Kowalski: Legia pokonała beniaminka, ale wszystko co ważne już w tym roku przegrała

Piłka nożna
Kowalski: Legia pokonała beniaminka, ale wszystko co ważne już w tym roku przegrała
Fot. Cyfrasport

Legia Warszawa pokonała Raków Częstochowa i można odnieść wrażenie, że wszystko przy Łazienkowskiej już gra. Objawił się nawet napastnik z prawdziwego zdarzenia Jarosław Niezgoda, który wbił trzy gole. Klub wrzucił do mediów społecznościowych filmik z szatni, w którym szczęśliwy trener Legii instruuje nowego pomocnika Luquinhasa, jak inicjować kibicowskie przyśpiewki. Brazylijczyk szybko chwyta, wszyscy tańczą wkoło. Jest wesoło.

Trzy punkty z beniaminkiem to jednak tylko bardzo wątła przykrywka tego, co zostało właśnie w klubie spartaczone i co będzie się długo odbijać się czkawką. Drużyna trzeci raz z rzędu nie weszła do fazy grupowej Ligi Europy (o Lidze Mistrzów nikt już nawet nie marzy), czyli ni mniej ni więcej znów nie zgadza się kasa (nawet prognoza budżetowa przewidywała wpływy  z UEFA po zakładanym awansie). Przepadły punkty do rankingu, który sprawiał, że polska drużyna nie musiała się przebijać z samego dna eliminacyjnego sita, nie mówiąc o stratach wizerunkowych itp. Można byłoby się z tym łatwiej pogodzić, gdyby na drodze stanęła jakaś bardzo dobra drużyna poza zasięgiem, ktoś z innej planety.

 

Ale Glasgow Rangers to była tylko wielka nazwa. Zespół bardzo zbliżony do Legii. Tego jednego gola, który mógł dać awans, w dwóch meczach można było jednak wbić. Trener Aleksandar Vuković konsekwentnie stawiał jednak na Sandro Kulenovica, która jak wiadomo skuteczny nie jest. Po meczu podziękował swoim zawodnikom, powiedział, że to była godna porażka, a rywal wymagający oraz wygłosił jeszcze kilka podobnych truizmów. Czyli tak naprawdę nic się nie stało, bo drużyna walczyła i odpadała z kimś wyjątkowym. Otóż, panie Vuković, jednak się stało.

 

Naprawdę trudno pojąć, dlaczego trener po raz kolejny nie dał nawet minuty napastnikowi, który ewidentnie potrafi strzelać gole. Chodzi oczywiście o Carlitosa. A jego jedyną wadą było to, że akurat się z trenerem skłócił. Jeśli "przegiął" zbyt mocno, należało go od drużyny odsunąć, a jeśli już pojechał z drużyną do Glasgow, to jego wyjątkowy instynkt strzelecki powinien być wykorzystany. Na ten moment, o co apelowano do Serba już przed meczem, powinien schować swoje osobiste uprzedzenia. Dla dobra wyższego, jakim był ten awans nie tylko dla Legii, ale całej polskiej piłki. Po prostu dać sobie szansę na tego gola. Ale okazał się on twardy jak skała. Nie dał Hiszpanowi zagrać i koniec.

 

A naprawdę trudno uwierzyć, że zawodnik, który w dwóch sezonach strzelił w polskiej lidze 40 goli nie nadawał się w takim meczu nawet na chwilę. W normalnej firmie, ktoś kto w obliczu takiej możliwej ogromnej straty finansowej, nie korzysta z eksperta, który mógłby uchronić przed katastrofą, a jest do dyspozycji i płaci mu się drugą najwyższą pensję  – ponad 500 tysięcy euro rocznie, byłby posądzony o niegospodarność. Żeby nie powiedzieć mocniej, o sabotaż. Na szczęście dla szkoleniowca, to tylko sport…

 

Wciskanie kitu o godnej porażce i ekscytowanie się trzema punktami z Rakowem jest zamiataniem sprawy pod dywan. Oczywiście trener ma wielką szansę, aby za rok wygrać mistrzostwo własnego podwórka, ale wszystko co naprawdę ważne w tym roku już przez Legię Vukovica zostało przegrane.

Cezary Kowalski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie