Cała prawda o (t)Trawniku na PGE Narodowym

Piłka nożna
Cała prawda o (t)Trawniku na PGE Narodowym
Fot. Cyfrasport

Po jednym z meczów kadry, w środku nocy, do Mateusza Borka zadzwonił właściciel firmy „Trawnik Producent”, która układa murawę na PGE Narodowym. W kierunku komentatora Polsatu Sport poleciały k.. i ch... Pretensje były o to, że dziennikarz naszej stacji „śmiał” powiedzieć prawdę o tym, w jakim stanie jest murawa i kto za to odpowiada. Ale jeśli ktoś myśli, że tylko jej wykonawca jest winny skandalowi, jakiego od kilku spotkań jesteśmy świadkami, jest w błędzie. Sprawa jest bardziej złożona.

Na początek fakty. Na papierze wydaje się, że niewiele można zrobić. Tak przynajmniej twierdzą w mediach ludzie z „Trawnika”, a także przedstawiciele PGE Narodowego i PZPN.

 

Firma wykonująca murawę podkreśla, że robi wszystko zgodnie z przedmiotem zamówienia. Murawa spełnia wymagania, a że nie chcę się ukorzenić, jest mokra, śliska itd. to wina kilku czynników: specyfiki stadionu – trawę układa się na betonie; pory roku – jesienią, a zwłaszcza w listopadzie trawa w Polsce już nie wegetuje; no i czasu, jaki firma ma na ułożenie nawierzchni – w skrócie zbyt krótkiego, by darń zdążyła się ukorzenić. 

 

PGE Narodowy twierdzi, że też niewiele więcej może zrobić. Spółka należy do Skarbu Państwa, ma gospodarować tak, by stadion na siebie zarabiał. Na układanie murawy ogłasza za każdym razem przetarg – na krótszy lub dłuższy okres lub liczbę „rozłożeń” murawy. W przetargu są parametry, jakie ma spełniać trawa, zgodne z wymogami UEFA, na które w umowie najmu stadionu wskazuje PZPN. Oczywiście ważne jest doświadczenie firmy no i - co oczywiste - cena. Wygrywa za każdym razem „Trawnik”. Od dłuższego czasu jest jedynym oferentem.

 

PZPN mówi, że wynajmuje stadion od spółki zarządzającej PGE Narodowym razem z murawą. Wprawdzie płytę odbiera delegat PZPN, ale nie zna się na jakości trawy, sprawdza jedynie czy boisko generalnie nadaje się do użytku. PZPN zgłasza uwagi, ale twierdzi, że nic więcej zrobić nie może – no chyba, że wyniesie się z PGE Narodowego.

 

W sprawę zaangażował się ponoć sam premier Mateusz Morawiecki, który po meczu ze Słowenią, miał obiecać w szatni piłkarzom, że przyjrzy się problemowi. Spółka stadionowa podlega ministrowi sportu, czyli na dziś właśnie premierowi.

 

„Trawnik Producent” poczuł się chyba zagrożony, a już na pewno urażony. Nie wiemy, czy jego szef Arkadiusz Gumieniczuk znów gdzieś dzwonił, ale wiemy na pewno, że firma wydała oświadczenie, w którym twierdzi, że w aktualnych warunkach jakie panują w Polsce, murawa była ok. Co do szefa to wszyscy, którzy go znają mówią, że to dość specyficzny osobnik. Ponoć lubi dzwonić nie tylko do dziennikarzy. Podobno bywa, że nie jest wtedy w najlepszej formie. Język, mówiąc delikatnie, ma dość szorstki.

 

- Gdyby w Niemczech człowiek od trawy zadzwonił do komentatora telewizyjnego reprezentacji kraju, w środku nocy, na dodatek w nie do końca dobrej formie, zrobiłby się mega skandal. Nie chcę rozkręcać z tego afery, ale z tą murawą trzeba w końcu coś zrobić, bo jej stan to absolutny skandal – mówi nam Mateusz Borek, który o telefonie od pana Gumieniczuka opowiedział ze szczegółami w „Prawdzie Futbolu” Romana Kołtonia (nagranie znajdziecie poniżej). 

 

 

 

Biznes związany z układaniem murawy jest w Polsce bardzo trudny. Zajmujące się tym firmy często mają kłopoty – mówią ludzie, którzy na trawie się znają.

 

- Przy okazji Euro 2012 w Polsce zaczął się boom na układanie nowych muraw. Powstało kilka firm, które się tym zajmowały. Można było zarobić dużo i szybko. Potem liczba zamówień spadła, rynek okazał się płytki, nie ma dziś chociażby „Zielonej Architektury”, która kładła murawy na wielu stadionach. Te które wciąż działają – często walczą o życie. Tną koszty, rezygnują z doświadczonych pracowników. A hodowla trawy, zwłaszcza tej stadionowej, a później układanie murawy to sztuka ocierająca się o magię. Niewielu ludzi na świecie się na tym zna – mówi nam ekspert, który zajmował się w przeszłości sprawami murawy m.in. na Stadionie Narodowym.

 

Nie chce zdradzać nazwiska, bo środowisko jest bardzo małe i hermetyczne. Dodaje, że wiele osób najnormalniej w świecie boi się szefa Trawnika. „To bardzo ostry gracz, który potrafi działać niezwykle twardo, wręcz brutalnie, jeśli chodzi o dbanie o interesy firmy” – mówi o nim nasz rozmówca.

 

Z końcem listopada kończy się aktualna umowa pomiędzy „Trawnikiem”, a spółką zarządzającą stadionem. Przedstawiciele firmy twierdzą w mediach, że rozwiązaniem może być trawa hybrydowa, która leży chociażby na Energa Arenie w Gdańsku. Prezes Boniek sugeruje, że trzeba sprawić, by firma miała więcej czasu na ułożenie murawy, mogła ją wypielęgnować i dać jej „wrosnąć w Narodowy”.

 

- To wszystko mało poważne propozycje. Murawa hybrydowa to koszt nawet 1,5-2 mln za każdym razem. To musi oczywiście kosztować więcej niż teraz, ale nie aż tyle. Proszę zwrócić uwagę, że „Trawnik” od zawsze dostarcza trawę na Narodowy, a problemy są dopiero od jakiegoś czasu. Dlaczego? Wygląda na to, że ludzie ze stadionu, którzy powinni pilnować jakości, albo nie robią tego, ale się na tym nie znają – uważa nasz rozmówca.

 

- Zacznijmy od przetargu. Nie wiem, co jest obecnie w specyfikacji; wcześniej był zapis, że trawa ma mieć rolkę o szerokości 2.20 m. Taką maszynę do wycinania murawy ma w Polsce… chyba wyłącznie firma Trawnik. W Europie może jeszcze jeden, dwóch producentów. To z góry wyklucza innych w udziale w przetargu – twierdzi nasz informator.

 

- To już nieaktualne – mówi rzecznik PGE Narodowy Monika Borzdyńska. – Prowadząc przetarg w 2017 roku nasza spółka otrzymała od firmy PARGO wniosek o zmianę wymogów w zakresie szerokości rolki. Firma argumentowała, że dopuszczenie rolki o szerokości 1,2 m wpłynie na możliwość złożenia oferty. Spółka pozytywnie odpowiedziała na otrzymaną prośbę, dopuszczając zaoferowanie murawy w rolce o szerokości 1,2 m. Pomimo zmian w zapisach dokumentów przetargowych, firma PARGO nie złożyła oferty. W ostatnim przetargu na układanie murawy na wszystkie mecze zaplanowane w 2019, chcąc zwiększyć konkurencyjność przetargu, znów ustaliliśmy szerokość rolki na poziomie nie mniejszym niż 1,2 m. I znów zgłosił się tylko "Trawnik" - dodaje rzeczniczka. 

 

- Druga sprawa to jakość trawy – kontynuuje ekspert, do którego dotarliśmy. To oczywiste, że firma dostarczająca funkcjonuje po to, by zarabiać. Oczywiście nie twierdzę, że „Trawnik” specjalnie daje złą trawę. Problem jest inny – plantacja tej firmy leży na północy kraju (w okolicach Szczecinka – przyp. red). Pole jest położone na bardzo gliniastym podłożu, a to sprawia, że trawa z niego wycięta nie przepuszcza łatwo wilgoci. Łatwo może się za to zagrzybić lub zaparzyć. Tak zresztą było raz na Narodowym. Ale najważniejszą sprawą jest pora roku. Jesienią trawa nie powinna być sprowadzana z Polski, bo już nie wegetuje. A gdzieś z południa – Węgier, może Rumunii. A jeśli już od nas z kraju to gdzieś z centralnej Polski, by nie jechała pół doby w tirach – twierdzi nasz rozmówca.

 

- Jakość trawy za każdym razem jest sprawdzana zgodnie ze wszystkimi wymogami UEFA. Mamy służby i urządzenia, które to kontrolują. Za każdym razem wszystko jest zgodne z normami – twierdzi Borzdyńska.

 

- Nawet ta trawa, która rośnie na plantacji pod Szczecinkiem jest lepsza i gorsza – opisuje dalej nasz informator. Znów nie twierdzę, że właściciel będzie chciał dać gorszą, ale czy ktoś sprawdza, którą trawę wycina? Czy na pewno tę najlepszą, jaka rośnie na jego plantacji. Poza tym taka trawa, zanim zostanie wycięta, musi rosnąć ok. półtora roku. To jest przyroda. Najnormalniej w świecie może ostatnie „zbiory” nie były tak udane, może po prostu warunki były gorsze, zima dłuższa, lato gorętsze itd. To wszystko ma znaczenie. Parametry UEFA to jedno, a „żywotność” to drugie. Nie wiem, jak jest teraz, ale bywało, że przedstawiciele Narodowego jeździli na plantację „Trawnika” i starali się wybrać partię do wycięcia – twierdzi nasz informator.

 

Jak jest obecnie?

 

- Parametry sprawdzamy po przyjeździe murawy na stadion – przyznaje Borzdyńska

 

Czyli kto jest winny?


- Tak naprawdę i wszyscy i nikt. Nie można mieć pretensji do „Trawnika”, że chce zarobić. Wierzę, że chce też dostarczyć dobry towar, ale może nie zawsze go ma. PGE Narodowy może walczyć o jakość, ale tylko w granicach zawartej umowy. PZPN mógłby włączyć się w tryb wyboru murawy, czy jej dostawcy, a umywa ręce – dodaje ekspert.

 

- Będziemy chcieli zaprosić przedstawicieli PZPN do udziału w procesie przygotowania przetargu, warunków tego przetargu, potem do udziału w procesie układania murawy – informuje Borzdyńska.

 

Czy to wystarczy?

 

- Na pewno pomoże, jeżeli PZPN włączy się w proces przygotowania specyfikacji dla murawy. Trzeba przygotować specjalny podręcznik, który określi wszystkie parametry. Ekstraklasa to np. zrobiła. Ale najważniejsze w tym wszystkim są pieniądze. Za te 400 tysięcy, które dziś „Trawnik” dostaje za ułożenie murawy, nie da się zrobić dużo więcej. Trzeba sobie zdać sprawę, że jeśli PZPN płaci około miliona złotych za wynajem całego stadionu – z ochroną, mediami, cateringiem itd., a sama murawa powinna kosztować od 800 tysięcy do miliona złotych, to trzeba po prostu dołożyć pieniędzy. Związek na dniu meczowym zarabia od pięciu do siedmiu milionów złotych. Po tej murawie biegają piłkarze, którzy są warci kilkaset milionów złotych. Te pieniądze po prostu muszą się znaleźć, choć bez powołania fachowego zespołu, przygotowania szczegółowej procedury, a potem stałego jej poprawiania i monitoringu nic się nie zmieni – kończy nasz rozmówca.

 

Zatem czekamy. Premier Morawiecki, pełniący obecnie obowiązki szefa resortu sportu ma duże pole do popisu. Szefowie PZPN też muszą głębiej sięgnąć do kieszeni. A PGE Narodowy zatrudnić ludzi, którzy będą w stanie przypilnować wykonawcy, by była 100% pewność, że lepiej się nie dało.

 

Dziś jej nie ma.

Robert Małolepszy, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie