebrny medal w kategorii do 68 kilogramów…

 

Dość powiedzieć, że Jiri Beran, dyrektor wielosekcyjnego klubu Olymp Praha, napawa się dumą, że podczas XXIII zimowych igrzysk w południowo koreańskim Pjongczang jego sportowcy wywalczyli aż 4 medale. A Jan Stovićek, który w Andorze został wybrany do władz FIM, pełni również obowiązki prezydenta Autoklubu Ceske Republiky, ale nie jest klasycznym krawaciarzem, tylko dba o rozwój młodych talentów zdobywając niezbędne fundusze. „Chciałbym, aby młodzi Czesi zainspirowali się popisami mistrzów występujących w cyklu Grand Prix. Mam nadzieję, że kiedyś doczekamy się zawodnika na miarę „Tondy” Kaspera. Spore nadzieje wiążę z Janem Kvechem. W gronie utalentowanych adeptów jest 12-letni Jaroslav Vanićek, który już dużo potrafi” – stwierdził Jan Stovićek.

 

Żużlowcy Olymp Praha mają znakomite warunki do rozwoju. Po dwakroć w skali roku wyruszają na zgrupowania. W czeskich lasach wylewają hektolitry potu trenując na rowerach górskich. Ponadto zimową porą korzystają ze znakomitej bazy w Alpach austriackich, a gdy zatęsknią za smażenym syrem i hranolkami, wówczas przenoszą się do Szpindlerovego mlyna w Karkonoszach. Tuż przed rozpoczęciem sezonu, żużlowcy łakną kontaktu z motocyklem, przeto wyruszają do Francji lub Chorwacji. W marcu 2019 roku Ondrej Smetana (drugi rezerwowy w Anlas GP Czech) śmigał jak natchniony na torze w Lamothe-Landerron i wywarł na tyle korzystne wrażenie, że podpisał kontrakt w lidze francuskiej. Nie dość, że pojeździ we Francji, to jeszcze rodzicom przywiezie cosik innego aniżeli poczciwe wino z Moraw – Frankovkę…

 

Praktycznie w każdy wtorek i czwartek zawodnicy trenują na obiekcie przy ulicy Vojteśky 11. Zajęcia rozpoczynają się o godzinie 16.00. Kibice mają wstęp za darmo, a adeptów szkolą dwaj doświadczeni i utytułowani byli żużlowcy: Tomas Topinka i Zdenek Schneiderwind. Co niezwykle budujące, wszyscy zawodnicy klubu Olymp Praha mają obowiązek pomagać przy organizacji Grand Prix Czech. Dlaczego? Chodzi o to, aby młodzi sportowcy nie obrośli w piórka, tylko wiedzieli jak montuje się dmuchane bandy, jak rosi się tor i jak przygotowuje nawierzchnię. Ponadto zawodnicy utrzymują warsztaty w czystości, a więc nie mają czasu na zbijanie bąków, co przekłada się na etykę pracy. Sam Pavel Ondrasik pracował w pocie czoła i wcielił się w rolę gracarza podczas kwalifikacji. Przykład idzie z góry, a pańskie oko konia tuczy…

 

Stromovka… Zielona część Prahy. W centrum sportu młodzi kandydaci na żużlowców mają do dyspozycji sale gimnastyczne, siłownie, gabinety odnowy biologicznej, sauny, jacuzzi etc. Mają przeprowadzane regularne testy krwi, a o ich zdrowie troszczą się wysokiej klasy fizjoterapeuci. Dla wyjątkowo ambitnych są też dostępne lekcje jogi.

 

A pełny obraz zaangażowania w sportowy rozwój młodych ludzi można zaobserwować tuż obok stadionu Marketa. Zdenek Schneiderwind uczy chłopców jazdy na motocyklach z silnikami o pojemności do 125 ccm. Mini tor znajduje się za pierwszym wirażem nieopodal boiska do baseballa. Jak mawia Łukasz Kubot, Czesi z głową tworzą infrastrukturę do uprawiania sportu. Mistrz Aussie Open’2014 i Wimbledonu’2017 w grze podwójnej wie co mówi. Wszak ma czeskiego trenera – Jana Stoczesa i mieszka w stolicy Czech… Nic dodać, nic ująć…

 

Koldi na mistrza?

 

Statystyki nie zawsze mówią prawdę, ale… Jak dotąd odbyły się 23 edycje Speedway Grand Prix Czech… Istnieje silne przekonanie, że kto wygrywa zawody w Pradze, ten zostaje mistrzem świata na żużlu i leci spożywać homara na gali FIM. Przyjrzyjmy się zatem liczbom. W 1997 roku Greg Alan Hancock wygrywa GP Czech i zdobywa złoty medal IMŚ. Rok później na Markecie króluje Tony Rickardsson i sięga po mistrzostwo świata. Robi się ciekawie… W 1999 roku Tomasz Gollob wygrywa w Pradze, ale mistrzem jest Rickardsson. W 2000 roku Billy „Pocisk” Hamill jest najszybszy w Pradze, ale mistrzem zostaje Mark Loram. W 2001 roku Hamill znów rządzi w Pradze, lecz złoto zdobywa Tony Rickardsson. Jason Crump zwycięża w Pradze w 2002, 2003 i 2004 roku… Niestety hat trick nie przekłada się na złoto, jeno w jednej trzeciej… Mistrzem świata w 2002 roku jest Tony, rok później Nicki Pedersen, a dopiero w 2004 roku złoty medal ląduje na szyi Crumpa. W 2005 roku Rickardsson po raz ostatni wygrywa w stolicy Czech i zostaje mistrzem globu w tymże samym roku. W 2006 roku nie ma mocnych na Hansa Andersena, lecz mistrzem świata jest Crump. Nicki Pedersen wygrywa GP Czech w latach: 2007 i 2008. Duńczyk dochowuje tradycji i sięga po złoto IMŚ. W 2009 roku w Pradze wygrywa Emil Sajfutdinow, a złoto zdobywa Jason Crump. Tomasz Gollob jest najsprytniejszy w Pradze w 2010 roku i sięga po prymat na świecie. Greg Hancock triumfuje w Pradze w 2011 roku i jedzie na galę FIM do portugalskiego Estoril. Nicki Pedersen wygrywa nad Wełtawą w 2012 roku, ale mistrzem zostaje Chris Holder. Sezon 2013 zapisuje się złotymi zgłoskami w księdze Taia Woffindena i Brytyjczyk zostaje mistrzem świata lądując na gali w Monte Carlo. 2014 rok – w Pradze najszybszy jest Woffy, ale mistrzem świata zostaje Greg Hancock. W 2015 roku Tai znów jest królem Prahy i zdobywa złoto IMŚ, a potem odkrywa moc flamenco w Jerez de la Frontera... W 2016 roku Jason Doyle wygrywa w królestwie Ondrasików, ale mistrzem jest Greg Hancock. W 2017 roku Doyley znów sprawia, że Czesi słuchają hymnu „Advance Australia Fair” i wygrywa złoto IMŚ. W 2018 roku GP Czech wygrywa Fredrik Lindgren, a mistrzem świata zostaje Tai Woffinden. A zatem w jedenastu przypadkach na 23 rundy GP Czech, zwycięzca turnieju w Pradze został mistrzem świata. Janusz, szykuj się na triumfalne powitanie w Galicji!

 

Żartować nie ma co, bo Koldi, który bardzo rzadko zagląda do Czech, a z pewnością rzadziej niż Martin Vaculik czy Patryk Dudek, błyszczał na Markecie. Czescy spece od statystyk wyliczyli, że na przestrzeni minionych ośmiu lat, Koldi pojawił się na żużlowym torze w czeskiej krainie zaledwie 1 (!!!) raz. Jaki z tego płynie morał? Rzadko ścigaj się w Brezolupach, Pilźnie, Svitavach, Mseno i Slany, a wygrasz GP!

 

Janusza nie sposób nie lubić. To prawdziwy old schoolowy chłopak z Tarnowa. Na zegarze (ale nie na zabytkowym Orloju na Staromestske namesti) dochodziła 17.40, a Koldi pyta w swoim stylu: „Cegła, Tomasz, nie wiecie gdzie jest odprawa zawodników?” Janusz uwielbia być zakręcony. On nawet jak nic nie mówi, to i tak odnosi się wrażenie, że obmyśla nowatorskie metody szkoleniowe w swojej żużlowej akademii dla brzdąców. Przed laty gnał przez całą Polskę, żeby wesprzeć walkę małej Amelki z niszczycielską chorobą w Krośnie. To dusza człowiek. Jeździł jak natchniony, bez obciążenia. Nieważne czy zabierał się spod taśmy z czwartego pola zwanego przez tubylców: hrbitov (czyli cmentarz) czy jechał z drugiego pola… Wygrywał jak chciał. „Kurcze, Tomasz, ja to chciałbym tak teraz pójść do moich chłopaków, wyściskać ich, świętować z nimi, bo się napracowali przy motorach, a tu trzeba na konferencje prasowe, wywiady itd…” – mówił uszczęśliwiony Janusz, gdy na schodach wiodących z salki konferencyjnej na tor, próżno było szukać żywej duszy… „Powiedziałem dwa, trzy zdania, a ty użyłeś tylu zdań, żeby przełożyć to na angielski. Mi nie wchodzi ten język tak szybko do głowy” – mówił Janusz, który w 2011 roku w GP Czech zajął 16 miejsce i zdobył zaledwie 1 punkt. Cóż za metamorfoza sportowa… Na szczęście, kształt duszy Janusza nie zmienia się od lat. Podczas konferencji prasowej w Pradze niektórzy wytrenowani jak sztuczne małpki w cyrku, zapragnęli uciszyć Janusza, a Koldi miał to gdzieś i filuternie założył na moją głowę swoją wojskową czapeczkę. Uczynił to z wdziękiem niczym stryjaszek Pepin z powieści Bohumila Hrabala „Mestećko kde se zastavil cas” (Miasteczko, w którym czas się zatrzymał). I Janusz Kołodziej, trzykrotny indywidualny mistrz Polski (2005, 2010, 2013), po części jest takim uroczym sentymentalnym urwisem z miasteczka, w którym zegary stanęły… Nic sobie nie robi z otoczki GP, zbiera mozolnie punkty, szczerością wyznań przyćmiewa tych wszystkich, którzy niczym roboty powtarzają sponsorskie dyrdymały i wygrywa GP Czech. Mógłby zasiąść z Libuszą na wzgórzu Wyszehrad i spoglądać na nurt Wełtawy po tym historycznym triumfie…

 

 

Uradowany Kołodziej po zwycięstwie w Pradze (fot. PAP)

 

4 oczka w Warszawie, 7 w Krsko, 15 w Pradze. Janusz Kołodziej rozkręca się z rundy na rundę. Strach pomyśleć co wydarzy się w szwedzkim Hallstavik 6 lipca podczas czwartej rundy SGP… Zwycięstwo w Pradze wywindowało Koldiego z czternastego na siódme miejsce. Brawo, Janusz! Spoglądaj wciąż na świat oczami Bohumila Hrabala z restauracji „U Zlateho tygra”, a jeszcze niejeden raz udowodnisz, żeś tygrys, a nie przystawka do głównego dania…

 

Australijski luz

 

Bodaj najładniejszym wyścigiem Anlas GP Czech był bieg dwunasty. Cóż tam się działo, gdy Maciej Magic Janowski wchodził na centymetry pod Madsena i Lindgrena?! Baśniowy wyścig… Równie ekscytująco było w pierwszym półfinale, gdy na czoło stawki wysunęły się dwa kangury. Jeden z Newcastle, a drugi z Mansfield. Doyley i Fricke byli napędzeni niczym słynny australijski pociąg pędzący przez outback (The Ghan), ale do akcji wkroczył rozrabiaka z portowego miasta Vejle – Leon Madsen. Męskiej walce nie było widać końca… Boski bieg, równie smakowity jak koncert jazzowy w praskiej knajpce „U zlateho trumpetu”… Madsen wyprzedził Australijczyków. Mimo wszystko Max Fricke był szczęśliwy z występu, gdyż dzięki mądrym radom Marka Courtneya, uzbierał aż 13 punktów. Z kolei Jason Doyle może żałować, że taśma w ósmym wyścigu uszczupliła jego zasoby… Wtedy za Jasona pojechał Zdenek Holub, któremu silniki podstawili Joachim Kugelmann oraz Bo Brhel… Doyley po raz pierwszy w tym sezonie zameldował się w wielkim finale, zdobył 12 punktów i awansował z trzynastego na dziewiąte miejsce. „Dostrzegam postęp” – rzekł uśmiechnięty Australijczyk i niczym Hrabal z Billem Clintonem powędrował między drewniane stoły ustawione pod praskim niebem. Motocykle ucichły, wiatr przewracał liście, a Doyley i Fricke rozpoczęli miłą zabawę. Australijczycy to genialna nacja. Kiedy jest czas na pracę, pracują, a gdy jest czas na relaks to bawią się jak rock&rollowcy. Wzorowe proporcje. I do zabawy nie potrzebują złotych sztućców… Wystarczy znakomite towarzystwo… Jakżeż to ujmująco piękne… Przez chwilę powiało grozą, bo w pobliżu pojawili się rodacy Sienkiewicza i Mickiewicza, rozpoznali Jasona i zaczęli szeptać jak to możliwe, aby śmiać się do rozpuku w Pradze, skoro następnego dnia Doyley ma zawody w Grudziądzu. I to w najlepszej lidze świata… A Doyley bawił się doskonale, a w niedzielę 16 czerwca wykręcił 15 oczek w sześciu startach. Żenujące podejście naszych rodaków. Śledzić, wytropić, zajrzeć za kotarę… To tak jakby zaprosić gości do domu, a potem ich obgadywać, że jedli krewetki źle układając palce… Na szczęście Doyle mieszka w Anglii, a po zakończeniu kariery z pewnością obierze kurs na Down Under. W lidze czeskiej odnalazłby się szybko. Matej Kus i Petr Ondrasik wiedzą, że musi być czas na wysiłek, pracę zawodową, ale relaks jest niezbędny, o czym nad Odrą i Wisłą zdają się zapominać…

 

 

Tomasz Lorek, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie