Brewster zdradza po latach, jak znalazł sposób na Gołotę
Lamon Brewster (35-6, 30 KO), były mistrz mistrz świata wagi ciężkiej, pod którego ciosami padali między innymi legendarny Władymir Kliczko (64-5, 53 KO) czy Andrzej Gołota (41-9, 33 KO) opowiada w rozmowie z Polsatsport.pl, że dobrze pamięta walkę z Polakiem w Chicago. I zdradza przyczynę tak błyskawicznej porażki naszego pięściarza.
"Kiedy zabrzmiał gong, Gołota zamiast boksować, chciał iść ze mna na wymianę, cios za cios. Posłuchaj - nie było wtedy zbyt wielu ludzi na świecie, którzy mieliby szanse walcząc ze mną w ten sposób, więc to mi bardzo pasowało. Ja wściekły, on tuż przede mną - trudno było Gołoty nie trafić" - mówi Brewster.
Przymysław Garczarczyk: Jak zapamiętałeś walkę z Andrzejem Gołotą w Chicago? Co się działo, dlaczego byłeś taki wściekły?
Lamon Brewster: Pamiętam, że dałem mu szansę walki o tytuł mistrza świata. Nie musiałem tego robić, więc pamiętam jak dzień przed walką powiedział, że mnie znokautuje. Pomyślałem… "OK", ale on sprawiał wrażenie, że (już wtedy) chce się ze mną bić, więc mówię do niego: "Co teraz tak podskakujesz? Przecież mamy się bić jutro!?" Jakby mnie uderzył, byłaby bitka, od razu. Wtedy już mnie wkur… bo wcale nie musiał być moim rywalem. Jeszcze na dodatek, kiedy wychodziliśmy do walki, ludzie na mnie pluli. Wierz mi - nigdy bym czegoś takiego nie wymyślił, nie kłamałbym. W tym momencie, to już nawet nie chciałem normalnej walki, zapomniałem o tym. Chciałem ulicznej bijatyki.
Wiedziałeś o tym, że u bukmacherów w Las Vegas to Gołota był faworytem? Zwracasz na coś takiego uwagę?
LB: Nigdy, bo pięściarz nigdy nie może wychodzić na ring zastanawiając się nad opinią innych. Zostałem bokserem, bo chciałem być mistrzem świata wagi ciężkiej. Nie dlatego, że chciałem być kimś znanym, czy zarobić dużo pieniędzy, czy żeby ludzie płacili za oglądanie mnie na ringu. Chciałem po prostu móc kiedyś powiedzieć - byłem mistrzem świata wagi ciężkiej. Było mi wszystko jedno z kim walczę. Gdybym się przejmował tym, co ludzie o mnie myślą, nigdy nie wyszedłbym z getta. Pewnie ciągle bym tam był - pomiędzy handlarzami narkotyków i nie wiadomo kim jeszcze. Ponieważ zawsze w siebie wierzyłem, nie wyobrażałem sobie, że ktoś mnie może zatrzymać. Nokautowałem wszystkich, którzy byli mi na drodze. Gołota był jednym z nich.
Czy patrząc wstecz na karierę - jest coś, czego żałujesz? Jest walka którą mogłeś brać, albo taka, której nie powinno być?
LB: Tak naprawdę, to prawdziwy fighter nigdy nie powie, że nie chce już walczyć. Ludzie wokół ciebie muszą to zrobić. To jak z walką pitbulli - nie to, że ja popieram walki psów - ale taki przykład. Prawdziwy pitbull, jak ma już tylko jedną nogę, został mu kawałek ucha i tak będzie myślał, że może zabić wszystko dookoła. Jak jesteś lwem, to też się nie przejmujesz, gdzie walczysz, czy u siebie, czy na czyimś podwórku…
...nigdy nie sprawiało ci to różnicy.
LB: Nie! W ringu jesteś tylko ty i ja. Lepiej, żebyś miał po swojej stronie sędziego, ale i tak to może nie pomóc. Lew nie powie: "Nie mogę zabijać, bo tutaj tyle byków się przygląda". Robisz to, po co przyszedłeś. Tacy są prawdziwi faceci.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze