Magiera: Rekordy Smarzek to dobra i zła wiadomość

Siatkówka

Podsumowując finałowy turniej Ligi Narodów siatkarek mógłbym zrobić „kopiuj - wklej” i wrzucić tutaj tekst, który napisałem w ubiegłym roku, tyle tylko, że musiałbym zmienić tytuł. Bo o ile wtedy byliśmy świadkami „Amerykańskiej uczty przy chińskim stole”, tak w tym roku uczestniczyliśmy co najwyżej w grillu. Jedno się nie zmieniło - Amerykanki znów okazały się najlepsze. A jak podsumować występ Polek? Jest duży postęp. Malwina Smarzek pobiła wszelkie rekordy. To dla nas i dobra i zła wiadomość.

Oglądając finał USA - Brazylia pewnie wielu kibiców patrzyło na to spotkanie przez pryzmat grupowych zmagań w F6 i występu w nim reprezentacji Polski. Podopieczne Jacka Nawrockiego przegrały wprawdzie i z USA, i z Brazylią, ale przy odrobinie szczęścia mogły wygrać przynajmniej jedno z tych spotkań, co gwarantowałoby udział w sobotnim spotkaniu półfinałowym. Byłoby to na swój sposób osiągnięcie bez precedensu, ale czy ewentualny awans do finałowej czwórki oznaczałby, że już należymy do bezpośredniej światowej czołówki? Chyba każdy zna odpowiedź na to pytanie.


Polkom za występ w tegorocznej edycji Ligi Narodów trzeba wystawić wysoką notę. Poprawiły wynik sprzed roku, to po pierwsze, po drugie awansowały do finałowej rozgrywki, po trzecie, i co w sumie najważniejsze - zrobiły ogromny postęp jeżeli chodzi o organizację gry i - tutaj brawa dla Jacka Nawrockiego - udało się wreszcie zbudować solidny fundament stanowiący podstawę i szkielet drużyny.


Swoje zrobiła - jak zwykle - Malwina Smarzek i trudno sobie na dziś wyobrazić naszą drużynę bez tej zawodniczki. „Malwi” też, podobnie jak cały zespół, poprawiła swoje statystyki sprzed roku, śrubując rekord zdobytych punktów w całej edycji rozgrywek na poziom nieosiągalny dla konkurencji. Ponad 400 zdobytych punktów robi wrażenie i tutaj wielkie gratulacje, ale... No właśnie. Wynik Malwiny może cieszyć, ale z drugiej strony jednak trochę bardziej... martwi, bo dla zespołu i trenera Nawrockiego byłoby pewnie lepiej, gdyby część tych punktów, i to wcale nie taka mała, rozłożyła się na konta naszych lewoskrzydłowych.


Ogromnym pozytywem pierwszej części sezonu reprezentacyjnego jest też bardzo spokojne i umiejętne wprowadzanie do drużyny Magdaleny Stysiak, która miała momenty lepsze i gorsze, ale w tym wieku, w zupełnie nowym towarzystwie, to absolutnie normalne. Kibiców z pewnością ucieszyła informacja, że nasza młoda siatkarka zdecydowała się na wyjazd do Włoch i w nowym sezonie reprezentować będzie barwy klubu Serie A Savino Del Bene Scandicci. To bardzo dobry ruch, bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że włoski klimat bardzo służy dalszemu rozwojowi. Wystarczy spojrzeć na Smarzek, Agnieszkę Kąkolewską, o Joannie Wołosz nawet nie ma co wspominać.


Do Włoch wyjeżdża też inna młoda, zdolna i obiecująca siatkarka - Zuzanna Górecka. Ona też niedługo dostanie swoje szanse w dorosłej reprezentacji, ale na razie ma inne obowiązki i pojechała z juniorską kadrą na mistrzostwa świata do Meksyku.


Przed nami najważniejsza część sezonu reprezentacyjnego. Turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich i mistrzostwa Europy. Po tegorocznej Lidze Narodów pewne są dwie rzeczy. Pierwsza i najważniejsza dotyczy drużyny i zawodniczek, które po doświadczeniach tego roku na pewno nie wystraszą się żadnego przeciwnika. Druga dotyczy Magdy Stysiak, która po doświadczeniach z finałowego meczu grupowego z USA na pewno, już nigdy w życiu, nie złapie piłki w ręce po zagrywce rywalki.

Marek Magiera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie