MŚ koszykarzy. Romański: 92 procent normy wykonane
Wejście do ósemki najlepszych drużyn świata, to 92 procent maksymalnie wyśrubowanej normy - pisze po czwartym meczu Polaków w Chinach, wygranej z Rosją 79:74, i awansie do ćwierćfinału mistrzostw świata koszykarzy komentator Polsatu Sport Adam Romański.
38 wykonywanych, 35 celnych. 92 procent. Taką skuteczność rzutów wolnych zanotowali polscy koszykarze w piątkowym meczu z Rosjanami. Dawali się faulować, ba! - z radością witali kolejne przejawy agresji rywali, które stawiały ich na linii rzutów wolnych. Adam Waczyński trafił 9 z 10. Damian Kulig spudłował tylko raz na 9 rzutów. Michał Sokołowski miał 6/6. Niesamowity, szalony, harujący po obu stronach boiska twardziel Mateusz Ponitka, który kilka dni temu cierpiał na linii wolnych w meczu z Chinami, tym razem zanotował perfekcyjne 9/9.
Ponitka w piątek trafiał - i to nie tylko wolne - nawet mimo tego, że kończył mecz z dwoma szwami na ustach. Rana powstała po zderzeniu z… Waczyńskim, a kiedy lider naszej reprezentacji opublikował zdjęcie na Twitterze, zyskał od razu nowy pseudonim - Joker, najlepiej zrozumiały dla fanów serii filmów z Batmanem.
🇵🇱🐎🏀 4-0 ✔💪🔥 (and two stitches extra) 😎 pic.twitter.com/utSmZmJohG
— M.M.Ponitka (@1Ponitka0) September 6, 2019
W #StudioAdRom na YouTube, gdzie po meczu z Rosją rozmawiałem z zawodnikami, trenerami, ekspertami i dziennikarzami, Jakub Schenk, który w tym sezonie debiutował w reprezentacji, a także dyrektor kadry Marek Popiołek wspomnieli o ważnej sprawie w kontekście tych właśnie rzutów wolnych. Po każdym treningu od początku kadencji Taylora (2014 rok) Polacy ćwiczą rzuty wolne pod presją. Rzucać musi cały zespół, wszyscy muszą trafiać, a za każde pudło odlicza się dwa punkty dla rywala. To symulacja końcówki, rzucania pod presją. Kiedy właśnie rzuty wolne są ważne.
I w piątek właśnie były. Świetnie się czyta takie opinie, jak ta w „Przeglądzie Sportowym”, którą wyraził znakomity niedawny zawodnik rosyjski Andriej Kirylenko (gracz NBA, mistrz Europy, medalista olimpijski), który jest obecnie prezesem rosyjskiej federacji koszykarskiej. „Nie możesz pozwolić sobie na zaciętą końcówkę z takim zespołem, o którym wiesz, że potrafi rozstrzygać spotkania na finiszu” - mówił o Polakach Kirylenko, a ja przecierałem oczy ze zdumienia. To o Polsce? O naszych koszykarzach?
Cóż za odmiana! Przez ostatnie 28 lat, od kiedy jako dziennikarz stale jestem obecny na meczach reprezentacji, przyzwyczaiłem się do tego, że to my przegrywamy większość końcówek, trudnych meczów, zaciętych rywalizacji. Tego koszykarskiego szlachectwa, jakim jest wygrywanie meczów równych i trudnych, dotąd nie posiedliśmy. Ale skoro ktoś taki jak Kirylenko widzi odmianę, to trzeba to mocno podkreślić.
Bo Rosjanin mówił prawdę. Polacy przestali się denerwować i panikować, a to oni wpychają w panikę rywali. Jak to określił na Twitterze Piotr Zarychta z „Magic Basketball”, wciągamy rywali w błoto i nie puszczamy. To prawda. Wygrane naszego zespołu nie są piękne, ale też być nie muszą. Nie mam nic przeciwko temu, żeby były to kolejne wygrane, w których prawie połowę punktów rzucamy z linii rzutów wolnych.
Układ tych mistrzostw świata jest dla Polski taki, że obecnie każdy kolejny mecz będzie z rywalem z kolejnej, wyższej półki. Po trzech wygranych w pierwszej grupie z zespołami, które miały pojedynczych zawodników z poziomu NBA i Euroligi, w piątek zespół Mike’a Taylora wygrał z ekipą, która miała praktycznie wyłącznie w składzie zawodników Euroligi, w tym czterech ze składu mistrza tych rozgrywek CSKA Moskwa. Żaden z grających przeciwko Polakom Rosjan nie jest w światowej koszykówce anonimowy.
Dali radę, ale w niedzielę Argentyna ma graczy jeszcze mocniejszych. Tam grają nie tylko zawodnicy z Euroligi, ale także mistrz olimpijski z 2004 roku i gwiazda NBA przez 10 sezonów Luis Scola. Także w reprezentacji Argentyny jest niebywały koszykarski maluch Facundo Campazzo (181 cm wzrostu), który był w ostatnim sezonie liderem Realu Madryt i został MVP finałów ligi hiszpańskiej. Z kolei MVP rundy zasadniczej i królem strzelców tej samej ligi, najlepszej krajowej w Europie, był w ostatnim sezonie Nicolas Laprovittola. Jakby to było mało, Argentyńczycy mają też w składzie jeszcze trzech zawodników z poziomu pierwszej piątki zespołów Euroligi.
A w przyszłym tygodniu (gramy ćwierćfinał we wtorek, a później albo półfinał i o medale w piątek i niedzielę, albo o miejsca 5-8 w czwartek i sobotę) to już w ogóle będzie bal. Na pewno w ósemce obok Polaków będą Serbowie i Hiszpanie, a najprawdopodobniej także USA, Brazylia, Australia i Francja. Bliscy odpadnięcia są Grecy i Litwini… We wszystkich tych drużynach grają nie tylko uznane gwiazdy Euroligi, ale także gwiazdy NBA, z MVP tej ligi, Grekiem Giannisem Antetokounmpo na czele…
Dlatego 92 procent, tę liczbę oznaczającą skuteczność rzutów wolnych Polaków w meczu z Rosją, pożyczę sobie jeszcze do jednego celu. Tyle mniej więcej z maksa, którego da się wycisnąć z tych mistrzostw świata koszykarzy Chiny 2019, wycisnęli już polscy koszykarze. Awans do ćwierćfinału, ósemki najlepszych drużyn świata, to 92 procent maksymalnie wyśrubowanej normy. Osiem procent zostawiam sobie na kolejne sensacje w ćwierćfinale i później, w walce z tymi herosami koszykówki. Z tą grupą inteligentnych walczaków, która w Chinach przywdziewa biało-czerwone kostiumy, wszystko jest możliwe.
Cały program #StudioAdRom Max na YouTube omawiający mecz z Rosją, z ocenami zawodników i rozmowami z obecnymi w Chinach Szymonem Zaworskim (Polsat Sport) i Markiem Popiołkiem (dyrektorem reprezentacji), a także reprezentantem Polski, rozgrywającym Polskiego Cukru Toruń Jakubem Schenkiem, byłym asystentem trenera kadry Wojciechem Kamińskim oraz dziennikarzem Polsatu Sport Łukaszem Ceglińskim, pod linkiem: https://www.youtube.com/watch?v=9hVAB9a-41k
Przejdź na Polsatsport.pl